Fundacja "Maraton Warszawski" liczy na to, że uda jej się zebrać przynajmniej 1000 podpisów. Jeśli chciałbyś zobaczyć ulicę Tomasza Hopfera na planie Warszawy, albo przespacerować się nią - złóż swój podpis!
Przypominamy tekst o Tomaszu Hopferze autorstwa Wojtka Staszewskiego:
Biegał razem z nami TOMASZ HOPFER
- Robimy to! - powiedział, kiedy usłyszał o masowych biegach. I stworzył polskie bieganie.
Tomasz Hopfer, dziennikarz telewizyjny, były sportowiec, w latach 70. zaraził Polskę bieganiem. Dziś o starszych biegaczach mówi się "pokolenie hopferowców".
Telewizja
- Nie nadaję się - mówi Tomasz Hopfer po swojej pierwszej relacji telewizyjnej na początku lat 70. W relacjach na żywo tak się podnieca, że najchętniej sam wyskoczyłby na bieżnię. Za to w rozmowie w studiu jest mistrzem - urok, uśmiech, kindersztuba. Mówi zawsze z głowy. Prezes TVP Maciej Szczepański boi się, czy Hopfer nie przekręci jakiegoś wyniku i każe mu kłaść przed sobą kartkę. Tomasz kładzie, ale kartka jest pusta. Telewizja emituje teleturniej "Kto z nim wygra" - widz, który zwyciężył w eliminacjach, mierzy się z ekspertem. Na kilkanaście edycji sportowych Hopfer wygrywa wszystkie. - Jak ty to wszystko pamiętasz? Te tabele, te wyniki?! - zagaduje go raz Edward Mikołajczyk, kolega dziennikarz. - Ja to rozumiem. Zofia Hopfer pamięta, jak raz stali w kolejce po mięso, ale ekspedientki przestają obsługiwać, tylko palcem pokazują jej męża. - Idź do domu, bo przez ciebie niczego nie kupię - mówi. Ale za chwilę wychodzi kierownik, mówi, że mięso się skończyło, wszyscy mają iść do domu. Dyskretnie zatrzymuje tylko Hopferów i na kartki dla całej rodziny sprzedaje im pięć kilo polędwicy wołowej zamrożonej. Jest gwiazdą. - Wziąłem Tomka do Studia 2, bo on żył sportem - wspomina twórca programu Mariusz Walter, dziś honorowy prezes ITI. - Potrafił wyprowadzić na biegi przełajowe, narciarskie albo gimnastykę na świeżym powietrzu tłumy ludzi. Był przede wszystkim szczery. Jak dziś media proponują otłuszczonym paniom gimnastykę, to przebija z tego zwykle coś, co nazwałbym rutynową nieszczerością.
Sport
1944 rok. Matka, przedwojenna literatka, niesie cały dobytek rodziny na plecach. Dziewięcioletni Tomek i starszy o dwa lata brat Andrzej niosą na przemian na rękach córkę matki z drugiego małżeństwa. Wypędzeni z Warszawy po powstaniu Hopferowie trafią do podwarszawskiego Konstancina. Po podstawówce Tomek idzie do Technikum Statystycznego. Zamieszkają z Andrzejem u babci na Koszykowej. Dom jak z filmu "Skarb" - sześciopiętrowy, ale piąte i szóste piętro zniszczone, mieszka się tylko do czwartego. W czteropokojowym mieszkaniu gnieździ się siedem rodzin. Wpadają znajomi chłopaków na brydża. Nie ma stolika, siedzą na łóżkach. Tomek uczy się świetnie. Maturę dostaje z rąk Bieruta - pamięta Zofia. Chłopaki studiują - Tomek na SGPiS (dziś SGH) - i trenują biegi w Spójni. Rano studia, obiad w stołówce akademickiej. - Jak dostaniecie kotleta, przyjdźcie na trening. Jak kotleta nie będzie, to idźcie do domu - mówi im trener Jan Mulak. Kotleta zwykle nie ma, ale i tak przychodzą. Tomek biega na 400 i 800 metrów. Awansuje do kadry, to czasy narodzin Wunderteamu. Dawniej wyczynowcy trenowali wyłącznie na stadionie. Mulak wyprowadza treningi w teren, do lasu, obozy robi w karkonoskiej Przesiece albo w zalesionym Wałczu. Hopfer dwa razy ze sztafetą 4 x 400 m zdobywa z ekipą Spójni mistrzostwo Polski - w 1955 i 1958 r. Rok później zachoruje na żółtaczkę. Koniec kariery.
Żona
Rok 1962. Na obozie w Czaplinku mistrzyni Polski juniorów na 200 m Zofia Grochot łamie obojczyk. Tomek Hopfer (jest w kierownictwie obozu) zajmuje się chorą. Zabiera Zosię na kajak, ona siedzi (bo obojczyk), on wiosłuje. Taksówką do kina. W Warszawie daje Zosi prezent: zamszowe beżowe szpilki z kokardkami. Zosia nigdy takich nie miała, zawstydzona pokazuje buty mamie. - Zosiuniu, on się będzie chciał żenić. Pobiorą się pół roku później. Tomek jest wtedy urzędnikiem Głównego Komitetu Kultury Fizycznej, dostaje też służbowe mieszkanie - 37 m na Bielanach z ciemną kuchnią. Cieszą się życiem. W sobotę na tańce. W niedzielę na mecz piłkarski, są jeszcze młodzieżowe czwartki lekkoatletyczne, dorabiają sędziowaniem. Kwaterunek przysyła pisma: mieszkanie jest rozwojowe, czyli przeznaczone dla trzech osób. A skoro rodzina jest dwuosobowa, dostaną mniejsze. Zofia zachodzi w ciążę i z zaświadczeniem od ginekologa idzie do kwaterunku. Mieszkanie obronione. W marcu 1966 r. Hopferom rodzi się córka - Monika.
