Rok 2014 dla prowadzonej przez Troninę Fundacji "Maraton Warszawski", zaczął się niezwykle dobrze. Ubiegłoroczny 35. PZU Maraton Warszawski okazał się największą imprezą biegową w Europie Środkowo-Wschodniej, a dzięki wysokim standardom organizacji bieg zdobył miano Masowej Imprezy 2013 roku w plebiscycie "Przeglądu Sportowego", jako pierwsza w historii impreza biegowa nagrodzona tym tytułem. Kilka dni później, 30 stycznia, ogłoszono trzyletnią współpracę Fundacji z PZU, jako sponsorem tytularnym obu warszawskich biegów.
Europejska czołówka
Partnerzy postawili przed sobą ambitne cele. Obie imprezy mają uzyskać certyfikat Gold Label, czyli oficjalne potwierdzenie osiągnięcia najwyższego poziomu organizacyjnego, którym chlubi się jedynie 39 biegów na świecie. Ponadto do 2016 roku PZU Półmaraton Warszawski ma się znaleźć w pierwszej trójce europejskich półmaratonów. Co to znaczy?
- Że na starcie musimy zgromadzić około 15 tys. zawodników - mówi Tronina. - Dla biegaczy to nie będzie uciążliwa zmiana. Skok z 12 do 15 tysięcy nie jest szczególnie duży, więc zawodnicy nie będą odczuwać większego tłoku na trasie. Myślę zresztą, że największy szok organizacyjny związany z wzrostem frekwencji jest już za nami. Miał on miejsce dokładnie rok temu, kiedy z poziomu 7 tysięcy przeszliśmy na ponad 10. Choć z drugiej strony nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy musieli martwić się problemami logistycznymi związanymi ze startem 20 tysięcy - dodaje.
Co to oznacza w aspekcie sportowym? Czy organizatorom bardziej zależeć będzie na liczbie czy na poziomie zawodników ze światowej czołówki? O prestiżu biegu świadczą nie tylko liczba uczestników, wielkość miasta, czy organizacja, ale także wyniki osiągane przez zwycięzców.
Tronina tłumaczy jednak, że nie jest to takie oczywiste: - Wynik nie zawsze jest pochodną tego, ile wyda się pieniędzy na obecność najlepszych i nagrody. Wiatr zawieje nie w tę stronę i po wyniku - mówi. - W dodatku obok suchych rezultatów, równie ważne jest to, jakie są emocje, walka i dramaturgia - podkreśla. Przytacza przykład maratonu londyńskiego, który od dekady marzy, by pobić u siebie rekord świata. Brytyjczycy zapraszają absolutnie najlepszych zawodników i... nic. Maraton w Berlinie natomiast stawia na dwóch lub trzech świetnych biegaczy, organizatorzy stwarzają im niemal cieplarniane warunki do biegu, a ci ustanawiają rekordy raz za razem.
Ale Tronina nie widzi warszawskiej imprezy w tym wyścigu o rekordy. - Przed wszystkim polskie biegi nie zarządzają takimi budżetami, jak największe biegi zachodnie. Frekwencja może być porównywalna, ale kwoty, którymi dysponuje organizator są znacznie mniejsze, bo polska opłata za udział w biegu ma się nijak do analogicznej opłaty na zachodzie czy choćby w Pradze czy Budapeszcie - mówi. Rzeczywiście, Maraton Warszawski kosztuje obcokrajowców 25 euro, a przykładowo maraton w Pradze - 75. Reasumując, ścisłej światowej czołówki w Warszawie więc pewnie nie zobaczymy, ale - na szczęście - atmosfery i emocji nie da się kupić.
Być "sexy destination"
Po ubiegłorocznym rekordzie, którym był udział 10 077 biegaczy, Półmaraton Warszawski wskoczył na ósme miejsce wśród europejskich półmaratonów. Jest się od kogo uczyć, ale trzeba też umieć wybrać własną drogę - Bardzo podoba mi się maraton w Sztokholmie - mówi Tronina. - Oni zbudowali swój wizerunek na haśle "marathon tourist destination", czyli bieg, który istnieje po to, by dawać radość turystom maratońskim. Wyniki sportowe mają słabe, ale cudzoziemcy walą tam drzwiami i oknami. W efekcie impreza jest w ścisłej europejskiej czołówce, rok w rok na start stawia się tam 15 tysięcy osób, a ponad połowę uczestników stanowią goście zagraniczni. I to mi się podoba.
