Rodzice nadciągają

Gdybym miał siedzieć w domu z dzieckiem tak jak inne mamy, byłoby ciężko. A tak mam satysfakcję, że robię coś dla siebie, a przy okazji jestem cały czas z synkiem. Żaden inny sport nie daje takich możliwości - mówi Daniel Głembski z naszej drużyny na Poznań Maraton. Pobiegnie razem z Kamilem.

Pod koniec czerwca zaprosiliśmy czytelników, by dołączyli do "gazetowej" drużyny na któryś z trzech jesiennych maratonów. Wybraliśmy 12 osób (czy raczej 16 - o czym za chwilę) do trzech drużyn. Czterech mężczyzn szykuje się do maratonu wrocławskiego, 11 września. To będzie ich debiut. Cztery kobiety -  każda już z maratońskim doświadczeniem - pobiegną w Warszawie 25 września. Najtrudniejsze chyba zadanie mają tandemy, które ruszą w trasę 42,2 km 16 października w Poznaniu. To drużyna czworga rodziców, każde z dzieckiem w tzw. joggerze, czyli specjalnym trzykołowym wózku (może ktoś wymyśli lepszą nazwę? Napiszcie!). Trzy zespoły będą ze sobą rywalizować. Wszystkie trenują pod okiem trenera-reportera Wojtka Staszewskiego.

Biegacz z dzieckiem w specjalnym trzykołowym wózku to rzadki widok na trasach biegowych. Może po naszej akcji będzie ich więcej? Może w środowisku biegaczy w Polsce utworzy się nowa subkultura? Zobaczmy, jak dają sobie radę członkowie naszej "gazetowej" drużyny, którzy wystartują z dziećmi w maratonie poznańskim. Dla wszystkich będzie to debiut w takim dwuosobowym składzie.

Skąd pomysł na bieganie w tandemie? Co było najpierw: bieganie czy dziecko? Co sprawia największą frajdę, a co jest najtrudniejsze? To, co sądzą o tym dzieci dowiemy się dopiero za kilka lat, więc dziś dajmy głoś tylko rodzicom.

Daniel Głembski 34 lata, nauczyciel angielskiego, Warszawa, tata 16-miesięcznego Kamila

Fot. Robert Kowalewski / Agencja

Skąd pomysł na bieganie z synkiem? Nie za dużo tej męki? - Biegam od 2004 r., wcześniej nie robiłem nic sportowego. Zacząłem startować i okazało się, że Mam niezłe wyniki. Co robić? Taki organizm. Ale na długich biegach ważniejsza jest głowa. Jeszcze jak Kamila nie było na świecie, na expo przed maratonem warszawskim widzieliśmy z żoną joggery - stało się jasne, że jak będą dzieci, to taki wózek muszę mieć. Gdy mały się urodził (ma teraz 16 miesięcy), podjęliśmy decyzję, że to ja w ciągu dnia będę zajmował się Kamilem, a Joanna będzie pracować. Więc biegamy razem w dzień od momentu, gdy synek skończył 3 miesiące. To nasza codzienna rutyna. Jesteśmy teraz całą rodziną w Birmingham u dziadków - żona stąd pochodzi. Nie zabraliśmy ze sobą joggera, już widzę, jak Kamil rzuca się na wózek, jak wrócimy. Ja też już nie mogę się doczekać.

No to masz dobrze, ni e musisz go teraz do takich szybkich przejażdżek przyzwyczajać! - Moja taktyka na każdy dzień jest taka, że najpierw idziemy na 2-3 godziny do parku, na plac zabaw, Kamil bawi się, zmęczy, a potem pakuję go do joggera i on prawie zawsze od razu zasypia. Wie, że skoro siedzi w wózku, to nie na chwilę, kalkuluje to sobie w tej małej główce i odpływa. Tak samo dzieci momentalnie usypiają w samochodzie. Potem wracamy z tego biegania, szybko prysznic, coś jemy i z powrotem na dwór.

