Bogdan Król: "..wyglądaliśmy jak przebierańcy, a nie zawodnicy" [WYWIAD]

"Bo najgorzej jest jak się człowiek załamie i siedzi w czterech ścianach." - o swoim wypadku i początkach ze sportem opowiada Bogdan Król, wielokrotny medalista Mistrzostw Polski, Europy i Świata w handbike'u.

Wojciech Kołacz: Dlaczego jeździ pan na wózku?

Bogdan Król: W wieku 24 lat miałem ciężki wypadek samochodowy. Na szczęście szybko się pozbierałem. Przede wszystkim trzeba wierzyć, że można żyć w takim stanie. Poniekąd trzeba pomóc samemu sobie. Na szczęście szybko natrafiłem na ludzi, którzy potrafili przekonać tak młodego człowieka, że mimo nowej sytuacji życiowej, można żyć i funkcjonować. Po roku od wypadku byłem już związany ze sportem. Było to możliwe dzięki dobrym ludziom od rehabilitacji, co pozwoliło na szybszy powrót do pewnego poziomu sprawności.

Sport pomógł panu wrócić do życia?

Tak, to była odskocznia. Bo najgorzej jest jak się człowiek załamie i siedzi w czterech ścianach. I tak jak powiedziałem, trzeba trafić na ludzi, którzy potrafią naprowadzić i przekonać, że można funkcjonować po wypadku.

Jakie były początki uprawiania sportu na wózku?

Na początku była koszykówka, następnie lekkoatletyka - rzut kulą, oszczepem i dyskiem, potem przyszły wyścigi na wózkach. Po pewnym czasie ściganie się było przełomem. Ta dyscyplina natchnęła mnie, że to sport indywidualny w którym mogę wiele osiągnąć.

Ile czasu pan trenował zanim zaczął startować?

Wszystko zaczęło się kręcić, gdy trafiłem do szkoły w Konstancinie-Jeziornej pod Warszawą. Była to szkoła przystosowania do zawodów po wypadkach. Dodatkowo odbywało się tam kształcenie dla osób niepełnosprawnych. Nie odbywały się regularne treningi. Trafiła się za to świetna grupa młodych ludzi, którzy w późniejszych latach zdobywali medale na międzynarodowych zawodach. To bardzo motywowało, bo jeden drugiego mobilizował do ciężkiej pracy. Był to dobry czas na rozwój, ale po pewnym czasie opuściłem szkołę i zacząłem działać indywidualnie.

Ile lat trenuje pan handbike?

Do około 2002 roku ścigałem się na wózkach sportowych. W tym czasie brałem udział w igrzyskach olimpijskich w Atlancie. Zdobywałem medale na mistrzostwach świata, zdobyłem złoty medal podczas mistrzostw Europy w Holandii na dystansie 100 km. Dopiero w 2003 roku powstał jednosekcyjny klub IKS Smok, zrzeszając osoby trenujące handbike. Od tego momentu zacząłem trenować tą dyscyplinę.

Jakie są pana największe sukcesy?

Zdobyłem około 150 medali mistrzostw Polski na różnych dystansach: 400m, 800m, 1500m, 5000m, 1000m, sztafety 4x100, 4x400, pięciobój nowoczesny. W jednym roku potrafiłem zdobyć nawet do ośmiu medali mistrzostw Polski. W 2003 roku wygrałem maraton w Nowym Jorku. Udało się również trzykrotnie wygrać Achilles Maraton. Startowałem w największych maratonach na świecie i w Polsce większość z nich wygrywając, także na Alasce w Challenge Alaska - pokonałem wtedy 427 km w 4dni.

Bogdan Król podczas Plebiscytu Gazety Olsztyńskiej na 10 Najpopularniejszych Sportowców województwa warmińsko-mazurskiego.Bogdan Król podczas Plebiscytu Gazety Olsztyńskiej na 10 Najpopularniejszych Sportowców województwa warmińsko-mazurskiego. arciwum klubowe arciwum klubowe

Ile razy w tygodniu pan trenuje?

Ćwiczę regularnie raz dziennie. Przed mistrzostwami Polski jeżdżę na dwutygodniowe zgrupowania i wtedy trenuję dwa razy dziennie. Zajęcia są mocno zindywidualizowane.

Ile osób trenuje handbike w Polsce?

