AC: Jak to się stało, że zaczęłaś prowadzisz bloga o bieganiu?
AP: Blog "Ania Biega" jest połączeniem moich dwóch wielkich pasji: pisania oraz biegania. Pierwszego bloga założyłam w sierpniu 2007 r. Od listopada 2010 roku blog działa pod aktualnym adresem i nazwą. Od zawsze bardzo lubiłam przelewać myśli na papier. Gdy zaczęłam biegać regularnie i zajmowało to coraz więcej mojego czasu, a także coraz bardziej zajmowało głowę - w sposób naturalny pojawiło się pisanie o bieganiu. Blog to zapis tego, co w związku z bieganiem przeżywam, co mnie cieszy, porusza, motywuje. To również ważna lekcja samodyscypliny, bo wiem że czytelnicy czekają na kolejne wpisy, staram się je zatem umieszczać regularnie, pisać ciekawie. To też dla mnie motywacja, kiedy (rzadko!) przestaje mi się chcieć.
AC: Kim są czytelnicy Twojego bloga?
AP: Są to bardzo różne, niesamowite, wyjątkowe i najczęściej pozytywne osoby. Wiele z nich miałam okazję poznać osobiście, podczas różnych zawodów i innych spotkań około biegowych. Piszę przede wszystkim dla amatorów, unikam - z małymi wyjątkami - wypowiadania się z pozycji eksperta. Mam w sobie dużo pokory i nie uważam się za specjalistę, który miałby doradzać w tematach zaawansowanego treningu , fizjoterapii, czy diety . W przypadkach takich pytań zazwyczaj odsyłam do specjalistów. Moje wpisy dotyczą przede wszystkim emocji towarzyszących bieganiu oraz wydarzeń, zatem czytelnikami bloga są osoby, które szukają takich właśnie treści. Liczną grupą, która czyta mojego bloga, stanowią moi biegowi znajomi.
AC: Co myślisz o osobach umieszczających u siebie na blogach jedynie zdjęcia owsianki, przeplatane cytatami motywacyjnymi, bez żadnej ciekawej treści?
AP: Owsianka kiedyś w końcu się przeje. Istnieje pewna liczba wartościowych blogów - część z nich ma charakter ekspercki, część jest właśnie takim zapisem zdarzeń i emocji związanych z bieganiem - na których można znaleźć wpisy wartościowe, informacyjne, motywujące. I te blogi będą się cieszyły popularnością. Natomiast ci, którzy tak naprawdę mają niewiele do powiedzenia, a blog czy Facebook są dla nich narzędziem lansu albo sposobem na zdobycie "darmowych butów" czy innych "darów losu" - prędzej czy później zaczną tracić czytelników. Mnie osobiście to nie przeszkadza, choć zalew strony z bieganiem w tytule faktycznie przytłacza.
AC: Czujesz się rozpoznawalna? Ludzie zaczepiają Cię na biegach?
AP: Muszę przyznać, że tak. Pamiętam jak we wrześniu na Festiwalu w Krynicy słyszałam kibiców dopingujących mnie z imienia, chociaż nie było go na numerze startowym. To było bardzo miłe uczucie. Często też podchodzą do mnie biegacze, którzy mówią, że czytają mojego bloga albo śledzą fanpage na Facebooku, i że moje wpisy ich motywują . Zazwyczaj spotykam się z pozytywnymi reakcjami, jednak nie jest to powód, dla którego prowadzę bloga - to przyszło niejako przy okazji. Nie czuję się jednak "gwiazdą", nie mam parcia na szkło. Czasami wręcz przeciwnie.
AC: Jesteś PR'owcem, dziennikarką, blogerką - sporo tego! Czy blog to jeden z "projektów"?
AP: Nie traktuję swojego bloga jako projektu, tym bardziej komercyjnego. Przynajmniej nie na tym etapie. Tak jak wspominałam wcześniej, to jest zapis przeżyć i emocji. Jest raczej pamiętnikiem biegowym, a nie źródłem utrzymania. Na co dzień jestem PR-owcem i to jest moje zajęcie zarobkowe. Poza tym przez jakiś czas pisałam felietony do "Runner's World", a aktualnie pisuję dla serwisu MagazynBieganie.pl. W prasie branżowej piszę jednak na zupełnie inne tematy niż na blogu, artykuły mają też inną formułę i traktuję je jako dodatkowe, ciekawe zajęcie.
AC: Kiedy zaczęłaś biegać? Co od tego czasu jest Twoim największym osiągnięciem biegowym?
AP: Opowieść o opiętych dżinsach należy już chyba do kultowych. Powiem zatem w skrócie, że zaczęło się od tego, że w wieku 30 lat stwierdziłam, że to, co widzę w lustrze zdecydowanie mi się nie podoba i muszę coś z tym zrobić. Bieganie wydało mi się najprostszym rozwiązaniem, gdyż nie uzależniało mnie od sztywnych grafików zajęć grupowych. Na początku ćwiczyłam też na orbitreku, próbowałam w zimie biegania na bieżni. Tak czy inaczej, obecnie trenuję głównie na świeżym powietrzu, wiele czasu spędzam w lasach w okolicach Starej Miłosnej, gdzie mieszkam. Jeżeli chodzi o największe osiągnięcie biegowe, to jest to bardzo trudne pytanie. Poprawianie wyników jest dla mnie ważne, ale nie najważniejsze. Moim największym osiągnięciem jest chyba to, że biegam już od ponad 8 lat i nadal się tym cieszę! Bieganie jest dla mnie przyjemnością, nie przymusem. No i biegam bez kontuzji. To też osiągnięcie. Więc może mogę jednak doradzać ?
