Triathlon. Rasmus Henning, czyli ciężkie życie z zawodowcem

- Moje największe osiągnięcie to to, że wciąż jestem żonaty z tą samą kobietą. W ciągu tych wszystkich lat mojej kariery sportowej kilka razy byliśmy bardzo blisko podjęcia decyzji o rozstaniu, ale jestem szczęśliwy i dumny, że udało nam się przez to przejść i być nadal razem - opowiada w rozmowie ze Sport.pl były triathlonista Duńczyk Rasmus Henning.

Był 7. i 8. na igrzyskach olimpijskich, piąty w debiucie podczas najsłynniejszego wyścigu triathlonowego świata Ironman na Hawajach, wygrał wyścig Roth Challenge z piątym czasem w historii tej dyscypliny. Dla sportu poświęcił tak wiele, że kilka razy był przez to bliski rozstania z żoną. Nie podoba mu się arogancja Lance'a Armstronga, z którym raz startował na zawodach, ale mimo to uważa go za jednego z największych sportowców w historii. W ubiegłym roku zakończył karierę i otworzył firmę, a w marcu wystartował w słynnym Biegu Wazów w Szwecji, bo fascynuje go również bieganie na nartach. Rozmowa z Rasmusem Henningiem, jednym z najlepszych triathlonistów ostatniej dekady.

Przez kilkanaście lat był pan zawodowym triathlonistą, ale niedawno zakończył pan karierę sportową. Ma pan teraz więcej czasu na rzeczy niezwiązane ze sportem?

- Jako zawodowy triathlonista, który ma rodzinę, nie miałem w ogóle wolnego czasu. Zawsze kiedy tylko nie trenowałem, jadłem czy spałem, byłem z moją rodziną i zawsze miałem wrażenie, że jestem z nimi zbyt krótko. Właściwie więc przez ostatnie 10 lat nie miałem czasu na jakieś hobby czy regularne spotykanie się ze znajomymi.

Teraz faktycznie mam więcej wolnego czasu, ale oczywiście również poświęcam go rodzinie, jeszcze bardziej interesuję się tym, co robią moje córki, jak im idzie w szkole. Poznaję ich kolegów i koleżanki oraz ich rodziców, częściej też spotykam się z moimi znajomymi, próbuję odbudować te relacje z dawnych lat.

Mam kilka takich rzeczy, które mógłbym nazwać moim hobby i którym chciałbym teraz poświęcić więcej czasu: gram na fortepianie i na gitarze. Pochodzę z bardzo muzykalnej rodziny, przez wiele lat prawie w ogóle na niczym nie grałem, teraz staram się znowu poświęcać temu więcej czasu. Na szczęście moje dzieci również wciągnęły się w to i uczą się grać na różnych instrumentach. Niedawno moja najstarsza siedmioletnia córka nauczyła się kilku chwytów na gitarze.

A jest coś, na co pan nie mógł sobie pozwolić jako zawodowy sportowiec?

- Zawsze musiałem bardzo uważać na siebie, nie grałem na przykład w piłkę nożną, żeby uniknąć kontuzji. Teraz gram w piłkę nożną, siatkówkę, hokej na hali. Jeżdżę nawet na BMX-ie, co sprawia mi frajdę i bardzo się różni od jazdy na rowerze do triathlonu. To wspaniałe uczucie móc robić te wszystkie rzeczy, nie myśląc wciąż o tym, że mogę złapać kontuzję. Nie podchodzę też tak bardzo restrykcyjnie do tego, co i ile jem, ale z drugiej strony nie trenuję już tak dużo, więc muszę się pilnować, aby nie przytyć. Nadal trenuję, ale to nie jest mój priorytet. Na pewno nie byłoby zbyt dobrze dla mojego organizmu, gdybym z 25-30 godzin treningu tygodniowo zszedł od razu do 1-2. Trzeba zmniejszać to stopniowo.

Czy są jeszcze jakieś inne sporty, którymi się pan interesuje?

