Tomasz Repeta: Masz dość nietypową pracę. Jak to się stało, że wybrałeś bieganie?
Adam Stippa: Początkowo bieganie było dla mnie formą odreagowania czy swego rodzaju terapią po kilku zakrętach życiowych. Trenowałem wtedy tylko na siłowni, ale to było za mało. Nie chciałem siedzieć sam w domu z dziwnymi myślami i zamiast uciec w jakieś używki postanowiłem pobiegać. Dlaczego akurat bieganie, a nie inny sport? Któregoś dnia poszedłem jako kibic na coroczny Złotowski Bieg Zawilca w moim miasteczku i spodobała mi się atmosfera. Obiecałem sobie, że wystartuję w zawodach biegowych. I słowa dotrzymałem.
TR: Trudno nie zauważyć zmiany jaką przeszedłeś. Twoje ciało wygląda zupełnie inaczej. Czy bieganie zmieniło tylko zewnętrzną warstwę? Czy może coś więcej?
AS: Zanim zdecydowałem się zrobić coś ze swoim ciałem, w ogóle nie zwracałem uwagi na to co jem. Jadłem nieregularnie i niezdrowo. Byle tylko zaspokoić głód czymś, co mi smakuje i nie trzeba zbyt długo przygotowywać. Oczywiście chodziłem na siłownię, ale bezmyślnie wykonywałem ćwiczenia, które nie były podparte żadną dietą. Na szczęście każdy dochodzi do właściwych wniosków w różnym czasie. U mnie nastąpiło przebudzenie, kiedy oglądałem swoje zdjęcia z urlopu. Nie wierzyłem, że doprowadziłem się do takiego stanu. Postanowiłem raz na zawsze zrobić coś z tą galaretą! Już po 2 miesiącach miałem całkiem niezłe efekty i każde pozytywne zmiany nakręcały mnie jeszcze bardziej. Stałem się konsekwentny w tym, co robię i uparcie dążyłem do celu. Nie robiłem tego na pokaz, tylko dla siebie. Oprócz zmian fizycznych zaszły też zmiany w mojej głowie. Stałem się pewniejszy siebie i uwierzyłem, że mogę osiągnąć każdy cel, który sobie wyznaczę.
TR: A jeżeli miałbyś wymienić trzy największe korzyści, które wynikają z biegania, to co to by było?
AS: Największą korzyścią z podjęcia aktywności fizycznej było przede wszystkim lepsze samopoczucie. Wynikało ono nie tylko z samego faktu poprawy stanu zdrowia, ale również psychiki. Dzięki bieganiu dość szybko udało mi się uporać z "duchami przeszłości". Może nie do końca wyeliminowałem niemiłe wspomnienia, ale na pewno ograniczyłem je w znacznym stopniu. Druga zaleta to zdrowie. Z uwagi na wykonywany zawód dość często przechodzę różnego rodzaju badania. Znacząco poprawiły mi się wyniki. Skończyły się problemy ze skórą czy niestabilnym snem. Trzeci plus zmiany stylu życia to metamorfoza mojego ciała. Choć zabrzmi to trywialnie, wizualne efekty dają dużego kopa do dalszej pracy nad sobą. Szczególnie, jeśli wcześniej miało się kiepską samoocenę.
TR: Miałeś jakieś chwile zwątpienia? Brak motywacji? Jak sobie z nimi radziłeś?
AS: Bieganie czy siłownia to dla mnie przede wszystkim przyjemność, więc nigdy nie miałem chwil zwątpienia czy problemów z motywacją. Nie trenuję po to, żeby komuś zaimponować. Robię to, bo lubię i jest to dla mnie forma relaksu oraz miłego spędzania czasu. Dopełnieniem szczęścia byłaby możliwość trenowania z kimś podobnie zakręconym, ale nie można mieć wszystkiego.
TR: Jesteś marynarzem. To dość nietypowa praca. Czy w trakcie rejsu jesteś w stanie być też aktywny?
AS: Z wykształcenia jestem elektroautomatykiem okrętowym i od 10 lat pracuję na statkach. Zwykle jestem w stałej rotacji. Przeważnie 4 tygodnie na statku, a potem 4 tygodnie urlopu w domu. Tak więc w ciągu roku uzbiera mi się w sumie 6 miesięcy wolnego i to na pewno ogromny plus tej pracy. Statki, na których ostatnio pracowałem zajmowały się obsługą logistyczną platform wiertniczych głównie w Brazylii i na Morzu Północnym. Polegało to, w zależności od typu statku, na transporcie zaopatrzenia z portu (części zamienne, elementy instalacji wiertniczej, żywność, woda, paliwo itd.) na platformę lub też na holowaniu platformy na nowe miejsce odwiertu. Na statku nigdy nie miałem problemów z aktywnością fizyczną. Zawsze na wyposażeniu jest mała salka z jakimś sprzętem do ćwiczeń (przeważnie bieżnia, atlas, hantle itd.) i nawet podczas sztormów można ćwiczyć. Gorzej z trzymaniem diety, ponieważ często jestem zależny od zatrudnionego kucharza. Ci niestety najczęściej pochodzą z Azji i lubią przyrządzać proste, ale za to smażone w głębokim oleju dania. Dlatego moja walizka zwykle w połowie jest wypełniona odżywkami i innymi produktami. Mimo 8-12 godzin pracy i treningów znajduję czas na przygotowanie sobie zdrowych posiłków, za co często jestem postrzegany jako jakiś kosmita Nie zawsze członkowie załogi potrafią zrozumieć, dlaczego ktoś trzeci raz w tygodniu nie chce jeść pizzy, hamburgerów czy frytek.
TR: A najdziwniejsze miejsce, gdzie biegałeś?
AS: Co do najdziwniejszych miejsc, w jakich biegałem, to niestety nie mogę się pochwalić czymś spektakularnym. Odwiedziłem blisko 40 krajów, ale wtedy po prostu jeszcze nie biegałem. Tak więc mogę tutaj wymienić jedynie pastwiska owiec na Szetlandach, Copacabanę w Rio de Janeiro czy lądowisko helikopterów na statku.
TR: Oprócz biegania... Jest coś jeszcze tak ważnego?
AS: Oprócz biegania w moim „sportowym” życiu jest też miejsce na siłownię, basen, rower, rolki i wszelaką aktywność sprawiającą mi frajdę. Nie mam klapek na oczu i lubię odkrywać nowe formy spędzania czasu. Pod względem treningowym bardzo ważne jest dla mnie odżywianie oraz regeneracja. Ciężko było mi się pozbyć starych nawyków żywieniowych, ale z czasem polubiłem moją nową dietę i teraz nie zamieniłbym jej na żadną inną. Jem zdrowo, smacznie i kolorowo. Z regeneracją bywa u mnie różnie, bo jestem dość aktywnym człowiekiem, ale znajduję czas na przynajmniej 7 godzin snu i 1 dzień w tygodniu bez treningu.
To kolejna historia, która pokazuje, że można, jeśli oczywiście się tego bardzo chce. Adam ważył maksymalnie 77 kilogramów, aktualnie jego waga wynosi 65 kg. W tej też wadze czuje się najlepiej.
Rozmawiał Tomasz Repeta
WIĘCEJ PODOBNYCH HISTORII ZNAJDZIESZ TUTAJ