Honolulu maraton. [RELACJA]

Jeszcze pół roku temu pobyt na Hawajach był dla mnie abstrakcją z pogranicza lotu w kosmos. Zwyczajnie nie wierzyłem, że ja, wchodzący w dorosłe życie, niespełna 23 letni gość spod Warszawy, będę miał możliwość przeżycia przygody w jednym z najpiękniejszych miejsc na ziemi.

HawajeHawaje M.Jasiński M.Jasiński

Być może trochę przesadziłem z tym porównaniem do lotu w kosmos, ale bez owijania w bawełnę przyznam, że jeszcze wtedy sama myśl o wyjeździe wydawała mi się zupełnie nie do zrealizowania. Powtórzę: nie do zrealizowania. Powód dla którego tak myślałem był bardzo prozaiczny. Oczywiście chodziło o pieniądze. Nie oszukujmy się - wydanie ponad 7000 zł na niespełna dwutygodniowy wyjazd to dla większości z nas ogromne obciążenie. Nie tylko finansowe. Ale dla lepszego zrozumienia sytuacji, tylko wyobraź sobie, że dokładnie w tym momencie, w którym czytasz te słowa, Twój przyjaciel proponuje Ci wyjazd na Hawaje, mówiąc: chcesz przeżyć jedne z najpiękniejszych chwil w życiu? Wyobrażasz sobie, jak mogłoby być pięknie na samym końcu świata, pośr ód palm, krystalicznie czystej wody i energetycznego słońca? A gdyby temu wszystkiemu towarzyszyła ci twoja największa pasja, czyli udział w jednym z największych maratonów na świecie? Nie wahaj się! Życie jest zbyt krótkie, aby wszystko wkładać w ramy zdrowego rozsądku. Masz trzy tygodnie, żeby dać mi znać, ale... jeśli nie teraz, to kiedy?".

W kontrze do tych pięknych i niewątpliwie przekonywujących słów stała rzeczywistość połączona z projekcjami umysłu. Projekcje nie były specjalnie wybujałe, ale skutecznie ściągały na ziemię: skąd wezmę na to pieniądze? Co z urlopem? Przecież mam zaplanowane spotkania w tym czasie. Co na to mój szef? Nigdy nie byłem w USA, nie mam wizy, będę musiał ją wyrobić. Złożenie wniosku to inwestycja z rzędu 500 zł, i wcale nie daje gwarancji pozytywnego rozpatrzenia wniosku. I tak dalej i tak dalej... W głowie miałem tysiące wątpliwości. Jednocześnie moje pragnienie startu w maratonie w Honolulu było tak ogromne, że postanowiłem po prostu spróbować.

Tylko albo aż... Spróbować! Spróbować! Spróbować! Postarać się tam być, podjąć działanie. Tylko albo aż...

Proszę mi wierzyć, że dla mnie to naprawdę było coś niemożliwego. Pamiętam, że w podjęciu decyzji bardzo pomogła mi wtedy rozmowa z samym sobą, którą odbyłem w trakcie biegania po moim ulubionym lesie. Zadałem sobie bardzo proste pytanie: kiedy jest odpowiedni moment na przeżycie przygody? Ostatecznie po rozbiciu pytania na cz ęści pierwsze, dobiegłem do wniosku, że w życiu nigdy nie ma odpowiednich chwil na zrobienie czegoś. Zawsze będzie jakieś ALE, zawsze będzie coś, co odłoży w czasie realizowanie naszych pasji i marzeń. Podobna sytuacja ma się chyba z dziećmi. Kiedy jest czas na dziecko? Czy może wtedy, gdy zarabiasz już 10000 zł miesięcznie i masz już swoje mieszkanie? A może wtedy, gdy intuicja Ci podpowiada, że to już najwyższy czas? Z doświadczeń tysięcy mądrych ludzi na całym świecie wynika, że odpowiedni moment to taki, który wynika z potrzeby serca. Nie ukrywam, że w mojej drodze do Honolulu sił dodawała mi myśl wypowiedziana niegdyś przez założyciela marki Apple, Steve'a Jobsa: "Świadomość tego, że pewnego dnia będę martwy jest jednym z najważniejszych narzędzi, jakie pomogły mi w podjęciu największych decyzji mojego życia. Prawie wszystko - zewnętrzne oczekiwania wobec Ciebie, duma, strach przed wstydem lub porażką - wszystkie te rzeczy są niczym wobec śmierci. Tylko życie jest naprawdę ważne. Pamiętanie o tym, że kiedyś umrzesz jest najlepszym sposobem jaki znam na uniknięcie myślenia o tym, że masz cokolwiek do stracenia. Już teraz jesteś nagi. Nie ma powodu, dla którego nie powinieneś żyć tak, jak nakazuje ci serce".

