Wojciech Olejniczak, eurodeputowany*: Jest moda, żeby mówić, że się biega. Adam Bielan, on tak. Kiedyś biegał Janusz Wojciechowski. Czym innym jest sporadyczne wyjście do parku albo potruchtanie na elektrycznej bieżni, a czym innym bieganie jako sposób na życie.
- Być może. Obaj regularnie grają w piłkę, premier ma świetną sylwetkę. Jest jeszcze poseł Jerzy Federowicz z PO, dobry w tenisa. Nasi nieodżałowani koledzy, Jurek Szmajdziński i Jola Szymanek-Deresz, też poważnie grali w tenisa. Posłanka PO Iwona Guzowska była mistrzynią świata w kick-boxingu. Zapomnieliśmy o Sławku Nowaku, biegający minister, wielka rzadkość w Polsce.
- Mamy na miejscu siłownię. Sporo deputowanych przychodzi tam rano, biegamy też w parkach. Jestem jednym z młodszych, ale w bieganiu bardziej liczy się zaangażowanie. Im starsi europolitycy-biegacze, tym bardziej zdyscyplinowani, trenują dzień w dzień.
- Basenik! Klubu fitness nie ma. Polskie media i politycy wyzłośliwiali się, że europosłowie spędzają czas na siłowni, zamiast poświęcić się pracy.
- Oczywiście. Przecież po treningu organizm jest odświeżony, mamy więcej siły na pracę. Bez sportu człowiek gnuśnieje. Sam to wiem. Na studiach biegałem, grałem w drużynach uczelnianych w nogę i ping-ponga, ale potem się zatrzymałem. Jedna, druga kontuzja. Trafiłem do polityki, zostałem ministrem w rządzie Millera... Przytyłem z osiem kilo i tak żyłem bez ruchu przez sześć lat. Powiedziałem dosyć...
- W 2005 roku, miałem 30 lat. Wrócić do sportu było piekielnie trudno, wszystko mnie bolało, uraz gonił kontuzję. Ale zacząłem regularnie biegać i jeździć na rowerze. Wróciłem do niskiej wagi i wysokiej wydolności, wystarcza mi mniej czasu na sen, łatwiej mi żyć higienicznie. Sport narzuca dyscyplinę. Na bankiecie pamiętam, że następnego ranka mam trening, więc muszę jako pierwszy wstać od stołu i, generalnie, się oszczędzać.
- Bieganie na kacu to makabra.
- To był czysty przypadek, nie wykorzystuję muskułów w polityce.
- Osoby nieheteroseksualne powinny głosować na SLD, bo walczymy z homofobią. Proponujemy ustawę o związkach partnerskich. Mój tors nic do tego nie ma.
- Jeżeli już, to wolę, jak się ukaże moje zdjęcie po biegu - spocony, zziajany, bez koszulki - coś naturalnego u sportowca. Zresztą popularność polityków nie zależy od płaskiego brzucha.
- No właśnie. Ale Rysiu regularnie gra w tenisa. Rysikowi idzie zresztą coraz lepiej. ''Może się starzeję? Bo kiedyś trafiałem w rakietę Rysia za każdym razem, a teraz pudłuję'' - mówi jego partner tenisowy. (śmiech)
- Nie wiem, w półmaratonie mam rekord 1:36, na 5 km - 20 minut, na 10 km - 42 min.
- W zeszłym roku wchodziłem na jeszcze wyższe obroty, szykowałem się na maraton w Paryżu... I wtedy miałem ten cholerny wypadek na Tour de Pologne dla amatorów. Szalony wyścig w górach, doszło do kraksy, upadłem na kamień, połamałem rękę w łokciu i nadgarstku. Musiałem dłużej pauzować, wciąż mam w ręce druty, mogę jeździć tylko na stacjonarnym rowerze. W kolarstwie niedościgniony jest Marek Siwiec, robi rocznie nawet 5 tys. km na rowerze.
- 20 kilometrów tygodniowo
- Ale poza tym pływam dwa razy w tygodniu i to - nie ma zmiłuj! - godzinę kraulem. Zaglądam na siłownię: rowerek, stepery.
- Nie potrafimy się cieszyć i wykorzystywać szans, które mamy i w życiu osobistym, i w polityce. Polska leży między Wschodem i Zachodem, to mógłby być atut, a my widzimy w tym ciągle fatum. Na Zachodzie jest weselej, milej się żyje. Znacznie więcej ludzi biega, ładują akumulatory.
- Tak i nie ma dla mnie wspanialszych chwil niż bieg, najlepiej z kolegami, gdy jest rywalizacja, bo musi być, tyle że nie ścigamy się między sobą, a każdy walczy ze swoim ostatnim czasem. Potem o tym gadamy. W naszym biegackim gronie są moi asystenci Krzysztof Olszanka i Filip Puchalski, modny w Warszawie fryzjer Rafał Foremnik, kierownik obiektów sportowych na SGGW Dominik Szymański. Na trasach spotykam Krzysztofa Dreslera - wiceprezesa PKO BP, Artura Olecha - prezesa Generali, Roberta Korzeniowskiego... Fajni ludzie, na których można liczyć.
- Trening - deszcz nie deszcz, upał nie upał - przygotowuje do wysiłku intelektualnego, pomaga przeżyć chwile frustracji. Cały dzień mam ochotę na pracę, a wieczorem na dobrą książkę. Głupio byłoby marnować czas, skoro wstałem o 6 rano, żeby przebiec dychę. Bieganie liczy się też w wychowaniu dzieci. Szymon ma 11 lat i już wie, że warto uprawiać sport. Pięcioletnia Marysia regularnie chodzi na basen. Strasznie lubimy narty. Żona też jest aktywna: rower, siłownia, basen. Jest moim najlepszym kibicem.
- Co proszę?
- Zapewne maratończykiem... Nie, on jest bardziej chodziarzem, jak Robert Korzeniowski - którego przepraszam za to porównanie - nawet jak go zdejmą z trasy, to na nią wraca.
- Ale wciąż walczy!
- 800 metrów to byłby za trudny dystans dla Grzegorza. Biegałem w szkole 400 i 800, wiem coś o tym. Już prędzej 1500 m.
- Sport uczy, że nie wystarczy biec, trzeba dobiec do mety w dobrej formie.
- Nie jestem żadnym outsiderem, właśnie napisałem istotny fragment programu SLD. Byłem liderem, teraz jest Grzegorz, tak jest w polityce. Może nie jestem w głównym nurcie, ale wspieram partię, jak mogę.
- Samotny, prawda? Wiemy, że gdzieś biega, ale zawsze sam. Może 3 km z przeszkodami? Może przełaje? Nie! Bieg na orientację! Jak się zorientuje, że trzeba w prawo, to skręca w prawo, a jak mu powiedzą, że w lewo, to skręca w lewo, żeby być jak najbliżej oznaczonych punktów. Ale wolno, coraz wolniej.
Rozmawiał Piotr Pacewicz
*Wojciech Olejniczak - poseł do europarlamentu. W latach 2001-09 poseł, wicemarszałek Sejmu V kadencji. Minister rolnictwa w rządach Millera i Belki. Przewodniczący SLD w latach 2005-08. Dr ekonomii