MŚ piłkarek ręcznych 2015. Kuchta: dziewczyny chcą grać o medale

- Dziewczyny mocno w siebie wierzą. Uważają, że mogą grać o medale - mówi obecny w Danii Zygfryd Kuchta, wiceprezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce

Wygrane sparingi, m.in. z wicemistrzyniami olimpijskimi i treningi z mistrzyniami świata - polskie piłkarki ręcznej mocno przygotowują się do mistrzostw świata, które odbędą się w Danii od 5 do 20 grudnia. W sobotę, na rozgrzewkę, gramy z Kubą. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 18.30

Łukasz Jachimiak: Polskie piłkarki ręczne są tak mocne jak na MŚ w 2013, gdzie zajęły czwarte miejsce, czy tak przeciętne jak na ME 2014, gdzie z sześciu meczów wygrały tylko jeden i zostały sklasyfikowane na 11. miejscu?

Zygfryd Kuchta, brązowy medalista olimpijski jako zawodnik, brązowy medalista MŚ jako trener męskiej kadry, były trener kadry kobiet: Mecze sparingowe, które rozegraliśmy przed mistrzostwami dodały nam wiary. Nie zawsze wygrywało się na wyjeździe z Niemkami, więc ostatnie zwycięstwo (31:30) cieszy, nawet jeśli Niemki przeżywają teraz drobny kryzys. A już wygrana nad Czarnogórą (28:26), grającą przeciw nam w optymalnym składzie, jest bardzo znacząca. Chciałbym, żeby poziom z tego meczu był utrzymywany. Ten mecz upoważnia do prognozowania miejsca nawet w "czwórce".

Ale na Czarnogórę w 1/8 finału MŚ chyba mimo wszystko lepiej nie wpadać?

- Oczywiście. Mecz meczowi nierówny, z Czarnogórą nie wygrywa się na co dzień, walka z nią byłaby bardzo trudna.

Z Danią, czyli drużyną gospodarzy, łatwiej by pewnie nie było?

- Zgadza się. To też bardzo trudny przeciwnik, zwłaszcza na własnym parkiecie. W grupie A są jeszcze dwa mocne zespoły z Europy - Węgry i Serbia. Ta czwórka zapewne awansuje do 1/8 finału. Ale oczywiście Węgierki i Serbki są już łatwiejszymi przeciwniczkami niż Czarnogóra i Dania. Dlatego turniej dzielimy na dwa etapy. W pierwszym będziemy walczyć o wyjście z grupy z jak najlepszego miejsca. Bo nikt nie wątpi w to, że z grupy wyjdziemy. A im lepiej się w niej spiszemy, tym łatwiej będzie nam ominąć zespoły o wielkiej renomie w 1/8 finału.

O tej 1/8 finału mówimy od dawna, cały czas wszyscy powtarzamy, że to będzie najważniejszy mecz od lat. Nie obawia się pan, że jak już do niego przyjdzie, to nasze zawodniczki mogą nie udźwignąć presji?

1/8 finału to runda KO, przegrany kończy udział w mistrzostwach. A wygrany idzie dalej, praktycznie mając pewny udział w jednym z turniejów kwalifikacyjnych do igrzysk w Rio de Janeiro. Stawka jest bardzo duża, ale dziewczyny mocno w siebie wierzą. Uważają, że mogą nie tylko dotrzeć do ćwierćfinału, ale pokusić się o więcej i grać o medale, jak na ostatnich mistrzostwach.

Zgodzi się pan, że grupę B Polki powinny wygrać? Wiem, że są w niej brązowe medalistki ostatnich ME Szwedki, ale przecież to ich kosztem nasz zespół awansował do poprzednich MŚ, wygrywając oba spotkania.

- Na mistrzostwach świata mężczyzn w Katarze Szwedzi wyraźnie mówili, że nie chcieliby się spotkać z Polakami, bo my im nie leżymy. U pań jest podobna sytuacja. W grupie rzeczywiście nie mamy wyjątkowo trudnych przeciwniczek, byłoby dużo trudniej, gdybyśmy trafili do tej z Danią i Czarnogórą. Ciekawy mecz może być jeszcze z Holenderkami, tam piłka ręczna kobiet dobrze się rozwija. Ale jeżeli tak pokierujemy grą, żeby do minimum ograniczyć ich kontry, to będzie dobrze. Pierwsze miejsce jest możliwe.

Jak przebiegają ostatnie przygotowania?

- W środę był grany sparing z jednym z duńskich klubów. To drużyna z pierwszej piątki ich ligi. Były różne momenty, bo ciężko do meczu sparingowego zmobilizować się tak jak do spotkania o punkty, na pewno nie włoży się głowy tam, gdzie się ją w normalnej walce wkłada. Mimo to wygraliśmy pewnie, różnicą ponad 10 goli. Generalnie na obrzeżach Kopenhagi nie marnowaliśmy czasu, to było przedłużenie obozu przygotowawczego z Zielonej Góry. Jeszcze w czwartek trenowaliśmy razem z Brazylijkami, z mistrzyniami świata zajęcia mieliśmy też we wtorek. Z typowych gierek zrezygnowaliśmy, raz Polki grały w obronie, raz rywalki, trenerzy ćwiczyli różne ustawienia, różne zagrywki. Obie strony skorzystały.

W kadrze brakuje kontuzjowanej Aliny Wojtas, która przed dwoma laty rzuciła dla nas najwięcej bramek. Czy to znaczy, że nasza siła rażenia z drugiej linii będzie znacznie mniejsza?

- W pełni zastąpić Aliny się nie da, to markowa zawodniczka. Ale w pewnym stopniu siła drugiej linii została uzupełniona, bo bardzo dobrze sobie poczyna Monika Kobylińska. Trójka z nią, Karoliną Kudłacz-Gloc i Kingą Achruk (do niedawna Byzdrą) ma swoją siłę ognia.

W takim razie największe problemy nadal mamy na skrzydłach, identycznie jak w męskiej kadrze?

- Z punktu widzenia szkoleniowego jako związek musimy się nad tym problemem poważnie zastanowić. W tym roku ruszyły Ośrodki Szkolenia Piłki Ręcznej, działa po jednym w każdym województwie dla dziewcząt i dla chłopców. Wszystko jest oparte o takie struktury jak w siatkówce. I właśnie tam trzeba włączyć programy, które pozwolą za jakiś czas wyeliminować słabe strony naszych reprezentacji. Musimy ruszyć ze szkoleniem od podstaw.

Ćwierćfinał MŚ dający prawo gry o Rio wziąłby pan w ciemno?

- Nie. Jeśli będzie ćwierćfinał, to będę się bardzo cieszył i będę się spodziewał więcej. Po awansie do niego dziewczyny dostaną takiego kopa, że będą w stanie zrobić skok do "czwórki".

Uważa pan, że pod wodzą Kima Rasmussena Polki po raz pierwszy w historii zagrają w igrzyskach?

- Polacy byli już na pierwszych igrzyskach w 1972 roku, kiedy piłka ręczna weszła do programu, w 1976 roku w Montrealu zdobyliśmy brązowy medal, w 2008 roku otarliśmy się o to, zajmując piąte miejsce, a w dziwnych okolicznościach sami sobie przegraliśmy prawo gry w Londynie. Pań jeszcze na igrzyskach nie było, najwyższa na to pora.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Czy rozpoznasz sportowe trofea? Sprawdź się! [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA