Polska Biega 3 Maratony: wrażenia kobiet

Kobiety z drużyny Gazety mają już maraton za sobą - pobiegły wczoraj w Warszawie ustanawiając nowe życiówki na tym dystansie. Uzyskały lepsze czasy od debiutujących we Wrocławiu mężczyzn.

Od trenera: Te dziewczyny to rewelacja! Najlepszy start w historii "Gazetowych" drużyn. Wszystkie zrobiły życiówki - zwyciężył rozsądek i doświadczenie. Nawet upał nie pokrzyżował im planów. Joasia dała z siebie wszystko, Małgosia trafiła w punkt, Lilka biegła zupełnie swobodnie - widziałem ja 500 m przed metą. Magda miała przybiec trzecia, a przybiegła druga. Jestem z nich dumny! Drużynie rodziców trudno będzie pobić ich wynik w Poznaniu. Ważna obserwacja! Kiedy po biegu kilkadziesiąt minut wyglądałem "naszych", stałem w pozycjach rozciąganiowych. I mam wrażenie, że na 4131 maratończyków 4 tys. się nie rozciągnęło. A to niweluje ból po biegu i jest pierwszym krokiem do regeneracji. Ważniejszym nawet od masażu. Maratończycy, pamiętajcie o rozciąganiu!

Joanna Kozanecka, 33 lata życiówka 3:57 prognoza 3:55 czas: 3:49.50*

To był jej ósmy maraton! Trener dał prosty przepis na sukces: trzymaj się tuż przed balonikiem na 4 godz., a na 30. km zacznij mu uciekać. - Ale ja nie pobiegłam z żadnym planem - śmieje się Joanna. Startowała z drugiej strefy, zaraz po najlepszych. Obok niej stali "zające" prowadzący na czas 3,5 godz. Joanna bała się, że przez to za szybko wystartuje i "spali się" przed finiszem. Opowiada: - Pierwsze 10 km poszło mi tak, jakby to był 1 km. Na 12. km wyprzedziła mnie nagle Alena (Shumchyk, biegła z "Gazetą" w 2008 r.) i postanowiłam, że nie dam jej uciec. Do 40 km miałam ją ciągle na horyzoncie. Psychicznie zmęczyła ją długa prosta po 30. km, gdy trasa prowadziła przez Wilanów. Ale swój bieg opisuje tak: - Do 21. km szybko zleciało, potem do 30. km trochę się męczyłam, a po 35. to już frunęłam, jakbym wcale maratonu nie biegła. Kibice? Nie pamiętam, w uszach od początku grała mi Eska Rock, bo daje mi "powera", a pole widzenia ograniczała mi czapeczka. Więc tylko muzyka i różowa koszulka Aleny - żartuje Joasia. - Zresztą - dodaje - gdy biegnę, myślę o różnych rzeczach, coś sobie planuję i nagle patrzę, a jestem 4 km dalej. Na tak świetny wynik Asi wpływ miał... Polsat. W sobotę wieczorem wyemitował film "Forrest Gump", w którym główny bohater biegnie w poprzek Ameryki. Joanna: - To mi dało kopa!

Magda Wójtowicz, 32 lata życiówka 5:11 prognoza 4:35 czas 4:24.40

- Trener zagwarantował mi, że mocno poprawię swój czas i... tak się stało! - mówi Magda. Dwa tygodnie temu pobiegła w Maratonie Wrocławskim, ale wyłącznie treningowo - po 25. km przeszła w marsz, zgodnie z zaleceniami trenera. Ale zrozumiała wtedy, że 42 km to nie przelewki. - Wydawało mi się, że po tak solidnych przygotowaniach, jakie zaserwował nam Wojtek, te 25 km pójdzie lekko. Ale nie poszło. Odczuwam pokorę przed dystansem maratońskim - mówiła kilka dni przed startem. I obiecywała, że w Warszawie da z siebie wszystko. Choćby miała potem dwa tygodnie chorować. Magda: - Rok temu po debiucie w Maratonie Warszawskim byłam taka szczęśliwa! Siedziałam za metą, płakałam i pytałam siebie: "Cel wykonany, co teraz?", wydawało mi się, że jakiś rozdział w moim życiu się skończył. A tu, proszę, dostałam się do drużyny "Gazety" i pojawił się nowy cel - być szybszą. Magdzie zależało, żeby cały dystans przebiec. Przeczytała w dodatku "Polska biega maratony" wywiad z trenerem maratończyków Jerzym Skarżyńskim, który powiedział, że maraton zaliczony to ten przebiegnięty. - To wjechało mi na ambicję - powiedziała. I co, przebiegłaś? - zapytałam Magdę na mecie. - Tak! - odpowiedziała zadowolona. - To dzięki Izie, która poznałam na trasie. Była o 10 lat starsza ode mnie, ale formę miała świetną. To ona mnie ciągnęła naprzód. Magda zrealizowała też wytyczne trenera. Powiedział: "Na 30. km wypij żel, popij wodą i wyprzedzaj wszystkich". - I patrz - mówi Magda. - Tak sobie siedzimy na mecie i ci wszyscy ludzie, którzy wbiegają, to właśnie ci, których wyprzedziłam.

