15. Poznań Maraton. Trzasnąć drzwiami [RELACJA]

Do Poznania pojechałem, żeby coś sobie udowodnić. W kwietniu, w moim drugim maratonie zszedłem na 30. kilometrze trasy. Otworzyłem drzwi demonom*, które zwietrzywszy wyłom, postanowiły go wziąć szturmem i na glebie pewności siebie zasiały ziarno wątpliwości. Musiałem jak najszybciej te drzwi zatrzasnąć z hukiem.
embed

Drzwi jednak przez ponad pół roku nie zamykałem i chwast "nie umiem, nie mogę, nie dam rady" rozrósł się do słusznych rozmiarów. Pięknie zakwitł w świetle wątpliwości, które sączyło się przez szparę. We sierpniu myślałem nawet, że już maratonu w tym roku nie pobiegnę. Trenowałem co prawda pilnie, ale wydawało mi się, że jestem słabeusz i potrzebuję jeszcze jednej zimy, żeby drugi raz ukończyć królewski dystans. Ale po kolei.

Z kwietniowym Orlen Warsaw Marathon nie poradziłem sobie fizycznie i psychicznie. Biegłem za szybko i dziwną techniką , wyrzucając nogi do przodu jak John Cleese w skeczu o ministerstwie głupich kroków. Zwykły przypadek człowieka, który zafiksował się na poprawnej technice i bardzo chciał ją wdrożyć, niestety jego wiedza na ten temat była mniej niż licha.

I tak gdzieś na wysokości Wilanowa powiedziałem sobie dość. "Tylko na chwileczkę przejdę do marszu, tylko sekundkę, a potem ruszę z kopyta". Każdy, kto przebiegł kiedyś maraton , wie, że takie gadanie jest nic nie warte i jeśli zaczniesz chód, bywaj zdrów. Na Stadion Narodowy wróciłem autobusem, słuchając od jednego z pijaczyków, gdzie to on ma biegaczy, przeklętych słoików, co mu blokują miasto.

Przygoda z początku sezonu sprawiła, że prawie w ogóle nie startowałem. To nie znaczy, że nie biegałem. Tygodniowy przebieg zamykałem w granicach 60-70 kilometrów.

Na pierwszy start namówił mnie "Strąk Man". Najpierw był Hunt Run , potem spróbowałem w Sławie u Jerzego Górskiego triathlonu na sprinterskim dystansie. W sierpniu sprint na Herbalife Triathlon Gdynia . Wyszło całkiem nieźle i nieśmiało zacząłem myśleć o królewskim dystansie.

Przyszedł czas, by drzwi zamknąć a na nie założyć pieczęć "mniej niż 3:30". To znaczy, że w nieco ponad rok poprawiłbym się o pół godziny. Niemożliwe? Miało być z hukiem.

Wybór padł na 15. Poznań Maraton . Powody były trzy. W stolicy Wielkopolski moja lepsza połowa ma rodzinę. Lubimy tam jeździć. Powód drugi. Mimo że w Poznaniu jestem przynajmniej dwa razy w roku, to znam raczej centrum i stare miasto. Chciałem pozwiedzać. Trzecim najsłodszym powodem były są i będą marcińskie rogale. Uwielbiam je. Na maratońskie śniadanie zjadłem dwa.

Marcińskie rogaleMarcińskie rogale Poznań

Zanim jednak przyszło niedzielne śniadanie, w sobotę odebrałem pakiet startowy, zjadłem obiad, pospacerowałem w granicach rozsądku po biegowym expo i po mieście, a o godzinie 19:00, kiedy postanowiłem rozpakować strój, zorientowałem się, że mam ze sobą tylko buty i koszulkę a od pasa w dół jestem nagusieńki. Zostawiłem w domu spodenki, skarpety i bieliznę.

Nie ukrywam, trochę mnie to wytrąciło z równowagi. Miałem rachunki do wyrównania, ambitne założenie czasowe i sił nie powinienem trwonić na sprowokowane przez siebie małostki. Przed ważnym startem przede wszystkim nie powinno się sobie szkodzić. A ja to zrobiłem. Czyżby demony dawały o sobie znać?

Dla ciekawskich. Nie, nie biegłem goły od pasa w dół. Odzieżową aferę rozwiązała wizyta w Decathlonie. Zdążyłem wrócić na pierwszą połowę meczu Polska-Niemcy.

W dzień startu wstałem o 5:45, zjadłem śniadanie, wziąłem lodowaty prysznic i w towarzystwie Marysi pojechałem do centrum Poznania. W drodze stresowałem się jak diabli. Bolał mnie brzuch, chciało mi się wymiotować. Nie żebym chciał zrezygnować, ale myślałem sobie, że może pobiegnę rekreacyjnie. Skończę. Drzwi zamknę delikatnie. Przecież nie wypada dobrze wychowanemu człowiekowi trzaskać drzwiami.

