Forma rośnie, waga stoi

Tego faceta nie przeraża maraton. Prawdziwy stres to dzień ważenia świnek i mail od dietetyczki. Oto pełnokrwista (i pełnotłusta) historia biegacza na diecie.

Mariusz Grzesik z Poznania

34 lata, dyrektor handlowy w firmie sprzedającej specjalistyczne wyposażenie sklepów. Jego motto: ''Schudnąć trzeba''. Wspierają go dietetyczki z Trener.pl. Zaczynał z wagą 92 kg.

Mam chudnąć ''jedynie'' 0,5 kg na tydzień. Sami spróbujcie schudnąć pół kilograma w siedem dni! To więcej niż przebiegnięcie maratonu! To jak lot w kosmos!

Wcześniej nigdy nie korzystałem z pomocy dietetyka . Teraz co tydzień dostaję jadłospis. Rozwala mnie, że mam zjeść 1,2 mandarynki, 0,7 grahamki czy 0,8 plastra ananasa. Co ja mam zrobić z tymi 0,2 plastra czy 0,3 bułki? Żonie dać?

Dieta jest urozmaicona, ale czasem ciężka ''do wykonania''. Proszę wtedy o zamienniki, łatwiejsze dania. Dostałem też książkę kucharską, moja żona wprowadza nowości. Ale na co dzień brakuje czasu. W pracy dużo jeżdżę, jestem zajęty od 9 do 19. Do tej pory korzystałem z fast foodów, teraz staram się ich unikać, bo chemia, bo kaloryczne, bo przetworzone, ale za to umieram z głodu do wieczora. A potem sam nie wiem, co jest większym przestępstwem: McDonalds w ciągu dnia czy 17 dokładek domowego jedzenia późnym wieczorem. Żeby stosować się do wszystkich zaleceń, musiałbym sobie całodniową wałówkę brać rano z domu, a w samochodzie mieć mikrofalówkę. Muszę wypracować jakiś system, znaleźć na to metodę, do maratonu niecałe półtora miesiąca, a rewelacji nie widać.

Jak mi się udawało jeść przez cały tydzień tylko to, co kazały mi panie z Trener.pl, to wieczorem nie mogłem się oprzeć i podkradałem córce nutellę.

Ale są też małe powody do dumy. Zrezygnowałem z białego pieczywa, słodycze jem tylko raz w tygodniu, alkohol piję tylko na urlopie. Widzę, że sylwetka się zmienia - brzuch wystaje nieco mniej.

Co tydzień od środy mam nerwowy dygot, bo czwartek to - w mojej nomenklaturze - dzień ważenia świnek. Zapisuję ''wyrok'', wysyłam e-maila, żeby potem w piątek dostać zwrotkę: ''Niestety, nie udało ci się osiągnąć założonego celu na ten tydzień''. To trochę deprymujące, ale mobilizuje do dalszej walki. W niedzielę wróciliśmy z wakacji. Oj, działo się: późne kolacyjki, grillowane rybki, alkohol, lody. Duuużo więcej niż zalecone 2000 kcal dziennie. Chyba cała dotychczasowa męka poszła w diabły. Chyba, bo boję się wejść na wagę. Już nawet żona się ze mnie śmieje.

Nadal nie czuję osławionych endorfin, nie frunę jak na skrzydłach, treningi to dla mnie ciężka harówka. Jak Wojtek Staszewski, trener drużyny ''Gazety'' każe zwiększać dystans, to biegam tyle samo kółek po mojej stałej trasie, tylko wolniej.

Jestem ciekawy, co z jedzeniem podczas maratonu. Zakładam, że będę biegł jakieś dziewięć godzin, więc mogę umrzeć z głodu po drodze. Może ustawię na trasie przyjaciół, którzy zamiast specjalnych odżywek podadzą mi kebab?

Więcej o przygotowaniach maratończyków z naszej ''gazetowej'' drużyny na blogu Po co ci ten maraton

Przeczytaj wywiad z dietetyczką trener.pl Justyną Piechocką

Copyright © Agora SA