Tronina chce iść tym tropem. Celem na najbliższe trzy lata jest zwiększenie udziału biegaczy z zagranicy. Dotychczas obcokrajowcy stanowili w biegach organizowanych przez Fundację do 5 proc. startujących.
Od kilku lat wyraźnie widać też działania Fundacji, które mają "odmitologizować" bieganie półmaratonów i maratonów, jako wyczynu zarezerwowanego dla wytrwałych, niemal profesjonalnych biegaczy. W tym roku organizowany jest np. konkurs na najlepsze przebranie zawodnika na trasie. Fundacja stara się też zaangażować w imprezę nie-biegaczy. Będzie więc konkurs dla kibiców, 21 zespołów muzycznych grających na trasie i mnóstwo atrakcji wokół mety, dostępnych dla wszystkich.
- Musimy być pod tym względem wyjątkowi i niezwykli, bo Warszawa nie jest postrzegana na świecie jako "sexy destination". A powinna - przekonuje Tronina. - Dlatego dla mnie o wiele ważniejsze jest to, żeby dawać ludziom radość niż to, żeby zwycięzca pobiegł o minutę czy dwie szybciej. Coraz bardziej przekonuję się, że element zabawy, radości i wspólnego święta jest kluczem do dalszego rozwoju.
Na uwagę zasługuje jeszcze jedna grupa biegaczy - kobiety. Tylko w zeszłym roku frekwencja kobiet w Pólmaratonie Warszawskim wzrosła o 175 proc.! W pierwszej edycji biegu w 2006 r. wzięło udział 104 kobiety, w zeszłym roku - 1889. Akcji dedykowanych wyłącznie kobietom w tej edycji Półmaratonu jednak jeszcze nie będzie.
Nie chodzi o wynik
PZU nie kryje satysfakcji ze współpracy z Fundacją i coraz mocniej stawia na bieganie. - Nie o wynik sportowy tu chodzi. Dla nas najważniejsze jest, żeby Polacy zaczęli się ruszać. Wybraliśmy bieganie, bo ma ogromny potencjał - mówi rzecznik Grupy PZU Michał Witkowski, który sam startuje w niedzielnym półmaratonie. - Liczymy na to, że na tej rosnącej fali zainteresowania bieganiem, wspierając imprezy biegowe na najwyższym poziomie, skutecznie uda nam się zwrócić uwagę Polaków na potrzebę aktywnego trybu życia - dodaje.
Pierwsze wspólne przedsięwzięcie Fundacji i PZU, czyli zeszłoroczny maraton, bez wątpienia można uznać za sukces. Zarówno sportowy, jaki wizerunkowy. PZU zaczęło mocno angażować się w bieganie. Właśnie ruszył program "PZU Trasy Zdrowia", w ramach którego wyłonione na drodze konkursu gminy otrzymają wyposażenie ścieżek biegowych i dofinansowanie na działania animacyjne oraz wypożyczalnię sprzętu sportowego.
Wewnątrz PZU też widać biegowe poruszenie. Sekcja biegowa zrzeszająca pracowników liczy 137 członków, z tego aż 65 pobiegnie w półmaratonie - na czele z Dariuszem Krzewiną, prezesem zarządu PZU Życie SA. - Prezes Krzewina ma 51 lat, biega dopiero od paru sezonów i debiutuje na dystansie półmaratońskim. To najlepszy przykład, że nigdy nie jest za późno, żeby zacząć - przekonuje Witkowski.
Ze zdeterminowanym i silnym sponsorem, tradycją i ogromnym zaufaniem biegaczy, marzenie o znalezieniu się w elicie europejskich biegów może okazać się naprawdę realne. Wbiegamy do Europy!