Nawet jak jest brzydka pogoda? - Nawet. W zimie, jak jest plucha, nie ma dnia, żebyśmy nie biegali, nawet króciutko. Serca bym nie miał go zostawić, już widzę tę jego minę "Co ty, tata? ty latasz? a ja to co?". Jak mróz, to ludzie dziwnie się patrzą: ja ubrany jakbym szedł na basen, Kamilowi tylko małe oczka widać. Chyba sobie myślą "wariat". Ale nam więcej do szczęścia nie potrzeba. Szalejemy jak dwa dzieciaki w lesie, w błocie, nie bojąc się, że się pobrudzimy, czasami, jak wracamy ochlapani błotem, sąsiadki załamują ręce "Ale pan będzie musiał teraz czyścić ten wózek". Ale ja nie muszę, mam komfortową sytuację: nie muszę go codziennie składać i rozkładać, nawet czyścić nie muszę, następnego dnia go wyciągam i lecimy!

Już od miesiąca co tydzień dostajesz rozpiskę od Wojtka Staszewskiego z zadaniami treningowymi. Dajesz sobie z nimi radę? - Ja nie lubię słowa "trenować", ja po prostu biegam. A biegam jak pies, na czuja, od siedmiu lat bez żadnych planów, bez dodatkowych ćwiczeń. Teraz czuję bat nad sobą - pierwszy raz w moim bieganiu - i jestem spięty. I nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Mam biegać z głową. Dobrze. Grzecznie stosuję się do zaleceń Wojtka. Zrobiłem jakieś 15 maratonów, ale solowo, bez Kamila. Życiówka to 2:51,27. Były też dwa starty w Kaliszu na 100 km. Z Kamilem zrobiłem półmaraton w 1:26.

O mamo! - My z Kamilem nie jesteśmy zawalidrogi. Szybsi biegacze dziwią się, że na starcie przepycham się na pierwszą linię z wózkiem, im się wydaje, że z joggerem to się można tylko wlec na końcu. Przez maratonem w Poznaniu planuję też start bez synka w maratonie warszawskim. Na maksa. Muszę przebiec jeden maraton w roku sam, żeby wiedzieć, czy robię jakieś postępy. Bez tego czułbym niedosyt.

Janusz Zienkiewicz obmyśla na maraton w Poznaniu jakąś strategię, by Amelka wytrzymała te kilka godzin. Opracowałeś już swoją? Planujesz jakieś specjalne atrakcje? - Przed startem w Poznaniu musimy wstać o świcie, żeby zdążył się zmęczyć do godziny startu (o 10.00). Jeśli jak ma to w zwyczaju - uśnie, postaram się złamać 3 godziny. Ale jeśli będzie mu się dłużyło (nigdy tak długo razem nie biegaliśmy), jeśli będzie marudził, to może po prostu sobie odpuszczę, zatrzymam się, pogadamy, pobawimy się. To wielka niewiadoma.

Co doradziłbyś osobom, które chciałyby zacząć biegać z maluchami? - Jak kogoś nie stać na joggera, albo nie ma gdzie go trzymać (bo to też kłopotliwe), to można zabrać malucha w zwykłym wózku na stadion - jeśli śpi, to można zostawić go na środku stadionu, a samemu kręcić się po bieżni. Nie jest to komfortowe, ale jak nie da rady inaczej ? Z dziećmi można biegać tylko po równym, trzeba sobie wcześniej trasę obmyślić, pamiętać o krawężnikach, wąskich chodnikach, czasem między ludźmi trzeba się przeciskać. W Warszawie to radziłbym wzdłuż Wisły albo po Lesie Kabackim.

Co w tym wspólnym bieganiu jest takiego fajnego ? - Energii dużo na to poświęcam, ale ta energia do mnie wraca. Ze zdwojoną mocą biorę się za codzienne obowiązki. Gdybym miał siedzieć w domu z dzieckiem, tak jak inne mamy, z czasem byłoby ciężko. A tak mam satysfakcję, że bez większego kombinowania robię coś dla siebie, a przy okazji jestem cały czas z synkiem. Żaden inny sport nie daje takiej możliwości. Sama radocha.