- Bardzo lubię biegi narciarskie i biathlon, zawsze podziwiałem te sporty. Kiedyś chciałem spróbować swoich sił w biegach na nartach, ale w Danii jest zbyt mało śniegu, żeby trenować. Kiedyś jako triathlonista jeździłem na obozy zimowe w Alpy i tam trochę biegałem. Dlatego wystartowałem w marcu po raz pierwszy w Biegu Wazów w Szwecji. To było jeszcze takie marzenie z dzieciństwa. Jak byłem dzieciakiem, to zawsze oglądałem te zawody z dziadkiem i stąd ta fascynacja biegami.

W Polsce jedną z największych gwiazd sportu jest Justyna Kowalczyk, która biega na nartach. To przekłada się też na coraz większą popularność tej dyscypliny w naszym kraju. Co zrobić, żeby na popularności zyskał triathlon?

W Danii popularność triathlonu rośnie przede wszystkim dzięki temu, że organizuje się tam naprawdę duże imprezy triathlonowe, np. Challenge Copenhagen na dystansie Ironman [3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem i 42 km biegu - red.], w których udział biorą prawie dwa tysiące osób. Ta impreza wystartowała trzy lata temu, ale spowodowała ogromny wzrost zainteresowania triathlonem w Danii. Teraz organizuje się wiele innych imprez, na dystansie Half-Ironman i krótszych, ale potrzeba jednej dużej imprezy triathlonowej, która wywoła zainteresowanie i przyciągnie ludzi. Podobnie jest w Szwecji, gdzie w tym roku po raz pierwszy odbył się Ironman w Kalmarze, a w Norwegii zawody w Haugesund na dystansie o połowę krótszym. Popularność triathlonu w Europie rośnie i w Polsce też jest na to szansa. Potrzeba takiej dużej imprezy, która przyciągnie uwagę mediów i zainteresowanie widzów, a także stworzy szansę dla zawodowców, aby osiągali lepsze wyniki i mogli żyć z triathlonu. Jeśli udałoby się wam wychować zawodowych triathlonistów, którzy będą odnosić sukcesy, to również przyciągnie uwagę ludzi. Nie widzę powodu, dla którego w takim dużym kraju jak Polska, nie miałby się znaleźć talent w triathlonie, który stałby się gwiazdą.

Co przyciąga ludzi do tej dyscypliny sportu?

Na poziomie amatorskim triathlon ma w sobie pewien urok i siłę przyciągania dla ludzi, którzy chcą przekraczać jakieś granice, chcą stawiać sobie nowe cele. Ludzie wiedzą, że są w stanie trochę przebiec, trochę przejechać na rowerze, trochę przepłynąć, ale zestawienie tych trzech rodzajów aktywności stanowi już ciekawe wyzwanie, a wciąż jest w zasięgu ich możliwości. Można próbować swoich sił na przykład w pięcioboju nowoczesnym, ale po co uczyć się szermierki czy jazdy konnej? Triathlon jest o wiele prostszy i przez to bardziej dostępny. Zaletą triathlonu jest zróżnicowanie: są trzy różne dyscypliny, do tego dochodzi trening siłowy, więc to są już cztery rzeczy, które trzeba trenować. Nie trzeba robić codziennie tego samego, treningi są urozmaicone, można trenować samemu lub w grupie, to też są powody, dla których triathlon był zawsze ciekawym sportem dla mnie.

Kolejnym powodem popularności są zawody Ironman. To dobra cezura dla wielu ludzi uprawiających ten sport. Mogą sobie to wstawić do CV, mogą sobie powiedzieć: Tak, ukończyłem Ironmana! Kiedyś tak było z maratonem, ale teraz maratony już ludziom nie wystarczają.

Maraton, Ironman, co potem? Gdzie są granice ludzkich możliwości?