Bieganie
Lata 70. Kończy się niedzielny Teleranek, miliony widzów oglądają telewizję, zaraz będzie program Tomasza Hopfera - "Bieg po zdrowie". Zofia Hopfer pamięta, że Tomek postanowił namawiać ludzi do biegania po rozmowie z kardiochirurgiem w studiu. Maciej Wierzyński (przyjaciel Hopfera, dziś dyrektor w TVN) mówi, że przyniósł mu wycinek z rosyjskiej "Literaturnoj Gaziety" z tekstem "Biegajtie na zdorowie", a Tomek oczarowany odpowiedział: - Robimy to! W programie są relacje z imprez biegowych. Zaproszenia na biegi płyną do telewizji strumieniem, bo każde miasteczko chce się pokazać. Hopferowi zaczyna chodzić po głowie maraton. Masowy bieg na dystansie 42 km 195 m. - Telewizji nie pozwolą, żeby tylu ludzi wyprowadziła na ulicę. Ale może wy dostaniecie zgodę - mówi do Józefa Węgrzyna, byłego trenera, a wtedy naczelnego "Sztandaru Młodych". - Czy możecie mi, towarzyszu, zaręczyć, że nie będzie wystąpień przeciwko władzy ludowej? - pyta członek biura politycznego KC PZPR Jan Szydlak. I daje zielone światło Maratonowi Pokoju. Zrobią go we trzech: Hopfer, Węgrzyn oraz trener i działacz sportowy Zbigniew Zaremba.
Maraton
Wrześniowa niedziela 1979 r., pierwszy Maraton Pokoju. Dwa tysiące ludzi startuje spod Stadionu Dziesięciolecia. Monika - z numerem 1000 - w grupie nastoletnich dziewczynek. Zofia Hopfer będzie opiekunką tej grupy, milicjant na motorze podwozi ją po trasie. Jadą przed biegaczki, Zofia staje z boku, ma picie i skarpetki na zmianę. Hopfer prowadzi w tym momencie relację telewizyjną ze stadionu. Monika dociera na metę po pięciu godzinach ze skarpetkami na... rękach. Następnego dnia ojciec chce ją odwieźć do szkoły, ale Monika leci w podskokach. Tomasz pęka z dumy. Maraton Warszawski jest rozgrywany bez przerwy od 30 lat, na jesieni. Wczoraj odbył się w Warszawie półmaraton.
Choroba
1980 r. W czasie olimpiady w Moskwie Hopfer prowadzi studio olimpijskie - przez 17 dni po 20 godzin na dobę. Odchorowuje to tygodniami bezsenności. O dziesiątej w nocy jedzie do hali Mery pograć w tenisa. Wraca i dalej nie może zasnąć. Dwa razy trafia na oddział dla nerwowo chorych w Komorowie koło Warszawy. Terapia: ścina drzewa, zbija skrzynki na owoce. Boi się, że go odsuną od anteny. Zwłaszcza od kiedy żona wystąpiła z partii. Sam jest członkiem PZPR, nie wychyla się, do "Solidarności" się nie zapisuje. 13 grudnia 1981 r., stan wojenny. Nie zostaje wpuszczony do telewizji. Dostaje ofertę: może pracować na wizji, ale w mundurze. Odmawia. Znów choruje. Bierze leki i popija alkoholem. Jest jeszcze gorzej. Dwa miesiące przed śmiercią ostatni raz grają w tenisa z Wierzyńskim. Tomasz pierwszy raz przegrywa z przyjacielem. 12 listopada 1982 r. umiera Jan Ciszewski, legendarny sprawozdawca sportowy. Legenda głosi, że to na jego pogrzebie przeziębi się Tomasz Hopfer. Ale Zofia pamięta, że to było później, kiedy pracował w galwanizerni i płukał w kadzi z zimną wodą posrebrzane wisiorki. Na wardze wyskakuje mu opryszczka. Trzy dni później kubek z herbatą wypada mu z ręki. Trafia na OIOM, potrzebny jest lek na zwiększenie odporności. Stefan Lewandowski, niegdyś biegacz Wunderteamu, właściciel kliniki w Kolonii, wsadza karton leków w prywatny samolot. Ale jest stan wojenny, samolot nie dostaje zgody na lądowanie w Polsce.
10 grudnia o szóstej rano telefon ze szpitala. Koniec.
Pogrzeb miał być 13 grudnia, ale Zofia musi przesunąć ceremonię, bo nie ma zgody na taką manifestację w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Przychodzą tłumy, wieńców jest tyle, że trzeba prosić chłopaków z pobliskiego technikum samochodowego o pomoc. Maciej Wierzyński (wyrzucony wtedy z telewizji, pracuje jako taksówkarz) żegna przyjaciela: - Nie występując na ekranie w stanie wojennym, dał dowód, że jest przyzwoitym człowiekiem. Chociaż telewizja była całym jego życiem. Telewizja i sport.
Tekst: Wojciech Staszewski
Opublikowano w 2008 roku, 31 marca, SPORT nr 13 dodatek do SPORT nr 76, BIEGANIE, str. 24
Dołącz do nas na Facebooku.