Skazani na maraton

Piotr ma numer startowy 3011, Oskar - 3012, Kamil - 3013. Po raz pierwszy w poznańskim maratonie pobiegli strażnik więzienny i dwaj skazani. Dobiegli, a to ich biegowa - i nie tylko - historia.

Kamil Grabowski wita mnie, gdy odbieram przepustkę w korytarzu chojnickiego aresztu. W szarym mundurze, który dobrze leży na jego szczupłej wysportowanej sylwetce, nie wygląda na 39 lat. Z więźniami pracuje już 13. rok.

Dwie dekady temu, tuż po ogólniaku, przebiegł warszawski maraton. Czas - o ile dobrze pamięta - 3,5?godziny. Ale to był przypadek, bo przygotowywał się zupełnie po amatorsku - ot, kilka pięciokilometrowych przebieżek przed startem. - Zresztą - mówi - skazanym też po jakimś czasie zeruje się licznik karalności. Przed niedzielnym maratonem wolę więc nazywać siebie debiutantem.

Oskar ma 31 lat. Nosi dżinsowe spodnie i bluzę. W Chojnicach jest od 11 miesięcy. Wcześniej przez parę lat zarabiał w Skandynawii. Kiedy wrócił, założył firmę: drobne remonty, glazura. Ożenił się, kupili dobry samochód, zaczęli jeździć na zagraniczne wczasy. Dwa lata temu, kiedy wrócili z Grecji, pojechał do matki pokazać zdjęcia, no i stało się... Wypił, wsiadł za kierownicę, uderzył w drzewo. Wiózł kolegę, który zginął na miejscu. Wyrok - 2,5 roku.

Piotr - najmłodszy - ma 28 lat. Sześć lat temu po raz pierwszy wdał się w bójkę na ulicy. Dostał wyrok w zawiasach. Ale potem była akcja z policjantami: zatrzymali go do kontroli, a on wypity był, zaczął się stawiać. Szczegółów nie pamięta, tylko tyle, że broniąc się, strzelali do niego. Ma odsiedzieć 1,5 roku. - A przecież życie miałem z górki, aż za kolorowe, nie doceniłem tego - mówi. Jego wcześniejsze życie to siatkówka - rodzinna tradycja. Matka grała w reprezentacji Polski. Ojciec, też siatkarz, namawiał syna do gry. Gdy Piotr miał 16 lat, działacze wypatrzyli go na juniorskim turnieju. Spakował się i wyjechał do szkoły w Bydgoszczy. Siatkarski klub płacił mu za internat, jedzenie, bilety. Zdał maturę, zrobił dyplom technika ochrony środowiska. I grał w drugiej lidze: Bydgoszcz, Grudziądz, Włocławek, Zielona Góra, Gdańsk. Co roku przeprowadzka, więc nie mógł studiować, chociaż bardzo chciał. Ale z siatkówki pieniędzy nie było, więc dorabiał. W Gdańsku kopał rów pod wodociąg. Nagle ziemia osunęła się i przysypała Piotra. Złamana miednica. Koniec sportowej kariery.

Wybiec poza mury

Kamil, Oskar i Piotr staną jutro wśród 5 tys. osób z 26 krajów na starcie 11.?poznańskiego maratonu - największego w Polsce.

- Zdarza się, że w niektórych więzieniach zapaleni klawisze organizują biegi na spacerniakach. W areszcie na warszawskim Grochowie osadzeni mogli nawet wybiec poza mury. Razem z 25 skazanymi pobiegł wtedy olimpijczyk Paweł Januszewski - mówi Małgorzata Smolińska, koordynatorka akcji Polska Biega, która od czterech lat rozkręca w Polsce modę na bieganie. - Ale jeszcze się nie zdarzyło, by skazani biegli w otwartej masowej imprezie.

Beckett w piwnicy

Na ścianie gabinetu Kamila Grabowskiego, szefa działu penitencjarnego w chojnickim areszcie, wisi tablica z wycinkami z gazet. ''Beckett bliski skazanym'' - to tytuł artykułu z 2007 r. o tym, że w mrocznej piwnicy pałacu w Lubostroniu więźniowie z Zamrzenicy wystawili jednoaktówkę Samuela Becketta ''Impromptu OHIO''. Potem - na podstawie słuchowiska Becketta ''Słowa i muzyka'' - zrobili teatr cieni.

- Moi aktorzy lubili Becketta, bo pokazywał, że życie to rodzaj niewoli, ścieranie się ciemności i światła, dobra i zła. I czekanie: na listy z domu, wizyty, koniec wyroku - mówi Grabowski, szef więziennego teatru.

Oskar też zgłosił się do teatru. - Chciałem, żeby czas mi szybciej leciał. Bo takie nicnierobienie jest straszne. Przecież niedawno byłem wolnym człowiekiem, a tu nagle ciach, kraty i cela - tłumaczy. Nie doczekał jednak premiery, bo Grabowski zawiesił próby. Teraz Oskar jest więziennym kucharzem.

Piotr pracuje w radiowęźle. Czyta jadłospis, puszcza muzykę - każdą, bo ulubionej nie ma - i filmy z Discovery albo Animal Planet, bo w areszcie działa taka niby-kablówka.

Bieganie to za mało

W chojnickim areszcie jest 126 mężczyzn. Większość czeka na proces albo przewiezienie do zakładu karnego. Tylko 30 odsiaduje tu swój wyrok. Ci skazani - jak Oskar i Piotr - pracują. - Wyznaczenie prób w czasie, kiedy wszyscy mają wolne, jest praktycznie niemożliwe - mówi Grabowski. - Dlatego musiałem zrezygnować z teatru.