W tym momencie jest to wąska grupa około 35-40 osób, która trenuje na poważnie. Reszta traktuje to jako formę zabawy i rekreacji. Ścisła czołówka, która ściga się z sukcesami to liczba 6-7 osób. Generalnie Polacy są w tym momencie najlepsi na świecie. Mamy mistrzów olimpijskich, świata i Europy, zarówno wśród mężczyzn i kobiet.

Jak wygląda sytuacja ze sprzętem? Handbike nie wydaje się być tani, patrząc na to ile osób trenuje.

Niestety, ceny sprzętu są bardzo wysokie. Mamy ledwie kilka firm produkujących taki sprzęt na świecie. Są firmy polskie, ale najtańsze wózki robią Amerykanie. Mało kto np. jeździ na carbonowym sprzęcie. Ja w swojej karierze przejeździłem wszystkie popularne modele. Sprzęt odgrywa bardzo dużą rolę w rywalizacji. Osprzęt, rama i wszystkie detale - to musi być na wysokim poziomie, jeśli chce się osiągać sukcesy.

Jak wygląda sytuacja z doborem takiego sprzętu? Czy na innym wózku się trenuje, a na innym ściga?

Ważne, aby trenować i startować na tym samym sprzęcie. Dzięki temu lepiej się czujemy i wiemy czego możemy się spodziewać. Jedyną różnicą są tylko koła, na jednych trenuje na innych się ścigam. Koła startowe są lżejsze i odczuwa się tą zmianę podczas jazdy.

Czyli waga wózka ma duże znaczenie?

Oczywiście. Wózek waży około 11 kg w zależności od kół. Pod tym względem niewiele się to różni od zawodowego kolarstwa lub triathlonu.

Jaką prędkość można osiągnąć na takim wózku?

Na zjazdach dochodzi do około 100km/h. Podczas zgrupowań na trasach treningowych zjeżdżamy nawet jeszcze szybciej. Średnia prędkość oscyluje w granicach 80km/h. Przy suchym asfalcie i dobrych warunkach, jadąc po płaskim można spokojnie osiągnąć prędkość 50km/h.

Bogdan Król podczas zawodówBogdan Król podczas zawodów www.wo24.pl www.wo24.pl

Jak ludzie reagują na pana pasję?

Kiedy zaczynałem to reakcje były różne. Teraz też ludzie przystają i patrzą co to za sprzęt. Ostatnio na przykład w grupie robotników jeden pyta przez drugiego: "Panie, gdzie to można kupić taki wehikuł?", "Tylko najpierw spytaj ile to kosztuje? Nie no to takie drogie pewnie nie jest."

Odpowiedziałem: "No kosztuje 40 tysięcy." Tylko rzucili z niedowierzaniem. "Ooo Panie..." i koniec dyskusji. Za starych czasów ludzie zatrzymywali się Żukiem i pytali: "Co się panu stało i czy może pomóc, podwieźć?". Teraz już jest inaczej, ponieważ sport się spopularyzował i nie jest to tak szokujące.

Kiedyś też ogólnie było ciężej z dostępnością i jakością sprzętu. Wybierając się na maraton w Wiedniu, startowaliśmy na sprzęcie własnej roboty. Rama była robiona ręcznie w garażu, tak aby tylko była zbieżność. Razem z kolegami wzbudzaliśmy bardzo duże zainteresowanie mediów, bo wyglądaliśmy jak przebierańcy, a nie zawodnicy. Co ciekawe, na takim sprzęcie udało mi się wygrać na zawodach w Holandii na dystansie 100km. Rywalizowałem z zawodnikami z Holandii i Niemiec na profesjonalnym sprzęcie. Wygrałem z przewagą ponad 20 minut. Ale to była kwestia treningu i lepszego wytrenowania.

Czyli jak w wielu przypadkach w innych dyscyplinach - sprzęt sam nie jeździ. Wszystko zależne jest od człowieka i jego wytrenowania.

Kiedyś tak mogło być, teraz jest większa konkurencja. Każdy dysponuje dobrym sprzętem i samo wytrenowanie poszło do przodu. Teraz decydują detale.

J akie plany i cele na ten sezon?

Ja już swoje powygrywałem i jest coraz ciężej ponieważ są młodsi zawodnicy. Mam w planach wystartować w kwietniowym Cracovia Maraton, także w ORLEN Warsaw Marathon. Ważnym punktem sezonu będą także wrześniowe mistrzostwa Polski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.