Jak trenować razem i dalej się lubić? Biegające Małżeństwo zdradza swoje sposoby

O tym czy warto biegać razem, czy samotność długodystansowca jest kluczem do sukcesu i o tym, jak poradzić sobie z drażniącymi cechami partnera pisze Ela i Jarek Cieśla, Biegające Małżeństwo.

Bieganie to sport dla samotników?

Niedawno oglądaliśmy film z jakiegoś biegu górskiego. Oprócz wspaniałych widoków z trasy i obrazów ze zmagań ultrasów, prezentowane były również wypowiedzi uczestników tych zawodów. Między innymi o swoich wrażeniach opowiadała pewna bardzo znana biegowa para. Naszą uwagę przykuła zwłaszcza wypowiedź ,,brzydszej połówki" tego teamu. Otóż mężczyzna mówił, że zdarza im się biec razem podczas zawodów, ale trenują oddzielnie, bo bieganie to sport dla samotników. Też coś! Zupełnie się z tym nie zgadzamy.

Kiedy czyta się posty pod artykułami o trenowaniu w grupie, to większość wypowiadających się tam osób nie wyobraża sobie biegania z innymi. No, bo po co słuchać narzekań, że pędzisz jak Struś Pędziwiatr, kiedy inni chcą spokojnie i dostojnie sobie potruchtać niczym niedzielny spacerowicz na przejściu dla pieszych. Kiedy indziej to twoim towarzyszom wydaje się, że jesteś jak żółw błotny, podczas gdy ty myślisz, że ostro gnasz i właśnie ledwo wyrabiasz, dysząc jak parowóz mijający stację w Koluszkach Wielkich. Finał takich wspólnych treningów jest zatem łatwy do przewidzenia: nigdy więcej biegania z kimś! Do tego jeszcze dochodzi strzelenie ogromniastego focha, a nawet obrażania się na do niedawna super kolegę, przyjaciela, znajomego. Tylko po co? Wspólny trening ma wiele zalet i jest o wiele lepszy od ,,samotności długodystansowca".  

Bieganie razem jest... zarąbiste

Pierwsze zawody, czyli półmaraton (tak, od razu zaczęliśmy z ,,grubej rury") pokonaliśmy ramię w ramię i natychmiast dotarło do nas jak zarąbiste jest bieganie razem i wsparcie tej drugiej osoby. Jeśli lubimy przebywać w swoim towarzystwie i ciągle razem coś robić, to dlaczego nie mielibyśmy wspólnie trenować? Już podczas truchtu, przed rozgrzewką i właściwym treningiem mamy czas, żeby ze sobą pogadać. Czasami jedyny taki w ciągu całego dnia. Na początku treningu przecież jeszcze nie sapiemy, jak nie przymierzając parowóz z westernu. Oddech jest spokojny, tempo konwersacyjne, więc gadamy ile wlezie. Mielibyśmy tracić takie chwile, żeby milczeć i przeżywać, że zaraz czeka nas mocny wysiłek? Za żadne skarby!  

Jak biegać razem i nadal się lubić? Biegające Małżeństwo zdradza swoje sposoby!Jak biegać razem i nadal się lubić? Biegające Małżeństwo zdradza swoje sposoby! Biegające Małżeństwo

Podczas długiego wybiegania Jarkowi włącza się ,,gadulec", najczęściej w połowie biegu, gdy jesteśmy już nieco zmęczeni. Ela zna ten jego zwyczaj bardzo dobrze i... wie kiedy ma  oczekiwać ,,ataku" złotych myśli swojego współtowarzysza. Wtedy albo się ,,wyłącza" pogrążając we własnym świecie lub też przyspiesza, żeby go trochę zmęczyć. Można znaleźć wyjście? Pewnie, że tak! Potem śmiejemy się z tego i... biegniemy dalej.

Kiedy drażni nas, że to drugie nagle znajduje w sobie niespotykane pokłady siły i przyspiesza, to przecież tylko na tym to pierwsze może skorzystać. Pobudzi organizm zmianą tempa i poprawi kondycję. Również radosny uśmiech Eli, kiedy Jarek ledwo zipie, a ona frunie niczym na skrzydłach, potrafi poprawić mu nastrój. I jak tu się nie lubić?

Dobre rady, zwycięstwo i napój Asterixa

Po treningu, gdy na chłodno się zastanowimy i oczywiście odpoczniemy, to doceniamy takie zachowania, bo uświadamiamy sobie, że kiedy właśnie czuliśmy spadek mocy, to gadulstwo, czy też promienny uśmiech spowodowały w nas jakąś taką sportową złość i nie zwolniliśmy, nie przestaliśmy biec, czyli... było zwycięstwo! Poza tym, doceniamy też rady, jakie otrzymujemy od partnera w trakcie biegu. Coś tam jest na temat naszej techniki, szurania butami po podłożu, garbienia się, machania rękoma jak wiatrak na polu, czy też nieekonomicznego pokonywania poszczególnych odcinków trasy. W sumie to irytujące wytykanie błędów w końcu wychodzi nam na dobre. Takie podpowiedzi inspirują każde z nas do zmian. Nie doceniać tego, byłoby frajerstwem!