AC: Jaki plan treningowy obecnie realizujesz?
AP: Obecnie przygotowuję się do Półmaratonu Warszawskiego, według zaleceń i planu mojego aktualnego trenera. Na samym początku samodzielnie układałam treningi , korzystałam z porad dostępnych w internecie, z książek Jerzego Skarżyńskiego. Potem współpracowałam z kilkoma trenerami - za każdym razem ta współpraca owocowała kolejnymi życiówkami. Obecnie też jestem pod bardzo dobrą opieką trenerską, chociaż miewam chwile niesubordynacji. Niedawno wróciłam też do coraz popularniejszej wśród biegaczy diety wegańskiej, która w moim przypadku bardzo dobrze się sprawdza. W planach na ten sezon mam także start w Półmaratonie w Wiązownie i w pierwszym półmaratonie w Kielcach. Dalsze plany, w tym ewentualne jesienne starty, będą uzależnione od mojego stanu zdrowia. Ale do Krynicy-Zdroju na Festiwal Biegowy pewnie się wybiorę.
AC: Bieganie i triathlon - te dwa tematy przeplatają się u Ciebie na blogu od dawna, jednak ostatnio widziałam Twoje zdjęcie z treningu fitness...
AP: Wszystkie pozabiegowe formy aktywności fizycznej traktuję jedynie jako uzupełnienie biegania. Mają mi one pomóc w osiąganiu lepszych rezultatów biegowych. Zajęcia lekkoatletyczne na hali, crossfit, pływanie, rower - realizuję te wszystkie treningi pod kątem biegania. Wiem, że triathlon jest teraz bardzo modny, jednak mnie na razie nie wciągnął. Zaliczyłam jeden start w zawodach, może kiedyś jeszcze to powtórzę, ale na chwilę obecną nie mam takich planów. Chociaż muszę przyznać, że moim aktualnym zauroczeniem jest pływanie, które świetnie rozluźnia mięśnie i nie obciąża stawów. To właśnie na basenie, zaraz po ścieżkach biegowych, spędzam teraz najwięcej czasu.
Anna Pawłowska-Pojawa, autorka bloga www.aniabiega.blox.pl Anna Pawłowska-Pojawa, autorka bloga www.aniabiega.blox.pl Anna Pawłowska-Pojawa, autorka bloga www.aniabiega.blox.pl
AC: Gdyby Twój lekarz jutro powiedział Ci "nie możesz już nigdy więcej biegać", to co byś zrobiła?
AP: Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Gdybym coś takiego usłyszała, to poszukałabym innego lekarza... W ostateczności zapewne przerzuciłabym się na inną dyscyplinę, ale to naprawdę po wykorzystaniu wszystkich dostępnych mi możliwości, aby ponownie móc biegać.
AC: Czy w Polsce organizowanych jest już zbyt wiele imprez biegowych? Czujesz przesyt?
AP: Z jednej strony jest to bardzo korzystne, gdyż biegacze mają ogromny wybór i praktycznie co tydzień mogą brać udział w jakimś biegu. Imprezy się sprofesjonalizowały, poziom organizacyjny z roku na rok jest coraz wyższy. Nowe biegi pojawiły się również na "ścianie wschodniej", która dotychczas stanowiła białą plamę na biegowej mapie naszego kraju ( Maraton Mazury, Białystok, Lublin, Kielce, Rzeszów). Z drugiej strony, znikają niestety biegi kultowe, bardzo klimatyczne, jak chociażby Maraton w Lęborku i Maraton Wyszehradzki.
AC: Co myślisz o Karcie Biegacza, czyli pomyśle PZLA?
AP: Powiem krótko, to próba skoku na kasę biegaczy. I organizatorów biegów dla amatorów, najogólniej rzecz mówiąc. PZLA zauważył duży, rynek, który można zagospodarować komercyjnie i próbuje tę sytuację wykorzystać. Cała idea nie została chyba wystarczająco przemyślana. Sposób prezentacji i późniejsze tłumaczenia działaczy tylko potwierdziły, że spiskowa teoria dziejów w tym przypadku nie jest taka całkiem nieuzasadniona. Wracając do samej karty, intryguje mnie, kto miałby wystawiać biegaczom zaświadczenia, bo dzisiaj jest z tym pewien problem
AC: Co chciałabyś przekazać czytelnikom Polska Biega?
AP: Przede wszystkim, że bieganie dla amatorów ma być przyjemnością. Nie powinno się go traktować jako obowiązku czy przykrej konieczności. Osoby biegające z przymusu można rozpoznać bardzo łatwo, widać takie podejście już na odległość. Ważne, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, kiedy plany treningowe nie są realizowane zgodnie ze wszystkimi założeniami. Nie o to w tym chodzi. Jeżeli z jakiegoś powodu bieganie stało się kolejnym obowiązkiem do odhaczenia, to warto spróbować pobiegać bez trenera, bez tempa, bez założeń, bez wytycznych i próbować odnaleźć tą pierwotną radość z biegu.
Opracowanie: Anita Chabrowska, www.muvment.pl