Planujesz więcej maratonów z Kamilem? - To będzie chyba jeden jedyny raz, przygoda, która będzie potem naszym wspólnym wspomnieniem. Nie chcę, żeby to był jakiś szablon. Ale jak będę miał następne dzieci, to też będę chciał przebiec nimi maraton.

Anita Smyk 41 lat, korektorka w lokalnej prasie, Biała Podlaska, mama 2,5-letniego Stefana

- Sama się dziwię, skąd mi to bieganie do głowy przyszło. W szkole grałam w szczypiornika, jak na AWFie w Poznaniu grałam w 2. lidze -  to było wtedy coś! Razem z mężem nurkowaliśmy, uprawialiśmy free diving, kiedyś w pucharze Polski na basenie zajęłam 3. miejsce - 82 metry pod wodą na jednym wdechu. Bardzo lubię basen. Mieliśmy kiedyś kajaki i organizowaliśmy spływy Krzną (przepływa 150 m od mojego domu). Cudowna nieuregulowana rzeka... W formie trzymało mnie cały czas zwykłe życie, przy czwórce dzieci można się nieźle nabiegać.

Anita biega od dwóch lat. Ma za sobą dwa maratony. Już wiosną miała przebłyski, żeby kupić joggera i zacząć biegać ze Stefankiem. Ale to była dość duża inwestycja i co, jeśli Stefan nie będzie chciał kooperować? Po wybraniu Anity do "gazetowej" drużyny kupiła taki wózek przez internet. 1100 zł. Jest po rozmowie z urzędem miasta, do prezydenta Białej Podlaskiej wysłała list z prośbą o wsparcie finansowe. W końcu reprezentuje miasto, prawda? Trzymamy kciuki za decyzje pana prezydenta.

- Na początku chciałam pożyczyć skądś taki wózek, ale w Białej Podlaskiej to bez szans. A odkąd mam własny, to chyba mogę się pochwalić, że jestem jedyną biegającą mamą w naszym mieście. Ale nie pokazują mnie palcami. Raz tylko się zdarzyło, że chłopiec wskazał na nas i powiedział na mojego synka "Ale on ma duży wózek!". Jakiś czas temu spróbowałam biec z normalnym wózkiem, o normalnych kołach. Było ciężko. Ale z joggerem nie jest aż tak źle. Sądziłam, że będę musiała w to pchanie włożyć o wiele więcej siły. No i Stefanowi się to chyba spodobało. Jak nakładam adidasy i idę sama, pyta "Dlaczego nie bierzesz mnie ze sobą?". A jak w ostatnią środę biegłam z nim godzinę i pomyślałam, że dość, to mały do mnie "Chcę biegać dalej!". To mnie mocno podbudowało. Nie zależy mi na wynikach. Bez napinki. Sądzę, że po tym Poznaniu przystopuję. Dwa maratony w roku (przebiegłam Kraków wiosną) to za dużo. Stefan przecież mały jest, muszę spędzać z nim więcej czasu, i w taki sposób, w jaki on chce. Jestem zdania, że kobieta, która ma dzieci, powinna mieć możliwość zajmować się domem. Ja teraz nie mam takiego komfortu. Po śmierci męża  niecałe dwa lata temu) muszę pracować. Kilka prac jak kilka sznureczków ciągnę naraz. Wszystko muszę sobie dobrze poukładać. Bardzo pomagają mi rodzice i rodzeństwo - mieszkają tuż obok. Zdecydowałam, żeby biegać ze Stefanem, by spędzać z nim więcej czasu, i by szukać mu opiekuna, gdy mama biega. Ale to też nie jest łatwe, bo muszę się zgrać z rytmem dnia Stefana. Podziwiam Wojtka Staszewskiego: pracuje, blogi pisze, innych trenuje, sam  biega, z córką czas spędza, ćwiczy z żoną, domem się zajmuje  - jak on to wszystko ogarnia?!

