Trudne warunki atmosferyczne, nawarstwiające się zmęczenie i pogodzenie treningów z codziennymi obowiązkami to tylko nieliczne trudności, z jakimi musiały zmierzyć się kobiety z „Who Said Girls Can’t Race”. Dziewczyny przyznały, że w okresie przygotowawczym nie zawsze było kolorowo, ale wzajemne wsparcie i motywacja pozwoliły wytrwać każdy trening. Podkreślają, jak ważną rolę odegrały w ich zmaganiach trenerki z adidas Runners Warsaw. W chwilach zwątpienia, poczucie wspólnego celu motywowało je do działania i walki. Dziewczyny udowodniły, że tak łatwo nie odpuszczają i potrafią pokazać przysłowiowego „pazura”.
Mimo braku wiary i kryzysowych momentów dziewczyny do zadania podeszły bardzo ambitnie. Swój plan treningowy z powodzeniem wplatały w codzienne obowiązki, a nawet urlop! Jolanta Dymek przyznała, że największym wyzwaniem było połączenie pracy zawodowej z treningami. Jak przystało na prawnika, lubi mieć wszystko skrupulatnie zaplanowane, dzięki temu łatwiej jest jej realizować konkretne cele. Czasami najtrudniejszym zadaniem okazało się samo wyjście z domu i znalezienie siły na trening, ale Justyna Rogulska zdradziła, że potem było już z górki. Poczucie, że każda z uczestniczek ma do wykonania plan treningowy, pozwoliło dziewczynom dać z siebie sto procent! Jak się okazało, nawet urlop nie stanowił problemu, żeby wykonać założenia treningowe. Warunek był jeden, systematyczność i dostosowanie swojego kalendarza do regularnych treningów. Marta Kęsy podczas swoich wakacji biegała o 7: 00 rano, kiedy wszyscy jeszcze smacznie spali lub wieczorem, kiedy znajomi już relaksowali się przy drinku.
Uczestniczki projektu „Who Said Girls Can’t Race” są świetnym przykładem na to, że kobiety mogą sięgnąć po więcej, zwłaszcza razem. Mimo wymagających treningów i własnych słabości, w biegu są prawdziwymi fighterkami!
Dla jednych dystans półmaratonu to bułka z masłem, ale dla większości osób to prawdziwe wyzwanie. Dziewczyny mają świadomość, że na trasie półmaratonu może wydarzyć się wszystko, dlatego do tego dystansu podchodzą z ogromną pokorą. Świadome wysiłku, jaki ich czeka w dniu startu - 31 marca, nie dają za wygraną.Niemal wszystkie, w szczególny sposób wspominają treningi siły biegowej z Julitą i słynne już podbiegi na warszawskiej Agrykoli. Czują jednak, że wylany pot nie idzie na marne, a treningi przynoszą satysfakcjonujące efekty. Nawet ciężkie początki, o których wspomina Anna Kalitowicz, nie pozwoliły tak łatwo odpuścić. Ania przyznaje, że szczególnie wymagający jest dla niej „maraton biegowy” od soboty do poniedziałku włącznie. W tym czasie dziewczyny mają w planie treningowym długie wybieganie, trening tempowy i wspomniany „ulubiony” trening siły biegowej. Sylwia Sędek do tej listy dorzuca treningi funkcjonalne. Jedno jest pewne, dziewczyny w zestawieniu swoich słabych i mocnych stron, świetnie się uzupełniają i dzięki temu stanowią jedną, silną drużynę.
Okres przygotowawczy to jednak nie tylko wysiłek i litry wylanego potu, ale też nowe znajomości i świetnie spędzony czas z innymi biegaczkami. Wraz z pracą nad formą, dziewczyny zdążyły się zaprzyjaźnić i poznać od podszewki. Podczas startu kontrolnego poczuły, że są jedną drużyną! W ramach biegu na dystansie 5 km kobiety wystartowały w jednakowych koszulkach i przyznały, że takie detale są dla nich bardzo ważne. Przed biegiem wykonały wspólną rozgrzewkę, a na trasie mogły liczyć na doping trenerek z adidas Runners Warsaw. Potwierdziła się reguła, że bieganie w grupie jest zdecydowanie łatwiejsze! Podobnie było na wspólnych treningach w adidas Runners Warsaw, mimo zmęczenia, dziewczyny zawsze kończyły trening z uśmiechem na twarzy.
WSGCR to nie tylko plan treningowy pod półmaraton i bieganie w odpowiednim tempie, to również społeczność, którą dziewczyny stworzyły poprzez pasję do biegania i wzajemne relacje. Natalia Włazałek docenia, że dzięki WSGCR poznała mnóstwo fantastycznych ludzi i miała szansę czerpać ogrom miłości i pasji płynących od trenerek – Julity i Izy. Dla Jolanty to po prostu styl życia i nowe znajomości, które chciałaby rozwijać. Dziewczyny czują się dużo silniejsze, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Jeśli robią krok do tyłu to tylko po to, by wziąć porządny rozbieg! Ania udowodniła, przede wszystkim sobie, że pokonanie 16 km jest możliwe, co więcej na tym na pewno nie skończy! Wydaje się, że dziewczyny często mówią jednym głosem, Sylwia zweryfikowała swoje możliwości, sprawdziła, jakie ma ograniczenia i zdała sobie sprawę, że jest wstanie zrobić więcej niż jej się wydaje, wystarczy włożyć odpowiednią ilość pracy.
Dziewczyny swój start w półmaratonie traktują bardzo poważnie, chcą udowodnić nie tylko sobie, ale również innym kobietom, że warto stawiać nowe wyzwania. Wiedzą, że są w dobrych rękach, ale nie kryją swoich obaw przed startem. Zdradziły, czego boją się najbardziej. Okazuje się, że o swoje przygotowania są spokojne, martwią się jedynie o rzeczy, na których nie będą miały bezpośredniego wpływu. Spokoju nie daje im myśl o ewentualnej kontuzji, zwykłym bólu zęba, stresie związanym z samym startem lub źle rozłożonych sił na trasie półmaratonu.
Uczestniczki zapytane o to, jak wyobrażają sobie swój debiut w półmaratonie - są zgodne, chcą ukończyć ten bieg zdrowe, z uśmiechem na twarzy i bez kontuzji. Jeśli pojawią się łzy na mecie, to mają to być łzy ze szczęścia. Biegną przede wszystkim dla siebie, bez presji czasu, choć nie ukrywają, że wynik na mecie będzie dodatkową nagrodą. Dziewczyny czują, że mimo biegu indywidualnego, nie są same, walczą razem i tworzą jedną drużynę.