Olejniczak: Tusk biegnie coraz wolniej

- W półmaratonie mam rekord 1:36, na 5 km - 20 minut, na 10 km - 42 minuty - mówi prawdopodobnie najszybszy biegacz wśród polityków, europoseł SLD, Wojciech Olejniczak.

Piotr Pacewicz: Politycy biegają?

Wojciech Olejniczak, eurodeputowany*: Jest moda, żeby mówić, że się biega. Adam Bielan, on tak. Kiedyś biegał Janusz Wojciechowski. Czym innym jest sporadyczne wyjście do parku albo potruchtanie na elektrycznej bieżni, a czym innym bieganie jako sposób na życie.

Podobno marszałek Schetyna biega, a także premier Tusk - wzdłuż morza, jak jest w domu w Sopocie.

- Być może. Obaj regularnie grają w piłkę, premier ma świetną sylwetkę. Jest jeszcze poseł Jerzy Federowicz z PO, dobry w tenisa. Nasi nieodżałowani koledzy, Jurek Szmajdziński i Jola Szymanek-Deresz, też poważnie grali w tenisa. Posłanka PO Iwona Guzowska była mistrzynią świata w kick-boxingu. Zapomnieliśmy o Sławku Nowaku, biegający minister, wielka rzadkość w Polsce.

A w europarlamencie?

- Mamy na miejscu siłownię. Sporo deputowanych przychodzi tam rano, biegamy też w parkach. Jestem jednym z młodszych, ale w bieganiu bardziej liczy się zaangażowanie. Im starsi europolitycy-biegacze, tym bardziej zdyscyplinowani, trenują dzień w dzień.

W polskim Sejmie jest basen.

- Basenik! Klubu fitness nie ma. Polskie media i politycy wyzłośliwiali się, że europosłowie spędzają czas na siłowni, zamiast poświęcić się pracy.

Co za ignoranci!

- Oczywiście. Przecież po treningu organizm jest odświeżony, mamy więcej siły na pracę. Bez sportu człowiek gnuśnieje. Sam to wiem. Na studiach biegałem, grałem w drużynach uczelnianych w nogę i ping-ponga, ale potem się zatrzymałem. Jedna, druga kontuzja. Trafiłem do polityki, zostałem ministrem w rządzie Millera... Przytyłem z osiem kilo i tak żyłem bez ruchu przez sześć lat. Powiedziałem dosyć...

Kiedy?

- W 2005 roku, miałem 30 lat. Wrócić do sportu było piekielnie trudno, wszystko mnie bolało, uraz gonił kontuzję. Ale zacząłem regularnie biegać i jeździć na rowerze. Wróciłem do niskiej wagi i wysokiej wydolności, wystarcza mi mniej czasu na sen, łatwiej mi żyć higienicznie. Sport narzuca dyscyplinę. Na bankiecie pamiętam, że następnego ranka mam trening, więc muszę jako pierwszy wstać od stołu i, generalnie, się oszczędzać.

Mówiąc wprost - nie pić.

- Bieganie na kacu to makabra.

Przed wyborami w 2009 roku pokazał pan muskularny tors na okładce ''Wprost"

- To był czysty przypadek, nie wykorzystuję muskułów w polityce.

Robert Biedroń z Kampanii Przeciwko Homofobii mówił półżartem, że tym zdjęciem zyskał pan głosy gejów.

- Osoby nieheteroseksualne powinny głosować na SLD, bo walczymy z homofobią. Proponujemy ustawę o związkach partnerskich. Mój tors nic do tego nie ma.

Nie może się pan przyznać do odrobiny próżności?

- Jeżeli już, to wolę, jak się ukaże moje zdjęcie po biegu - spocony, zziajany, bez koszulki - coś naturalnego u sportowca. Zresztą popularność polityków nie zależy od płaskiego brzucha.

Ryszard Kalisz.

- No właśnie. Ale Rysiu regularnie gra w tenisa.  Rysikowi idzie zresztą coraz lepiej. ''Może się starzeję? Bo kiedyś trafiałem w rakietę Rysia za każdym razem, a teraz pudłuję'' - mówi jego partner tenisowy. (śmiech)

Zdobyłby pan mistrzostwo Polski polityków?

- Nie wiem, w półmaratonie mam rekord 1:36, na 5 km - 20 minut, na 10 km - 42 min.

Nie najgorzej. A jak na polityka rewelacyjnie!

- W zeszłym roku wchodziłem na jeszcze wyższe obroty, szykowałem się na maraton w Paryżu... I wtedy miałem ten cholerny wypadek na Tour de Pologne dla amatorów. Szalony wyścig w górach, doszło do kraksy, upadłem na kamień, połamałem rękę w łokciu i nadgarstku. Musiałem dłużej pauzować, wciąż mam w ręce druty, mogę jeździć tylko na stacjonarnym rowerze. W kolarstwie niedościgniony jest Marek Siwiec, robi rocznie nawet 5 tys. km na rowerze.