A że po wielu latach wrócił do biegania, pomyślał, że warto namówić też skazanych. W maju wychowawcy wytypowali pięciu kandydatów. Ale dwóch odmówiło. Potem rozmyślił się i trzeci - bał się, że przez treningi mniej zarobi w kuchni. Zostali Piotr i Oskar.

- Pomyślałem, że samo bieganie to mało - mówi Grabowski. - Że przydałby się jakiś cel. Może maraton poznański? ''Chcecie? - zapytałem chłopaków. - No to zaczynamy''.

Buty na resocjalizację

Oskar jeździ na przepustki do domu, Piotr jeszcze nie, ale dla obu wyjście poza mury aresztu to spore przeżycie. Pierwszy majowy trening na stadionie Chojniczanki, 300 metrów od aresztu, trwał pół godziny: marszobieg, sprawdzian, kto na jakim jest poziomie i jaki ma potencjał. Oskar ważył wtedy 96 kg (do maratonu zrzucił 15 kg), Piotr - 101 (dzisiaj 92), a Kamil - 75 (teraz 73).

Kolejne treningi odbywały się według półrocznego planu dla debiutanta przygotowanego przez Wojtka Staszewskiego, reportera ''Dużego Formatu'', dyplomowanego trenera lekkiej atletyki. - Grabowski ściągnął go ze strony polskabiega.pl. - Trenowaliśmy cztery razy w tygodniu, dzień po dniu, a przez weekend w ogóle, to jest w zasadzie błąd metodyczny, ale tak zorganizowane jest życie w areszcie - opowiada Grabowski. - No i te fatalne godziny. Żeby nas wszystkich zgrać, najlepszy był przedział 13-15. Więc -biegaliśmy 25 km w czterdziestostopniowym upale.

Ich rekord to 32 km. - Bo debiutanci nie powinni przebiec całej trasy maratonu - 42 km i 195 m - na treningach. Taka jest zasada - zaznacza Grabowski.

Buty i pulsometry zasponsorował Piotrowi i Oskarowi areszt z funduszu na resocjalizację i pomoc skazanym. Napoje izotoniczne i odżywki kupili sobie w kantynie za pieniądze zarobione w areszcie.

O formę się nie boją - sprawdzili się na więziennej olimpiadzie. W ostatni weekend sierpnia zorganizował ją zakład karny w Potulicach dla skazanych z okręgu bydgoskiego. Piotr wygrał w rzucie kulą i biegu na 800 metrów. Oskar w tym biegu był trzeci.

Nie wykluczam, że uciekną

- Sport funkcjonuje w więzieniach, ale zamknął się w swoim sosie. Jeśli są olimpiady lekkoatletyczne, to międzyzakładowe, dla więźniów - mówi Grabowski. - A mnie zawsze wydawało się, że lepiej wyjść ze skazanym na zewnątrz. Jeśli teatr, to uliczny - taki też robiliśmy. A jeśli sport, to maraton.

- Nie boi się pan, że podopieczni uciekną na 20. kilometrze? - pytam.

- Takie obawy typowe są dla ludzi z zewnątrz - odpowiada Grabowski. - Nie wykluczam, że uciekną. Ale wydaje mi się to nieprawdopodobne. Przecież kiedy nie mogłem być z nimi na treningach, to wychodzili biegać sami.

Oskar: - Po co mielibyśmy uciekać? Przecież w areszcie stawiliśmy się dobrowolnie, by odbyć karę. Nikt nas nie musiał doprowadzać.

Piotr: - No właśnie. Możemy uciec, ale wtedy tylko sobie zrobimy pod górkę.

Bieg po wolność

Na razie myślą głównie o niedzielnym starcie. - Każdy z nas jest w stanie zejść poniżej czterech godzin. Zresztą kierownik nas motywuje. Im lepszy czas, tym dłuższa potem przepustka - śmieje się Oskar.

Grabowski od razu reaguje: - To żart oczywiście. Naszym celem jest przebiec całą trasę.

Piotra będzie dopingowała rodzina, która wybiera się do Poznania na maraton. Żona Oskara cieszy się z nowej pasji męża. - Zamierza kupić sobie rolki i jeździć na nich, kiedy będę biegał - mówi Oskar. - Bo nie zamierzam rzucić treningów, jak wyjdę z aresztu.

Oskar i Piotr liczą, że dzięki maratonowi uda się im wyjść na warunkowe przedterminowe zwolnienie. Wnioskować o to może dyrektor aresztu, a sędziowie z reguły się z nimi zgadzają. - Myślę, że nasz dyrektor złoży taki wniosek w sprawie Oskara i Piotra - mówi Grabowski.

Co dalej? Oskar chce wyjechać do Wielkiej Brytanii. Musi zarobić na spłatę rat za samochód rozbity w wypadku i kilkadziesiąt tysięcy złotych na nawiązkę dla rodziny zabitego kolegi.

Piotr do siatkówki już nie wróci. - Może zostanę kierowcą? - zastanawia się. - A może też wyjadę za granicę?

Grabowski swoje nadzieje wiąże z planem utworzenia w areszcie oddziału dla skazanych. A wtedy będzie kontynuował program biegania ze skazanymi. - Aktorom z więziennego teatru po wyjściu na wolność trudno znaleźć czy założyć jakąś trupę teatralną - mówi. - A z bieganiem jest łatwiej. Odkryliśmy, że to może być sposób na życie.

Od redakcji

11. Poznań Maraton już za nami. I za bohaterami tego tekstu. Dobiegli, a oto ich rezultaty.

Piotr - 3:47:39 Oskar - 3:29:40 Kamil Grabowski nie ukończył maratonu z powodu kontuzji kostki. Może uda się następnym razem.

O 11. Poznań Maratonie im. Macieja Frankiewicza czytaj też na http://pocomaraton.blox.pl/html

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.