Małgorzata Łoboz, 48 lat życiówka 4:39 prognoza 4:30 czas: 4:31.42

Małgosia to ostra zawodniczka. Była już w górach Karakorum na wyprawie życia, mimo że nie weszła na sam szczyt Gasherbrum II (taki był plan), była też na Elbrusie i na Glossglockner w Alpach. Poza tym podróżuje - z 16-letnią córką zwiedziła Indie i Nepal. Mówi: - Najciekawsze rzeczy w życiu zostawiłam sobie na drugą połowę. To wszystko to sprawa odpowiedniej mobilizacji. Człowiek sobie powtarza, że ma za mało czasu albo że wspinaczka czy bieganie jest niebezpieczne. A ja mam satysfakcję, że udało mi się takie myślenie odrzucić. Do maratonu trenowała z bólem, miała problemy z biodrami. Ale podczas wczorajszego biegu biodra - choć bolały - nie uniemożliwiły pobicia życiówki. - To dopiero drugi maraton - mówi Małgorzata. - Człowiek uczy się na błędach. Następnym razem wezmę jedzenie ze sobą. Małgorzata biegła za balonikiem na 4:30, grupa była spora i przy każdym punkcie żywieniowym robił się tłok. - Ja nieprzystosowana białogłowa zostawałam zawsze na końcu i traciłam po każdym punkcie kilkadziesiąt sekund. Mogłam poprawić życiówkę o 15 min, a nie o 5. Małgorzacie podobała się Warszawa oglądana z trasy: - Byłam tu wielokrotnie z przyczyn zawodowych, ale nigdy jej nie zwiedzałam. Taka inna ta Warszawa - dużo zieleni, domki z ogródkami. Niesamowite wrażenie robi wyrastająca znikąd Świątynia Opatrzności Bożej. Jak w Licheniu. Kolejny maraton? Tak! Marzy mi się maraton w Stambule, który przebiega z jednego kontynentu na drugi.

Lilka Karłowska, 51 lat życiówka 4:54 prognoza 4:45 czas: 4:45.35

Gdy zaczynaliśmy przygotowania do "Polska Biega 3 Maratony", Lilka powiedziała, że chce promować bieganie wśród kobiet po pięćdziesiątce. Jak stwierdziła - pierwszy maraton dał jej energię na wiele miesięcy, chciała przeżyć to jeszcze raz. Na mecie pojawiła się w swojej charakterystycznej błękitnej czapeczce, nie okazując żadnych oznak zmęczenia. Gdy zapytałam, kiedy pobiegnie następny maraton, odpowiedziała, zerkając porozumiewawczo na męża. - Jurek, w Poznaniu za trzy tygodnie, co? Zdążymy się zregenerować! Plany Lilki sięgają jednak dalej - w kwietniu już zapisała się z mężem na maraton w Paryżu. Trener Staszewski zachęcał Lilkę przed startem: "Powalcz o małą życiówkę - zacznij za >zającem<, który poprowadzi biegaczy na wynik 4:45". - I do 39. km biegłam z planem - opowiada Lilka. Stanowiliśmy sporą wesołą grupę, a nasza pani "zajączek" opowiadała nam o historii Warszawy. Z czasem grupa się rozrastała, bo "spadali" do nas ci, którzy nie dali rady na 4:30. Niestety, na 39. km osłabłam i musiałam kawałek przejść. I przewodniczka po Warszawie mi uciekła. Choć żaden trener tego nie pochwala, Lilka wystartowała wczoraj w zupełnie nowych adidasach. Poprzednie kupiła dwa tygodnie temu i zgodnie z zaleceniami przebiegła w nich 45 km, ale w piątek, gdy wyszła potruchtać, zaczęło jej coś stukać w podeszwie. - Więc kupiłam w sobotę nowe - mówi. - I podołały zadaniu.

*podaliśmy czasy netto

Dorota Frontczak

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.