ME piłkarzy ręcznych 2016. Michael Biegler - Niemiec, który wygrywa dla Polski

Chciał zostać muzykiem albo lekkoatletą. Nie udało się. Z matematyką też mu nie wyszło, podobnie z piłką ręczną. To znaczy z nią nie poradził sobie jako zawodnik. A w roli trenera prawdziwe momenty chwały przeżywa dopiero po 30 latach pracy. Michael Biegler, Niemiec, który wygrywa dla Polski.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas- Nie chodzi o to, że mamy coś przeciwko trenerowi. Wydawało nam się, że dobrze funkcjonuje ten pomysł i wolelibyśmy przy nim zostać. Trudno, my jesteśmy tylko od grania, nie od decydowania - mówił Bartosz Jurecki we wrześniu 2012 roku. Wtedy Związek Piłki Ręcznej w Polsce zatrudnił na stanowisku szkoleniowca męskiej kadry Michaela Bieglera.

Kadra wolała Wleklaka

Często mówi się, że Niemiec zastąpił Bogdana Wentę, który zastał polską piłkę ręczną drewnianą, a zostawił murowaną. Ale naprawdę było inaczej. Formuła współpracy Wenty z kadrą się wyczerpała, czego dowodem brak kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Londynie. Szkoleniowca, który poprowadził drużynę do srebra MŚ 2007 i brązu MŚ 2009, najpierw zastąpili jego asystent Daniel Waszkiewicz i były kapitan jego drużyny, Damian Wleklak. I to ten duet wydawał się nam wszystkim - bo nie tylko zawodnikom - lepszą opcją dla kadry niż Biegler. Z Wentą Niemca nawet nie porównywano.

Wiedzieliśmy, że Biegler to ciekawy człowiek, który sporo w życiu przeszedł. Od trzeciego roku życia grał na flecie poprzecznym i organach, ale kiedy zdał już testy do słynnej, mającej 150 lat wyższej szkoły muzycznej w Kolonii, postanowił, że jednak postawi na sport. Wybrać mógł też matematykę, bo rozumie ją ponoć tak dobrze, że bez trudu mógłby najpierw ją studiować, a później wykładać. - Uwielbia ją. W każdej podróży, w wolnych chwilach zawsze widzę go z sudoku - mówi asystent Bieglera w naszej kadrze, Jacek Będzikowski. Ale i sport niemiecki szkoleniowiec pokochał wcześnie. Od szóstego roku życia trenował lekkoatletykę. - Dyscypliny siłowe, rzuty, pchnięcia - mówi wiceprezes ZPRP Henryk Szczepański. - Tak naprawdę był wszechstronny, mógł zostać wieloboistą - precyzuje Będzikowski. Niemiec postawił na piłkę ręczną. I nie spełnił się jako zawodnik. - Czytałem jego życiorys, kiedy starał się o posadę. I powiem szczerze, nie pamiętam nazwy żadnego klubu, w jakim grał - mówi Szczepański. Trudno pamiętać, bo Biegler nie zaistniał wyżej niż w niemieckiej trzeciej lidze. Z tego, że kariery nie zrobi szybko zdał sobie sprawę. Już w wieku 24 lat postawił wszystko na trenerkę. Ale przejście z parkietu na ławkę nie było łatwe, nie odbyło się bezboleśnie. To wtedy uzależnił się od alkoholu i leków. Problemy pokonał. Za to z miejsca zyskał nasz szacunek, kiedy przyjechał do Polski. Ale trudno było witać go z entuzjazmem, skoro obejmując nasz narodowy zespół nie miał w dorobku ani jednego dużego sukcesu mimo 30-letniego już stażu. Chwalić mógł się najwyżej trzyletnim asystowaniem prowadzącemu reprezentację Niemiec Heinerowi Brandowi, ewentualnie szkoleniem bramkarzy brazylijskiej kadry. Sam opowiadał w jednym z wywiadów po podpisaniu umowy z ZPRP, że partnerka rzuciła mu się na szyję i serdecznie go wyściskała, ciesząc się, że wreszcie wystąpi w tak poważnej roli.

Wygrywa i przeprasza

Jeszcze rok temu, gdy Polacy szli po brązowy medal mistrzostw świata w Katarze, pisałem, że nie mają z ławki odpowiedniego wsparcia. Nie trzeba było szczególnej spostrzegawczości, by zauważyć, że grą zespołu kierują raczej doświadczeni zawodnicy na pozór też przecież doświadczony, 54-letni Biegler. Na przerwach w meczach to oni ustalali, jak rozegrają najważniejsze akcje. - Oni już zdobywali medale mistrzostw świata, a ja nie, mają większe doświadczenie - zaskakiwał trener.

Teraz też zaskakuje. - Proszę was, wspierajcie chłopaków. Mnie oszczędzać nie musicie, ja jestem już starym człowiekiem, któremu presja nie szkodzi - mówił przed startem mistrzostw Europy. Po nerwowych meczach z Serbią oraz Macedonią i wyszarpanych zwycięstwach też odciążał zawodników. - To wyłącznie moja wina, powinienem był wysłać na boisko skoncentrowanych graczy - mówił po końcówce horroru z Macedonią, gdy w dwie minuty daliśmy sobie rzucić trzy bramki i prawie straciliśmy punkt.

