Ile pływaka w triathloniście, ile triathlonisty w pływaku?
Bartłomiej Topa: Cieszę się jak nie wiem. Nie było mnie półtora roku, tak naprawdę sezon ze sportowego punktu widzenia. Wróciłem, kolano wytrzymało, ja wytrzymałem, znów mam coraz większą ochotę na starty.
- Z dobrym czasem, jak na mój stan przygotowań i w mojej kategorii wiekowej - dwie godziny i 31 minut. Cieszę się tak z powrotu do rywalizacji, ale i do pomocy dla fundacji "Synapsis". W akcję "Biegiem na pomoc" zaangażowało się już wiele osób. Chcemy propagować ten szczytny cel, a przez to pomagać. Sam widzisz, ile sport ma wymiarów.
- No bo dla niego jeśli ktoś uprawia triathlon, to jest już sportowcem. I słusznie. Ale tym, że zna moje wyniki, jestem absolutnie zaskoczony. Sport to istotny element nie tylko życia w ogóle, dnia codzienniego. Triathlon nie jest czymś przypadkowym, co może zrobić każdy i wszędzie. Wymaga solidnego przygotowania, moim zdaniem przynajmniej półrocznego, by zmierzyć się z jakimś dystansem.
- Lubię gadać o sporcie, a nie o filmie. Z prostego powodu: nie oglądam telewizji, od czasu do czasu programy informacyjne. Moja wiedza o serialach i tym, co dzieje się w telewizji, jest raczej mierna. Wolę sport. On w moim życiu był od początku. Chcesz o tym pogadać? Proszę bardzo. Lata 70. i 80. to złoty wiek "Szarotek" z Podhala Nowy Targ. To moi bohaterowie hokeiści, których nazwiska pamiętam do dziś. 12 lat z rzędu zdobywaliśmy mistrzostwo Polski z niezwykle silnymi zespołami. Byłem fanem hokeja, jeździłem na łyżwach, bramkami były tornistry lub kije hokejowe "Smolenia". Każdy złamany zbijaliśmy gwoździkami, wiązaliśmy sznurkami. Konewkami wylewaliśmy lodowiska. Pozmieniało się w moim życiu wiele, kiedy w czwartej klasie szkoły podstawowej ojciec kazał mi się uczyć, a sport delikatnie odstawić. Choć ja do końca tego nie zrobiłem. Zacząłem uprawiać lekką atletykę, w szkole średniej dołożyłem koszykówkę, w mistrzostwach szkół rolniczych, a kończyłem technikum weterynaryjne, dotarłem na czołowe lokaty. Trenowałem też dziesięciobój, moje ciało na sport było ukierunkowane. Więc nie dziw się, że teraz nie umiem z tego zrezygnować.
- Problemem jest liczba godzin wychowania fizycznego. Jeden wf w tygodniu? Nie da się rozwijać w ten sposób dzieci i młodzieży. Potrzeba nam systemowych rozwiązań. Na szczęście nie giniemy, a wręcz mocno rozwijamy się na innych polach - sport masowy dla wszystkich, dla mojego pokolenia również. Gdzieś trzy lata temu zaczął się boom na triathlon. Doszło do tego, że w dniach 9-11 sierpnia wystartowało w Gdyni półtora tysiąca zawodników. Zobacz, jak fantastycznie rozwija się ta konkurencja. I jaka ona jest wspaniała: nie tylko bieganie, ale i pływanie, rower, wszystko to, co ludzie robią, by utrzymać kondycję.
- Chodzi o ruch, samą drogę, jaką pokonujemy, przyjemność z tego, że się ruszamy. Obok nas są ludzie, którym też serce bije trochę mocniej. Oprócz tego, żeby się mierzyć z rywalami, triathlon jest od tego, by go przeżyć, poczuć na własnej skórze. Sport, ruch, aktywność wyzwala taki rodzaj energii, adrenaliny, jaką mamy na co dzień wychodząc na scenę, przed kamerę. Przynajmniej ja tak to czuję.
- W sporcie jest mnóstwo pieniędzy, marketing zawładnął tym światem. Tak musiało być, ta fala musi nas zalać, ale ona minie i duch sportu znów stanie się priorytetem. Sport na powrót zostanie miejscem dla wszystkich - zawodowców, którzy z tego żyją i amatorów, którzy trzy razy w tygodniu stosują marszobieg. Uciekałbym jednak od tej tezy - sport nie jest wcale zdominowany przez pieniądze, wyniki, rezultaty. Ludzie łączą sport z pomocą innym, fundacja, dla której startujemy jest tego dowodem i nasza drużyna "Biegiem na pomoc". Zdobywamy wyniki, przekraczamy metę, przepływamy kilometry, pokonujemy półmaraton, wszystko to dla dotkniętych autyzmem. Praca, jaką oni wykonują w prostych codziennych czynnościach, jest dla nich takim samym wyzwaniem, jak dla nas np. triathlon. Jaki to sukces, prawda. Życiowe cele są zależne od nas - musimy tylko wiedzieć co i dlaczego robimy.
- Czas weryfikuje, co dla kogo jest pasją. Triathlon nie jest łatwy, wymaga konsekwencji, sumienności, codziennego treningu godzinę, dwie. Zobaczymy za dwa, trzy, cztery, pięć lat, kto stanie na starcie w Gdyni czy Suszu. Komu i po co potrzebna była ta zabawa.
- Aż tak chyba nie, ale starty na 2013 r. były dla mnie priorytetem w kalendarzu.
- Pewnie nie powiedziałbym, ale... Wrzuciłbym wszędzie informację, że wtedy akurat nie mogę, bo mam Susz, Gdynię, bo triathlon generalnie. Moja praca wymaga układania terminarza, codzienne treningi wymagają wiele poświęceń. Jeśli wchodzę w zdjęcia, pracuję w nocy, muszę odpoczywać, to moja podstawowa praca, jej też się poświęcam. To też mój żywioł. Trzeba to z głową godzić.
Kurczę, jak to fajnie widzieć triathlonową falę przetaczającą się przez Polskę. Niech trwa, niech się rozwija, kalendarz imprez w 90 proc. jest już zapełniony. Jak fajnie zobaczyć tych wszystkich ludzi, te uśmiechnięte gęby, które dyskutują, ile szprych mają w rowerze, jaką przerzutkę, jakiego "koksu" podczas biegu używają. Genialne...
- Nie pytają, to jest fantastyczne, ten świat zaczynam odkrywać na nowo, jesteśmy jak dzieci, które rozmawiają tylko o triathlonie. Pogadaj teraz z Maćkiem Stuhrem, też by mówił tylko o triathlonie, a ma imponujące wyniki. Dziś stał się tzw. przecinakiem ze znakomitą wydolnością. Triathlon jest boski.
Udowodnię, że nie jest to sport dla snobów - Maciej Dowbor o triathlonie