12. Cracovia Maraton - największym rywalem był wiatr

4415 osób ukończyło 12. Cracovia Maraton, znalazło się wśród nich 100 niepełnosprawnych. Wygrał Tanzańczyk - Patryk Niagaro, pokonując trasę w słabym jak na zwycięzcę czasie 2:19. Jak było na Cracovia Maratonie?

- Chylę czoła przed organizatorami. W wielu miastach nie dopuszczają nas do udziału - mówił Rafał Wilk, zwycięzca biegu na wózkach. Tegoroczna impreza odbywa się pod hasłem "Maraton równych szans". Władze Krakowa zrezygnowały ze ściągania za pieniądze elity biegaczy. Chciały, by w biegu wystartowali głównie amatorzy (specjalnie dla nich limit czasu został wydłużony do 6 godzin i 15 minut), obok których na trasie rywalizowałyby ze sobą osoby niepełnosprawne. - Tutaj nas chcą. W wielu innych miastach nie traktują nas tak dobrze. To przykre - podkreślał Wilk.

12. Cracovia Maraton odbył się w chłodny i wietrzny niedzielny dzień. Rankiem ulice były jeszcze mokre od deszczu, który spadł nocą po upalnej i dusznej sobocie. Pogoda zapowiadała się naprawdę dobrze. W trakcie biegu padała nawet orzeźwiająca mżawka. Sygnał startu biegacze usłyszeli o godzinie 9:30 - najpierw ruszyli wózkarze, później reszta. Runda wokół Błoń i na Stare Miasto. Dużym mankamentem okazał się brak oznaczeń kilometrów. O tym, że minęło się kolejny, można było dowiedzieć się dzięki sygnałom GPS-ów na nadgarstkach biegnących w pobliżu osób. Część trasy prowadząca przez Stare Miasto była bardzo malownicza - bruk, Rynek, Kościół Mariacki, Sukiennice. Dalej ruszało się w długą podróż do Nowej Huty. Bardzo pozytywne wrażenie robili kibice, których jak na polskie warunki - był dostatek. Jeździli na rowerach przy trasie, stali i klaskali, krzyczeli, dopingowali. To cieszy, zwłaszcza, że warunki nie były idealne na spędzenie paru godzin, klaszcząc przy trasie maratonu. Bardzo pozytywnym motywem był również wielki telebim za półmetkiem, na którym wyświetlano nazwiska osób, które dobiegały do 21,1 km. Konferansjerzy dodatkowo zagrzewali biegaczy do boju. Kilka razy można było usłyszeć swoje imię i nazwisko. Dużym powodzeniem wśród kibiców cieszyły się kobiety, gdy tylko jakaś pojawiała się na trasie - klaskano głośniej i krzyczano: "Brawo, dziewczyno!"  Albo: "Dziewczyny górą!".

Największym rywalem tych zawodów okazał się jednak wiatr. Szczególnie dotkliwy podczas powrotu z Nowej Huty, na trudnych maratońskich kilometrach - już od około 27. Dotkliwie spowalniał biegaczy, a walka z nim kosztowała wiele dodatkowych sił. Na szczęście punkty żywieniowe, z bananami, wodą i izotonikiem były rozmieszczone bardzo gęsto. Można było spróbować się trochę zregenerować. Chociaż trudno myśleć o jedzeniu i piciu, gdy człowiek jest na granicy swoich możliwości. Najtrudniej było walczyć z wiatrem już na bulwarach. Piękna trasa z widokiem na Wisłę i z panoramą Krakowa jest trudnym fragmentem krakowskiego maratonu. Tu wieje zawsze - współkształtnie do doliny. Więc jest tylko szansa, że będzie wiało w twarz albo w plecy. Niestety - tym razem wiatr wybrał pierwszą opcję. Gdyby nie kibice i gorący doping bardzo trudno byłoby to znieść. Ostatnie kilometry trasy prowadziły wokół Błoń - na szczęście nie robiło się pełnej rundy, tylko połowę, ale i tak trudno patrzeć na stadion Wisły, wiedząc, że jeszcze trochę czasu minie zanim będzie się przed nim finiszować.

4415 osób dotarło do mety maratonu. Trochę zrezygnowało, dało się słyszeć pytania: Jak stąd najszybciej dojść do mety? To nie był najlepszy dzień na realizację bardzo ambitnych planów. Zwycięzca ukończył bieg po 2 godzinach i 19 minutach, słabo jak na reprezentanta Czarnego Lądu.

Opowieść o Cracovia Maratonie Dawid Hajok krakow.sport.pl

Udział w maratonie to jedyna szansa dla amatora, aby zmierzyć się z medalistą olimpijskim - mówi Edward Stawiarz, biegacz długodystansowy, maratończyk, były prezes WKS Wawel.

Wie, co mówi. Dwa razy startował na olimpiadzie - w Meksyku i w Monachium. Życiowy rekord w maratonie: 2 godziny, 18 minut i 30 sekund, osiągnięty na igrzyskach. Dziś jest legendą polskiego maratonu i chodzącą encyklopedią sportów biegowych, osobą, bez której trudno wyobrazić sobie imprezy biegowe w Krakowie. To jego głos najczęściej słychać z głośników podczas biegowych imprez - zagrzewa do walki, komentuje przebieg rywalizacji, zna biegaczy z imienia i nazwiska.

Kiedy Stawiarz odnosił największe sukcesy sportowe, były lata 70. XX wieku. Na świecie idea masowych biegów długodystansowych dopiero raczkowała. Biegało się bez pomocy sprężynującego obuwia, w tenisówkach, popijając herbatę z rozkruszoną witaminą B i C. Nie znano izotoników. O żelach energetycznych i szotach pobudzających też zresztą nikt nie słyszał, zawodnicy zagryzali cukier w kostkach.