Janusz Zienkiewicz 39 lat, specjalista ds. ubezpieczeń i restytucji mienia, Bydgoszcz, tata 3-letniej Amelki

Janusz i AmelkaJanusz i Amelka Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Wyborcza.pl W planie treningowym Janusza i Amelki są cztery treningi. Janusz robi z małą długie wybiegania i podbiegi. Na razie, gdy jest brzydka pogoda pozwala małej zostać w domu, ale od września nie odpuści - Amelka musi się przyzwyczaić do foliowej osłonki do nieciekawej chlapy wokół. Pogody na maraton w Poznaniu nie da rady sobie zarezerwować. Ale nie to Janusza trapi najbardziej. Biega z córeczką ponad rok. Do tej pory nie zwracał uwagi na kwestie techniczne, bo na krótki dystans, maksymalnie godzinę można pójść na żywioł. Ale maraton to coś innego. Już dziś wiadomo, że żona Asia będzie im towarzyszyć na rowerze (po chodnikach obok). - Na przykład muszę zapasową dętkę do koła wziąć, bo jak mi pójdzie, to mam joggera na plecy wziąć? A jak Amelka będzie płakać, to stanąć i z wózka wyjąć? Co z toaletą? Ja na pewno będę musiał skoczyć na bok, co wtedy z Amelką w wózku? No i w takiej sytuacji nie odzwyczajamy jej od pampersa - dostaje teraz tylko do spania, na maraton też dostanie. A jak jedzenie czy picie podawać, żeby było najłatwiej i najszybciej? Od strzału na starcie nie ma przeproś, każdą minutę uratować, więc muszę wszystko gruntowanie przemyśleć. Marzeniem byłoby złamać 4 godziny, a nie tylko przetruchtać.

Jako jedyny z drużyny, sam nie przebiegł jeszcze maratonu nigdy. Będzie to więc podwójny debiut Zienkiewiczów. Z Amelką wystartował do tej pory raz - na 10 km. Czas: 48:59. Przed Poznaniem chciałby wystartować jeszcze w jakimś półmaratonie. Skąd to wspólne bieganie? Zaczęło się od sprzętu. Najpierw wyczytali z żoną, że są takie wózki, a potem dostali joggera od znajomych, których pociecha już z niego wyrosła. Janusz zapewnia: - Używane wózki można kupić nawet za 200-300 zł. Można kupić tanio na niemieckim e-Bayu, przysyłają do Polski. Najzwyklejsze, bez bajerów, wodotrysków, specjalnych wkładek, prosta rama, pasy, owiewka. Na początek wystarczy. Poproszę mamę, żeby jeszcze uszyła bezpieczne kieszonki na napoje. Człowiek ma złudne wrażenie, że się na takim joggerze oprze. Jak się oprę, to przednie kółko idzie do góry. Z wózkiem to się czuję jakbym był permanentnie w stanie lekkiego podbiegu.

Najgorsze jest to, gdy mała płacze w wózku. - Ostatnio brakowało mi 6 minut do końca treningu, a ona w ryk, ludzie na deptaku patrzą, co za idiota, że dziecko męczy. Po pół godzinie przestałaby płakać, "Bo co z takim ojcem można wskórać". Ale wolałbym nie zaliczać takich sytuacji. Nie mogę, tak, jak Daniel z naszej Drużyny zaplanować, że zbudzę Amelkę o 5.00 rano, a potem będzie spała przez cały maraton. To może będę musiał bajki jej po drodze czytać? Słodycze w zanadrzu to podstawa. Jak biegliśmy razem na 10 km, na ostatnie 100 m wyjąłem ją z wózka. Przebiegła, dostała medal. Rozumie, że ONA go zdobyła. Czasami prosi, żeby jej ten jej medal założyć i chodzi zadowolona. Tak samo zrobimy w Poznaniu. Mam nadzieję, że organizatorzy Maratonu przewidzieli krążki dla naszych maluchów?