Na wiele spraw podczas treningu reagujemy inaczej - jedno czuje w sobie przypływ sił niczym Asterix po wypiciu magicznego napoju, a akurat to drugie może dopiero powoli się rozkręcać nie mając ochoty i mocy na przyspieszenie. Cóż z tego, skoro wynikają z takiego stanu rzeczy same pozytywy?! Gdy Ela przyspiesza, bo Jarek ma ochotę właśnie bez zapowiedzi realizować trening biegiem zmiennym (a lubi szarpać tempem), a ona nie chce zostać z tyłu, to narzucając sobie jego prędkość poprawia wydolność i wytrzymałość. Proste! Często też sugerujemy się tempem partnera i nie chcemy być w tyle, żeby nie pomyślał, że  wymiękamy. Co to, to nie! Wtedy zaczyna się rywalizacja i żadne nie che odpuścić. Potem pędzimy jak charty z wywieszonymi jęzorkami. Takie atrakcje często sobie fundujemy!

Jak biegać razem i nadal się lubić? Biegające Małżeństwo zdradza swoje sposoby!Jak biegać razem i nadal się lubić? Biegające Małżeństwo zdradza swoje sposoby! Biegające Małżeństwo

Bywa też tak, że czasami jednemu z nas po prostu nie chce się przyspieszać. Nasze organizmy są  trochę rozleniwione i przez cały bieg jesteśmy trochę ospali. Jednak, gdy musimy nadążyć za partnerem, to wreszcie się rozbudzamy, a i mięśnie szybciej wchodzą na solidny poziom treningu. Kiedy zdarza się tak, że jedno z nas chce przejść do marszu, bo akurat jego ,,silnik" właśnie się ,,zagotował" i potrzebuje odpoczynku, to możemy teraz poćwiczyć strategię biegu górskiego, gdzie przecież stosuje się tempo zmienne: raz wolno (na podejściach), a potem szybkie (na zbiegach). Co z tego, że najczęściej jest to po prostu  wymówka, aby nieco odpocząć? Ważne, że działa!

Po treningu to się dopiero dzieje. Nikt tak skutecznie i dosadnie nie wytknie ci błędów, jak twoja druga połówka. Bez mącenia, kręcenia i owijania w bawełnę! Tylko, że takie podejście  przynosi wymierne korzyści. Taki osobisty trener, kat, recenzent i krytyk w jednym, to przecież wielki skarb. Nawet jak coś wypomina, to nie traktuje cię niczym niesfornego uczniaka, którego trzeba skarcić, tylko pracuje na wspólny sukces. Przecież jesteśmy drużyną.

Bieganie osobno

Czasami biegamy oddzielnie. Wtedy kiedy trenujemy razem. Paradoks? Niekoniecznie. Po prostu Ela biega ze słuchawkami w uszach i włącza swoją ulubioną muzykę, a Jarek potrafi tak bardzo skoncentrować się na pilnowaniu odpowiedniego tempa, że nawet nie wie ile kilometrów już pokonał. Takie chwile dla siebie są dobrym momentem, żeby skupić się na własnych myślach. Jednocześnie wiemy, że to drugie jest obok i... cieszymy się  z tego.

Czasami Ela lubi pomarudzić, że znów musi wyjść na trening siły biegowej albo ostro poginać jakieś interwały. I co Jarek ma zrobić w takim przypadku, bo to przecież on jest mózgiem operacji pt. Trening? To proste! Ciągle coś zmienia, dodaje, uatrakcyjnia, wymyśla nowe plany. To samo dotyczy terenu, bo Ela szybko nudzi się biegając ciągle tymi samymi drogami. Ma chłopak ciężko, ale dzięki temu ciągle coś się dzieje. Nie ma nudy!

Za żadne skarby świata nie zrezygnowalibyśmy ze wspólnych treningów. Tylko razem! Takie podejście powoduje, że nadal chce nam się trenować, bo jedno dopinguje drugie, bo jest stała stymulacja, nigdy nic nie wiadomo co nas czeka na treningu, co to drugie wymyśli, czym to pierwsze zaskoczy. To nas kręci i bardzo to lubimy. Taka sytuacja! Jeśli mielibyśmy trenować oddzielnie, to... po co w ogóle?

O biegowej pasji Ela i Jarek Cieśla piszą na swoim blogu. Zobaczcie także, co słychać u nich na Facebook'u.

 

 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.