Matka Polka maratonka

Synek jechał na rowerze na plac zabaw, ona trenowała. I wygrała największy maraton w Polsce

To było 10 lat temu. Agnieszka Gortel z Katowic kończyła studia i po kilku treningach postanowiła wybrać się ze znajomymi na maraton do Pragi. Dopiero w autobusie dowiedziała się, jaki to dystans - 42 kilometry. Przebiegła go w 3 godz. 37 min, ale na mecie nie widziała ludzi, tylko czarne plamy.

Spodobało jej się, trenowała serio. Przebiegła półmaraton w Holandii w świetnym czasie 1 godz. 17 min. I... zaszła w ciążę. Urodziła syna. Forma gdzieś uciekła, chociaż trenowała z wózkiem biegowym. Poszła do pracy biurowej, a bieganie zaczęło jej odjeżdżać.

Aż siedem lat temu spotkała trenera Jerzego Skarżyńskiego, guru biegających amatorów. Trener postanowił ją trenować "na odległość". Rozmawiali mailami, przez telefon, przez Skype'a, bo on mieszka w Szczecinie. Obiecał dwa lata harówki, a potem sukcesy, o jakich się Agnieszce nie śniło. To właśnie Skarżyński opowiedział mi o niej trzy lata temu; - jest taka amatorka, która biega lepiej niż profesjonaliści. I haruje jak my kiedyś, kiedy Polska miała świetnych maratończyków.

Teraz Agnieszka opisuje mi, jak wyglądała tamta harówka: - Wstawałam na trening o 4 rano. Z bloku obok wyjeżdżał do pracy sąsiad - górnik. Ścigałam się, kto wyjdzie pierwszy z domu - on czy ja. O 6.20 musiałam być z powrotem. Wykąpać się, zjeść, przygotować syna do przedszkola, zawieźć go i na 8 dojechać do pracy. Było ciemno, zimno i ciężko psychicznie. Dziś nie byłabym się w stanie tak zmobilizować. Ale inaczej bym nie dobiegła do dnia dzisiejszego.

A sukcesy? W 2007 r. Agnieszka wystartowała w Pile w mistrzostwach Polski w półmaratonie. Wspomina: - Miałam problemy rodzinne. W dwa tygodnie straciłam 8 kg ze stresu. Może to spowodowało, że nogi tak lekko szły do góry. Miałam rozregulowane wszystkie bezpieczniki, które normalnie człowiek ma, żeby się nie wytrzaskać na zawodach zupełnie. Pobiegłam bardzo emocjonalnie, pierwszy raz się nie stopowałam.

Efekt - brązowy medal mistrzostw Polski. A rok później - złoty. W zeszłym roku Agnieszka wystartowała w Dębnie w mistrzostwach Polski w maratonie. Zajęła czwarte miejsce. Dla sportowca najgorsze, ale dla matki Polki rewelacyjne:

- Trochę się nie wyrabiałam z treningami, bo przeprowadziłam się do Chorzowa, rano zawoziłam syna do zerówki, potem do Mikołowa do pracy, kilometry w korkach. Poprzedniej jesieni przeszłam na trzy czwarte etatu: o 8 robiłam trening, a do pracy przyjeżdżałam na 11, potem po Jędrusia. Ale Jędruś chorował, więc po nocach siedziałam z zadaniami, które miałam z pracy. Nie dałam rady się przygotować.

Pojechałam do Dębna tylko po to, żeby otrzymać stypendium - dostaję 800 zł brutto od władz Chorzowa. Musiałam zająć miejsce w pierwszej piątce na mistrzostwach Polski.

Tuż przed Dębnem stanęłam przed decyzją - pracować czy trenować. Bo w pracy mi powiedzieli, że mam wrócić na cały etat. Pracując osiem godzin dziennie, musiałabym trenować wcześnie rano lub w nocy, a niestety nie mam o tych porach opieki dla syna. Co zrobiłam? Zrezygnowałam z pracy. Żyję ze stypendium i z biegania - wyjaśnia mi. - W razie czego mogę dawać studentom korepetycje z matematyki, statystyki, badań operacyjnych albo ekonometrii. a za ubiegłoroczne osiągnięcia sportowe dostałam 3 tys. zł nagrody od prezydenta Chorzowa. A najwięcej, 10 tys. zł, za wygranie maratonu w Poznaniu.

Na jesieni zeszłego roku Agnieszka osiągnęła życiowy sukces. Wygrała największy w Polsce Maraton Poznański. Czas - o godzinę lepszy niż w debiucie, 2:37. Zadziwiła biegowy świat, branżowy miesięcznik "Bieganie" przeprowadził z nią olbrzymią rozmowę.

Specjalistom nie mieści się w głowie, jak mogła pokonać zawodniczki z kadry, nie wyjeżdżając przed startem na ani jeden obóz wysokogórski. Ale nie miała z kim zostawić syna: - Przed maratonem w Poznaniu zawoziłam Jędrusia do szkoły, szłam na trening, zjadałam obiad, kładłam się na godzinę, jechałam po Jędrusia. Drugi trening robiliśmy razem, on jechał na rowerze na plac zabaw, tam się bawił 15-20 minut, ja robiłam przebieżki i wracałam. Czasem mi tata pomagał, wcześniej odbierał Jędrusia ze świetlicy.

Jędrek powoli zaczyna rozumieć, że biegi to praca mamy: - Chwali się moimi biegami w szkole. Wychowawczyni mnie pytała o porady biegowe. Ale Jędruś nie wszystko rozumie, przed Poznaniem mi mówił: "Mamo, ja nie chcę, żebyś wygrała, tylko żebyś była czwarta. Bo jak wygrasz, to dostaniesz pieniądze, a jak będziesz czwarta, to przywieziesz jakiś fajny mikser".

Jędrek uwielbia techniczne gadżety. Najbardziej zachwycony był, gdy mama za wygranie kategorii wiekowej w półmaratonie w Krakowie dostała tuner do satelity.

Przydatne linki:

 

* Zarejestruj bieg

 

* Gdzie pobiec?

 

* Poradnik organizatora

 

* Regulamin

Copyright © Agora SA