- Zawsze można znaleźć coś jeszcze bardziej ekstremalnego. Na przykład po jednym Ironmanie ludzie robią 10 Ironmanów albo startują w Maratonie Piasków w Maroku (230 km do pokonania w ciągu 7 dni - red.). Ludzie zawsze będą szukać czegoś nowego. Prawdopodobnie za 10-20 lat taki Ironman będzie codziennością, prawie każdy będzie mógł w nim wystartować. Albo weźmy Felixa Baumgartnera, który skoczył ze stratosfery. Nam się wydaje, że to, co zrobił, jest szalone, ale dla wielu osób czymś takim jest udział w Ironmanie. Jeszcze 10 lat temu wydawało się to czystym szaleństwem, a teraz, kiedy te zawody są bardziej dostępne, wywołuje coraz mniejsze zdziwienie. Coraz więcej osób zna kogoś, kto to zrobił. Jeśli mój kolega z pracy to zrobił, dlaczego ja nie mógłbym tego zrobić?

Na poziomie amatorskim triathlon, sport w ogóle, to raczej zabawa i satysfakcja z wyników. Ale na poziomie zawodowym w grę wchodzą już duże pieniądze i niedozwolone środki. Co pan sądzi o Lansie Armstrongu?

- Byłem cały czas prawie pewien, że Armstrong stosował doping, kiedy zwyciężał w Tour de France. Wiele osób, z którymi wtedy się ścigał, przyznało się również do jego stosowania. Podziwiałem go za jego osiągnięcia jako kolarza, biorąc pod uwagę to, że tak wielu jego rywali też brało doping, i tak był najlepszy. Gdyby nikt nie stosował dopingu, prawdopodobnie również byłby najlepszy. Jest bardzo wyjątkowy pod względem fizycznym i mentalnym, to z pewnością jeden z największych sportowców w historii, ale nie podoba mi się sposób, w jaki podchodził do sprawy z dopingiem. Szczególnie teraz, kiedy to wszystko wyszło na jaw, jest winny przeprosiny wielu ludziom.

Spotkał się pan z nim na trasie triathlonu...

...Tak, rywalizowaliśmy w triathlonie na dystansie Half-Ironman w lutym ubiegłego roku w Panamie. Był ode mnie lepszy na mecie - zajął drugie miejsce, a ja czwarte. Wiele osób mówiło, że to świetnie, że wziął udział w zawodach, to przyciągnęło uwagę ludzi do tej dyscypliny i może faktycznie dzięki jego obecności triathlon zyskał w jakimś stopniu na popularności, ale zauważyłem też inną rzecz. Armstrong wprowadził inną kulturę do tego sportu. Jedną z rzeczy, którą naprawdę lubię w triathlonie, jest świetna atmosfera, między zawodowcami i amatorami panują dobre stosunki, sportowcy mają też dobre relacje z organizatorami i mediami, każdy szanuje się nawzajem i dba również o innych zawodników.

A Armstrong wkroczył w nasze środowisko z całą swoją świtą, był specjalnie traktowany, w strefie zmian zamiast iść jak wszyscy inni zawodnicy, podwożono go samochodem, odcinano go od tłumów kibiców. Nie podobała mi się jego arogancja, to, że przyszedł i wprowadził swoje zwyczaje, na pewno przyciągnął uwagę ludzi do triathlonu, ale jeszcze większą uwagę skupił na sobie. Poza tym jego osoba mogła sprowadzić podejrzenia stosowania dopingu również na triathlon. Moim zdaniem to dobrze, że został zawieszony. Z pewnością jest już o wiele mniejszym bohaterem sportowym, niż był kiedyś. Na pewno był wielkim sportowcem, ale nie zachowywał się właściwie.

Napisał pan książkę o przygotowaniach do wyścigu Ironman Hawaii. Czy planuje pan kolejną?

Myślę, że napiszę jeszcze jakąś książkę. Mój wydawca nalega na to. Po wydaniu pierwszej chciał, żebym od razu zaczął pisać następną. Na razie nie jestem chyba gotowy, żeby usiąść i pisać, ale jeśli miałaby powstać, to znalazłyby się tam pewnie rzeczy, o których teraz mówię na konferencjach triathlonowych, czyli jak określać nowe cele, jak się lepiej motywować, jak przestawić umysł w stan "zwyciężania" i jak zwiększyć szanse na osiągnięcie sukcesu.