Zmianę w zachowaniu Bieglera dostrzegają szczególnie ci, którzy pamiętają, jak w 2013 roku odcinał się od zespołu po klęsce z Węgrami 19:27 już w 1/8 finału mistrzostw świata. - Nie rozumiem, dlaczego zawodnicy zagrali tak słabo - mówił wtedy.

Rok później też był pod ścianą. Z mistrzostwami Europy w Danii Polska omal nie pożegnała się już po pierwszej fazie. Po porażkach z Serbią i Francją graliśmy z Rosją mecz o pozostanie w turnieju. Do przerwy przegrywaliśmy 10:14. Na szczęście wygraliśmy 24:22 i później m.in. dzięki rozbiciu Szwecji 35:25 skończyliśmy imprezę na szóstym miejscu. Nasza federacja pewnie nie zwolniłaby Bieglera nawet gdyby po Rosji kadra musiała wrócić do kraju. Działacze od początku powtarzali, że po sukcesach za kadencji Wenty wrócić do gry o medale kadra ma dopiero w 2016 roku, na polskim Euro. Ale nam trudno było i o cierpliwość, i o wiarę. - Oj, to był ciężki czas. Zresztą, jeszcze w Katarze, zwłaszcza na początku turnieju, mówiono i pisano o nas głównie źle - wspomina asystent Bieglera, Jacek Będzikowski.

Był plan, jest realizacja

Bieglerowi wytykano - sam też to robiłem - że piłując obronę całkiem zaniedbał atak. - Wszyscy ludzie znający się na piłce ręcznej mówią, że z atakiem mamy problem, a ja się nie będę z tymi ludźmi sprzeczał - już po brązowym medalu MŚ komentował na naszych łamach Marcin Lijewski. - Jest problem, to widać w każdym meczu. Działania w ataku powinny być zautomatyzowane, a na pewno nie są. Gdyby funkcjonował lepiej, teraz cieszylibyśmy się z cenniejszego krążka - oceniał Grzegorz Tkaczyk. - Nad ofensywą trzeba pracować, ćwiczyć ją na treningach do upadłego. Jeśli to zrobimy, w naszych mistrzostwach Europy będziemy walczyć o złoto - dodawał były kapitan. Lijewski widział to podobnie. - Chłopaki jadą na improwizacji, gdyby gra była ułożona, przemyślana i wytrenowana, to błędów byłoby znacznie mniej - oceniał. Ale jeżeli na bazie improwizacji zdobywamy brązowy medal, to co będzie, gdy poukładamy atak? - pytał z nadzieją, że potencjał młodszych kolegów zostanie wykorzystany.

Biegler denerwował się, kiedy cytowaliśmy mu te opinie. - Ludzie czasem pytają mnie, czy drużyna potrzebuje trenera. Proszę sobie samemu odpowiedzieć. Przed każdym spotkaniem przygotowujemy trzy strony planu meczowego, piszemy jak ma wyglądać nasza gra w każdym z czterech elementów, czyli kryciu, kontrataku, ataku i powrocie. Wszystko tam jest napisane. Nasz problem jest taki, że nie zawsze konsekwentnie trzymamy się tego planu. Ale jeśli ktoś mówi, że nie mamy żadnego planu w ataku, to nas nie szanuje - odpowiadał.

Jeszcze kilka dni temu można było skwitować, że mieć plan to dla drużyny aspirującej do medali za mało. Teraz, po kosmicznym meczu z Francją, trzeba przyznać, że Biegler się rozwinął, a kadra razem z nim.

Symbol z Ciechanowa

Pewnie, że Niemiec nie jest takim geniuszem jak Claude Onesta, którego Francję pokonał. Ale do obrony większych zastrzeżeń nie można mieć od dawna, nie sposób też jego drużynie zarzucić braku waleczności, a i atak wreszcie działa zaskakująco dobrze. Zwłaszcza jak na brak w nim środkowego rozgrywającego numer jeden, dwa i trzy (kontuzje wyeliminowały Mariusza Jurkiewicza, Bartłomieja Jaszkę i Grzegorza Tkaczyka). Trener mówi otwarcie, że Michała Jureckiego, którego z konieczności przesunął na środek, chciałby mieć i tu, i na lewym rozegraniu. Ale absolutnie się nie skarży. Więcej - pokazuje nowe rozwiązania. Przemysław Krajewski jako wszechstronny atakujący to autorski pomysł Bieglera. W kadrze zadebiutował u niego, wcześniej nikt na tego zawodnika nie postawił, na swoją szansę czekał do 26. roku życia. Nigdy nie grał w wielkim klubie, a błyszczy. Francuzom rzucił sześć bramek, notując 75-procentową skuteczność. Trafiał ze skrzydła, na którym występuje, z kontry, z rozegrania. Szarpał też w obronie, nawet na sekundę nie zszedł z boiska. Zrobił sobie prezent na 29. urodziny. Cieszyliśmy się, że mamy go w kadrze już rok temu, a przecież w Katarze w dziewięciu meczach rzucił tylko 11 bramek. Chłopak z Ciechanowa to chyba najlepszy symbol tego, co się dzieje z drużyną Bieglera. A co się dzieje według trenera? - Wszyscy w zespole potrzebowaliśmy czasu, żeby się poznać, nauczyć siebie. W końcu ten moment przyszedł - w prosty sposób tłumaczy Biegler.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Zobacz wideo

A Ty, jak kibicujesz szczypiornistom?

Czy Polska zdobędzie mistrzostwo Europy?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.