Ile znaczy wiara drugiej osoby w nasze możliwości, kiedy sami wątpimy. - Spokojnie, masz robotę do wykonania. Robisz, co masz robić i wracamy do domu - powiedziała mi Marysia. Skoro tak powiedziała, co miałem robić?

WIELKI TEST BUTÓW JESIEŃ 2014 POLSKABIEGA.PL

14 modeli w teście - zobacz, które są odpowiednie dla Ciebie!14 modeli w teście - zobacz, które są odpowiednie dla Ciebie! Polska Biega

Pobiegłem. Tempo utrzymywałem na czuja, bo zegarek nie złapał sygnału GPS. Pierwsze kilometry oczywiście były rwane. Trwało tasowanie, był tłok. Z tego miejsca chciałem pozdrowić biegaczy, którym na samym starcie powypadały żele a z ramion poodpadały telefony. Ładną wywrotkę zafundowaliście biegnącym za wami.

Po pierwszych 10 kilometrach miałem 18 sekund zapasu. Na półmetku 31, po 30 kilometrach ponad półtorej minuty. Wydawało mi się, że się uda. Co prawda na 25 kilometrze demony zaczęły szeptać, swoje paskudne pokusy, żeby na chwileczkę stanąć. Po trzech dziesiątkach plus jeden mówiły mi już jasno i wyraźnie, że powinienem zrobić sobie przerwę, bo mój zapas rośnie i mam już go 2 minuty. Warto by go przecież wykorzystać, prawda?. Na 35. to był już wrzask, że gwałcę organizm, że cierpiałem już tyle i wystarczy.

CO MARATON ROBI ORGANIZMOWI [INFOGRAFIKA]

Na ulicy Warszawskiej, która gdy pokonuje się ją samochodem wydaje się być płaska jak szklana tafla, uwierało mnie każde wzniesienie. Przy rondzie Śródka zgadałem się z kolegą. Wyglądał świeżo. Mieliśmy biec razem, ale po 30 metrach złapał go skurcz . Demony tylko czekały na ten moment. Stań! Stań, pomóż koledze! Na szczęście kolega miał więcej rozsądku niż ja i kazał mi biec. A był to 37. kilometr.

Odcinek 39 - 41 to była katorga. Chciało mi się płakać. Ileż górek na tej ulicy Armii Poznań, ileż bólu. Tempo spadło mi znacznie i sam nie wiem kiedy na 40 kilometrze zapas zamienił się w stratę. Na ostatnie 2 kilometry i 195 metrów zostało mi 9 minut i 43 sekundy.

Na metę wbiegłem z czasem 3:30.16. Ponoć na ostatniej prostej wyglądałem, że nie podchodź. Na twarzy grymas bólu - skurcz mięśni twarzy zagruntowany skorupką z kryształków soli, pulsująca pajęczyna żyłek na czole, szum w uszach.

W rok poprawiłem życiówkę z 3:58 na 3:30.16. Czy to huk, który miał przepędzić demony? I tak i nie. Nie mogę nie docenić tak ogromnego postępu. Kiedy pomyślę, gdzie byłem rok temu i dokąd dotarłem teraz, czuję ogromną satysfakcję. Nie mogę też jednak oszukiwać siebie i powiedzieć, że cel zrealizowałem . Nie chcę wyjść na kogoś, kto kryguje się powodowany biegową kurtuazją.

Bieg w Poznaniu uświadomił mi, że czas to pojęcie względne. 28 minut urwanych z rekordu w rok to naprawdę dużo. I nie jeden pewnie mi pozazdrości takiego skoku. 17 sekund, żeby zejść poniżej 3:30 to naprawdę mało. To jednak wciąż aż 17 sekund, których nie wolno stracić na ostatnich kilometrach, jeśli chce się wskakiwać z poziomu na poziom. Mówi się, że maratony trzeba umieć biegać. I ja się tego uczę.

Masażystki, które zreanimowały moje nogi po 15. Poznań MaratonMasażystki, które zreanimowały moje nogi po 15. Poznań Maraton Paweł Jeleniewski

Ja i masażystki, które pomogły mi stanąć na nogi

REGENERACJA PO MARATONIE, CZYLI JAK ZMARTWYCHWSTAĆ

* demony pojawiły się w moim życiu nienazwane. Spersonalizować mi je pomógł artykuł, który przeczytałem na AkademiaTriathlonu.pl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.