 

Po setnym przeczytaniu tych zdań zacząłem działać. Najpierw wypełniłem formularz wizowy. Po dwóch godzinach przed komputerem, udało się. 4 dni później byłem umówiony na rozmowę z Konsulem. Poszło jak z płatka. Potem przyszła kolej na rozmowę z szefem. Szef, wbrew moim oczekiwaniom przyjął mój pomysł z niezwykłym entuzjazmem. Co więcej, przystał na moją prośbę i wypłacił mi pensję na miesiąc z góry. Nieprawdopodobne? A jednak! Wszystko to, co było dalej, można by nazwać szczęściem, ale po kilku podobnych doświadczeniach stwierdzam, że to ze szczęściem nie ma nic wspólnego. To co inni nazywają szczęściem, ja nazywam działaniem i konsekwencją w działaniu. Cała reszta nie jest tak ważna, pod warunkiem, że wiesz czego chcesz.

Występ w jubileuszowym 30. Honolulu Marathon był już faktem. Ostatecznie 8 grudnia stanąłem na starcie jednego z największych maratonów na świecie. Równo o godzinie 5:00 nad ranem, grubo ponad 15 tysięcy biegaczy z całego świata ruszyło na spotkanie z maratonem. Zanim jednak to wszystko się stało organizatorzy przywitali wszystkich biegaczy absolutnie przepięknym pokazem sztucznych ogni. Przyznam się, że już wtedy byłem mokry, a to wszystko przez łzy szczęścia. Przez pierwszą godzinę biegliśmy w ciemnościach przy blasku latarni w Honolulu. Na trasie setki dopingujących ludzi i atmosfera wszechobecnej zabawy. Jest już 6 rano. Słońce powoli budzi się ze snu, a ja witam je biegiem. Ono z kolei odwdzięcza mi się niezapomnianym wschodem. Znów łzy ciekną mi po policzku, bo zdaję sobie sprawę, że wschody słońca są nie tylko na Hawajach... Biegnę dalej. Z każdą minuta robi się coraz cieplej. Już wtedy wiem, że to będzie mój najwolniejszy maraton w życiu. Ale w nosie mam wynik. Delektuje się każdym krokiem i podziwiam raj, który widzę dookoła. Wtedy też uświadamiam sobie, co tak naprawdę jest dla mnie najważniejsze w bieganiu. Nie czas, nie kolejny medal czy rekord życiowy, nie poklask znajomych... W moim bieganiu najwięcej radości przynosi mi uczucie wolności i możliwości, które dają mi moje dwie nogi. Po prostu. Przebiegam przez legendarne Waikiki Beach, mijam Diamond Head, a potem wbiegam w przestrzeń miejską. Przede mną dobrych kilka kilometrów wzdłuż oceanu. Wciąż nie wierzę, że tam jestem. Moje wyostrzone zmysły fotografują każdą chwilę. Ostatecznie w niecałe 5 godzin dobiegam do mety. Szczęśliwy jak nigdy dotąd. Mój cały przyjemny wysiłek zostaje zwieńczony życiodajnym prysznicem, który jest zbawieniem biorąc pod uwagę słońce nade mną. Podsumowując wszystko to, co działo się w trakcie, przed i po biegu jest nie do opisania, ale mam na to sposób.

HawajeHawaje M.Jasiński M.Jasiński

Geograficznie Hawaje to garść okruchów lądu zagubionych gdzieś w bezmiarze Pacyfiku. Przez wielu kojarzone z palmami, rajem, wymarzonymi wakacjami i czymś dostępnym tylko dla nielicznych. Dla mnie-z najpiękniejszym maratonem. Ciekawostką jest, że obecny prezydent USA, Barack Obama urodził się na Hawajach, a konkretnie w Honolulu, czyli w miejscu, w którym przebiegłem swój najpiękniejszy maraton w życiu. I to by było na tyle jeśli chodzi o suche fakty, które może sobie sprawdzić w Internecie. Cała reszta jest do sprawdzenia na żywo. I nawet jeśli sama myśl o tym jest dla Ciebie abstrakcją z pogranicza lotu w kosmos, to wystarczy, że spróbujesz. Próbowanie nic nie kosztuje. Dlatego spróbuj pomyśleć, że za chwilę lecisz na Hawaje. Spróbuj pomyśleć o niemożliwym. Spróbuj mieć w głowie swoje własne Honolulu. Z takimi myślami zdecydowanie łatwiej zaczyna się kolejny dzień. Po prostu BIEGNIJ!

HawajeHawaje M.Jasiński M.Jasiński

Copyright © Agora SA