A pan, ile trenuje?

- 20 kilometrów tygodniowo

Mało.

- Ale poza tym pływam dwa razy w tygodniu i to - nie ma zmiłuj! - godzinę kraulem. Zaglądam na siłownię: rowerek, stepery.

Bieganie to sposób na polski smutek?

- Nie potrafimy się cieszyć i wykorzystywać szans, które mamy i w życiu osobistym, i w polityce. Polska leży między Wschodem i Zachodem, to mógłby być atut, a my widzimy w tym ciągle fatum. Na Zachodzie jest weselej, milej się żyje. Znacznie więcej ludzi biega, ładują akumulatory.

Fot. Alina Gajdamowicz / Agencja Wyborcza.pl

Odczuwa pan euforię biegacką?

- Tak i nie ma dla mnie wspanialszych chwil niż bieg, najlepiej z kolegami, gdy jest rywalizacja, bo musi być, tyle że nie ścigamy się między sobą, a każdy walczy ze swoim ostatnim czasem. Potem o tym gadamy. W naszym biegackim gronie są moi asystenci Krzysztof Olszanka i Filip Puchalski, modny w Warszawie fryzjer Rafał Foremnik, kierownik obiektów sportowych na SGGW Dominik Szymański. Na trasach spotykam Krzysztofa Dreslera - wiceprezesa PKO BP, Artura Olecha - prezesa Generali, Roberta Korzeniowskiego... Fajni ludzie, na których można liczyć.

Jak się ma bieganie do polityki?

- Trening - deszcz nie deszcz, upał nie upał - przygotowuje do wysiłku intelektualnego, pomaga przeżyć chwile frustracji. Cały dzień mam ochotę na pracę, a wieczorem na dobrą książkę. Głupio byłoby marnować czas, skoro wstałem o 6 rano, żeby przebiec dychę. Bieganie liczy się też w wychowaniu dzieci. Szymon ma 11 lat i już wie, że warto uprawiać sport. Pięcioletnia Marysia regularnie chodzi na basen. Strasznie lubimy narty. Żona też jest aktywna: rower, siłownia, basen. Jest moim najlepszym kibicem.

Jarosław Kaczyński byłby chodziarzem - ''nawet jak go zdejmą z trasy, to na nią wraca'', Donald Tusk byłby biegaczem na orientację - ''jak się zorientuje, że trzeba w prawo, to skręca w prawo, a jak mu powiedzą, że w lewo, to skręca w lewo, żeby być jak najbliżej oznaczonych punktów'' - Wojciech Olejniczak o tym jakimi biegaczami byliby (gdyby biegali) jego polityczni rywale

Jakim biegaczem jest Jarosław Kaczyński?

- Co proszę?

No, gdyby biegał... Puśćmy wodze fantazji.

- Zapewne maratończykiem... Nie, on jest bardziej chodziarzem, jak Robert Korzeniowski - którego przepraszam za to porównanie - nawet jak go zdejmą z trasy, to na nią wraca.

Miał już parę dyskwalifikacji.

- Ale wciąż walczy!

A pana partyjny następca i pogromca Grzegorz Napieralski? Mnie kojarzy się z biegiem na 800 metrów.

- 800 metrów to byłby za trudny dystans dla Grzegorza. Biegałem w szkole 400 i 800, wiem coś o tym. Już prędzej 1500 m.

Ostatnie sondaże pokazują, że Napieralski to dobry zawodnik?

- Sport uczy, że nie wystarczy biec, trzeba dobiec do mety w dobrej formie.

Czy to przypadek, że najlepiej w Polsce biegają outsiderzy partyjni. Adam Bielan i pan...

- Nie jestem żadnym outsiderem, właśnie napisałem istotny fragment programu SLD. Byłem liderem, teraz jest Grzegorz, tak jest w polityce. Może nie jestem w głównym nurcie, ale wspieram partię, jak mogę.

Plotek Exclusive

A Tusk jako biegacz?

- Samotny, prawda? Wiemy, że gdzieś biega, ale zawsze sam. Może 3 km z przeszkodami? Może przełaje? Nie! Bieg na orientację! Jak się zorientuje, że trzeba w prawo, to skręca w prawo, a jak mu powiedzą, że w lewo, to skręca w lewo, żeby być jak najbliżej oznaczonych punktów. Ale wolno, coraz wolniej.

Rozmawiał Piotr Pacewicz

*Wojciech Olejniczak - poseł do europarlamentu. W latach 2001-09 poseł, wicemarszałek Sejmu V kadencji. Minister rolnictwa w rządach Millera i Belki. Przewodniczący SLD w latach 2005-08. Dr ekonomii

Jak biegnę wyprzedzają mnie tylko rowerzyści - o bieganiu opowiada jeden z byłych liderów PiS i PJN, europoseł Adam Bielan

Dołącz do nas na Facebooku

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.