Michał Safianik 33 lata, politolog, Warszawa, tata 4-miesięcznej Nelii i 3-letniej Julki

Janusz i AmelkaFot. Adam Kozak / Agencja Wyborcza.pl

- Mam szczęście, że Wojtek Staszewski mieszka blisko, udało nam się spotkać, udzielił mi kilku rad na żywo. Razem doszliśmy do wniosku, że dla 4-miesięcznej Nelii, którą pierwotnie zgłosiłem do Poznań Maratonu dystans 42 km to może być za dużo. Dlatego po połówce wezmę do joggera jej starszą siostrzyczkę - Julkę (3 lata). Dzięki temu nikt w rodzinie nie będzie zazdrosny, a rola propagatorska będzie spełniona. To trochę zmienia obraz rzeczy bo 2-3 latki to najwięksi indywidualiści, mają już swój pomysł na życie. To chyba najtrudniejszy "target", jeśli chodzi o spokojne siedzenie w wózku.

Michał będzie musiał biec bez muzyki, z którą startował w dwóch maratonach (Warszawa 2010 i Praga 2011). Zawsze układał sobie specjalne playlisty z mocniejszym uderzeniem po 30. kilometrze. Teraz będzie musiał nasłuchiwać córek. - Trochę się tego obawiam. Silniejszy kontakt z otaczającą rzeczywistością może na mnie źle wpłynąć.

Ma szczęście, bo ma fantastyczną żonę. Przy dwójce małych dzieci, pracy męża (Michał często wyjeżdża za granicę), Gosia pozwala mu na solowe treningi i wspiera go. Michał zachęca biegaczki: - Przy obecnych limitach czasu na maratonach: 6 czy nawet 7 godzin, kobieta z joggerem ma szansę elegancko dobić do mety. Zrobiła na mnie kiedyś wrażenie dziewczyna, która przed startem na 5 km karmiła piersią malucha, a potem odsadziła wszystkich. Naukowcy mówią, że kobieta po połogu jest w szczytowej formie. Ech, ta kobieca fizjologia. Biegam od 5 lat. Zaraziłem się Kolegium Europejskim w Natolinie, było tam międzynarodowe towarzystwo, podglądałem ich i sam zacząłem dreptać. Schudłem 15 kg. Mieszkaliśmy kilka lat temu w Waszyngtonie, napatrzyłem się na biegających rodziców. Cały czas miałem to z tyłu głowy, ale wciąż nie było masy krytycznej. Aż w końcu przeczytałem o "gazetowej" drużynie. Żona podłapała temat.

I kolejny szczęśliwy traf - znajomy pożyczył im joggera marki Chariot. To mercedes wśród wózków do biegania: super amortyzacja, specjalna wkładka dla takich maluszków, jak Nelia.

- Dlaczego to robię? Żeby spędzać więcej czasu z dziewczynkami i żeby udowodnić sobie, że mogę. Bo tak jak powiedział Janusz z naszej drużyny, zwykły maraton jest okay, ale maraton z maluchem w wózku - to dopiero wyzwanie! A do tego kuchnia pełna niespodzianek, bo tego, co maluchowi przyjdzie do głowy na 37.kilometrze, nie przewidzisz w żaden sposób. Trudno jest wcisnąć wszystkie obowiązki i treningi w jedną dobę. Najważniejsza jest dobra organizacja. Jak mam biegać sam, zawsze wyruszam o 6.00 rano. Po całym dniu, wieczorem nie dałbym chyba rady. Mój mały drobny sukces na początku treningów? W "Gazecie" z 7 lipca zacytowano mnie, że chcę być inspiracją dla ojca i teścia. To monolity, w ogóle się nie ruszają. Proszę sobie wyobrazić, że tato podniósł rękawicę! Rodzice kupili sobie buty do biegania, koszulki, zaczęli marszobiegi. Tak trzymać!

Więcej o bieganiu z wózkiem znajdziesz w tekście Wojtka Staszewskiego - Na tym samym wózku .

Przeczytaj więcej o przygotowaniach naszych drużyn do maratonu: Leonora Karłowska Łukasz Sulima-Dolina Czesław Przybylski

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.