To, co mi dobrze wychodzi, to przełożenie myślenia i działania z perspektywy sportowca na myślenie i działanie w życiu i pokazywanie tego innym ludziom. Uważam, że w życiu tak jak w sporcie musimy być ciągle skoncentrowani, świadomi tego, co robimy. To przemawia do ludzi, którzy mają ambicje, którzy chcą coś osiągnąć. Czasami trudniej dotrzeć z tym przesłaniem do ludzi, którzy codziennie chodzą do pracy, tylko po to, aby zarobić pieniądze.

Startował pan na igrzyskach, zajął piąte miejsce w najsłynniejszym wyścigu Ironman na Hawajach, wygrywał wiele wyścigów triathlonowych. Co jest dla pana największym sukcesem w sporcie?

Największe osiągnięcie sportowe, jakiego dokonałem, mój najlepszy wyścig, to wygrana w Challenge Roth w 2010 roku w Niemczech z czasem 7:52:36. Był to piąty wtedy najszybszy czas na świecie na dystansie Ironman, tylko dwie minuty gorszy od rekordu świata. To był jeden z tych dni, kiedy wszystko mi wychodziło. Nie popełniłem żadnego błędu, nie przytrafiło mi się nic nieprzewidzianego, byłem cały czas skoncentrowany. Wszystko chodziło jak w zegarku: taktyka podczas wyścigu, sposób, w jaki jadłem i piłem. Mój organizm funkcjonował bez zarzutu przez całą trasę. To zdecydowanie moje najlepsze osiągnięcie sportowe.

A największy sukces w ogóle w życiu?

Moje największe osiągnięcie jako człowieka w ogóle to fakt, że wciąż jestem żonaty z tą samą kobietą (śmiech). Podczas mojej kariery w ciągu roku przebywałem poza domem ok. 20-25 procent czasu, ale nawet jak wracałem do rodziny, skupiałem się na treningu, właściwym odpoczynku, odpowiednim odżywianiu. Pozostawało wtedy naprawdę niewiele wolnego czasu dla rodziny, nawet w weekendy, kiedy moja żona i dzieci miały wolne, musiałem wychodzić na trening. Wszystko kręciło się wokół moich treningów.

Ciężko się żyje z zawodowym triathlonistą?

Tak, to było duże wyzwanie dla moich bliskich. Bardzo ciężko się żyje z osobą, która zawodowo uprawia sport. W pewnym momencie musiałem się zmierzyć z dylematem: z jednej strony wiesz, co trzeba robić, aby twoja kariera sportowa właściwie się rozwijała, ale jednocześnie, aby tego dokonać, musisz wiele razy odsuwać od siebie osoby, na których ci zależy, których ideały nie zawsze pokrywają się z twoimi. To było stresujące dla mnie i dla mojej żony. W ciągu tych wszystkich lat mojej kariery sportowej kilka razy byliśmy bardzo blisko podjęcia decyzji o rozstaniu, ale jestem szczęśliwy i dumny, że udało nam się przez to przejść i być nadal razem.

Drugim osiągnięciem w życiu było to, że przez cały czas mojej kariery pozostałem sobą. Byłem lojalny wobec siebie, nie musiałem udawać w mediach czy w stosunku do innych osób, zawsze starałem się być szczery i uczciwy wobec moich rywali. Dzięki temu zdobyłem sobie szacunek w sporcie, a teraz po zakończeniu kariery dzięki tym wszystkim dobrym relacjom otworzyło się dla mnie wiele nowych możliwości.

Co pan zamierza teraz robić zawodowo?

Otworzyłem firmę Tri Nordic, która zajmuje się dystrybucją sprzętu dla triathlonistów na rynek skandynawski. Pomaga mi właśnie to, że jako były triathlonista mam wiele kontaktów w świecie sportu. Z kariery sportowca mogę łatwo teraz przejść do kariery w biznesie.

Kona, Norseman, Alpe d'Huez - najpiękniejsze triathlony świata

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.