Ale już wtedy krakowianin marzył, aby także w jego mieście biegano maratony z prawdziwego zdarzenia. Nie przypuszczał, że na taki dzień będzie musiał czekać kilkadziesiąt lat.

Maraton zaczyna się po trzydziestce

- Kiedyś powiedziałem jednemu dziennikarzowi, że maraton zaczyna się po trzydziestce. Ten zrozumiał to opacznie, uznał, że chodzi o wiek, a nie o liczbę przebytych kilometrów. I się przyjęło - wspomina Stawiarz z rozbawieniem.

Trochę niechcący tchnął sportowego ducha w liczne grono amatorów, którzy niezależnie od wieku zechcieli zmierzyć się z królewskim dystansem. Wśród nich był Andrzej Madej, któremu - podobnie jak jego starszym i doświadczonym poprzednikom - zamarzyło się przeniesienie idei maratonu do Krakowa.

- Pojechałem na Maraton Solidarności. Był rok 2000, a ja amatorsko klepałem asfalt. To był mój pierwszy start w biegu zorganizowanym. I od razu z Gdańska do Gdyni. Wtedy pomyślałem, że południe kraju także zasługuje na taki bieg. Wróciłem do Krakowa zawzięty. Wiedziałem, że ten maraton musi się tu odbyć. Na szczęście nie brakowało ludzi, którzy myśleli podobnie - opowiada Madej.

Jako prezes Domu Maklerskiego "Penetrator" SA z łatwością znalazł pieniądze, zachęcając do udziału w przedsięwzięciu dużych, poważnych finansistów, m.in. ówczesnego dyrektora Deutsche Banku. Pomysłem zaraził też władze miasta. Ówczesny prezydent Krakowa Andrzej Gołaś zapowiedział pomoc. Włączył się w organizację, obejmując imprezę swoim patronatem. Madej założył Fundację "Z biegiem Wisły", której prezesem został olimpijczyk Robert Korzeniowski, co prawda chodziarz, ale też mierzący się z długimi dystansami. Maraton miał się odbywać na trasie od Tyńca po Mogiłę, nie paraliżując miasta i aktywizując trasę biegową wzdłuż Wisły. Władzom zależało jednak na skierowaniu biegaczy na ulice, aby w ten sposób wzmocnić promocję miasta. Przygotowaniami pokierować miał komitet organizacyjny powołany zarządzeniem prezydenta Gołasia.

Dogonić resztę świata

Od razu postawiono ambitny cel: doścignięcie Poznania, Wrocławia i Warszawy - miast, które miały już doświadczenia w organizacji tego rodzaju imprez.

Start pierwszego wielkiego maratonu w Krakowie wyznaczono na 11 maja 2002 roku. O godz. 10 grupa entuzjastów rusza z ul. Grodzkiej na Rynek, po jego okrążeniu kieruje się pod Wawel. Dalej trasa prowadzi bulwarami Wisły, okrąża pętlą Błonia i mostem Zwierzynieckim przenosi zawodników na drugą stronę rzeki. Przez most Kotlarski, bulwarami Wisły biegacze powracają w rejon Zamku Królewskiego i ul. Grodzką ponownie wpadają na Rynek. Aby pokonać dystans maratonu, uczestnicy biegu musieli przebyć dwie takie pętle.

- Bieganie było mi wówczas zupełnie obce, aż tu nagle nadarza się taka okazja - udział przy organizacji pierwszego maratonu w Krakowie. Nie mogłem odmówić - opowiada Wiesław Maczek, wieloletni członek komitetu organizacyjnego Cracovia Maratonu z ramienia gminy, zarazem znany grotołaz i wspinacz skałkowy, uczestnik wypraw na wszystkie kontynenty świata. - Zresztą, Andrzej Madej miał dar przekonywania i, co tu dużo mówić, wiedział, po jakie sięgać argumenty.

- Położyliśmy na stole 200 tys. - mówi otwarcie były już prezes Penetratora i Fundacji "Z biegiem Wisły". Tyle udało się zebrać fundacji w trakcie krótkich negocjacji z finansistami.

Od początku Cracovia Maraton miał charakter międzynarodowy. Na starcie stanęli biegacze z 18 krajów, m.in. z Algierii, Etiopii, RPA, USA i Wielkiej Brytanii. Wśród startujących nie brakowało ludzi ze świata polityki, nauki i mediów. Zwycięzcą pierwszej edycji został Kenijczyk Thomas Magut, wśród kobiet najwyższe miejsce na podium zajęła Polka Mirela Zięcina. W limicie czasu ustalonym na pięć i pół godziny zmieściło się 715 biegaczy z prawie 900, którzy stanęli na starcie.

Wzloty i upadki

W 2003 roku niemal doszło do tragedii. Podczas uroczystego otwarcia imprezy z płyty Rynku startuje olbrzymi balon. Silny podmuch wiatru kieruje go wprost na Sukiennice, na szczęście czasza mija maszkarony o centymetry. Prezydent Jacek Majchrowski miał powiedzieć do stojących obok organizatorów biegu: "Ale byłaby draka, gdyby zahaczył".

W kolejnych latach trasa ulegała modyfikacjom. Istotną zmianę przyniósł rok 2005 - uczestnicy Cracovia Maratonu po raz pierwszy dobiegli aż do Nowej Huty.

Ta edycja zapisuje się jednak czarną kartą w historii zawodów. Żona Roberta Korzeniowskiego na 35. km przez pomyłkę błędnie wskazuje trasę czołowym zawodnikom. Stawkę otwierał Piotr Gładki, lekkoatleta i maratończyk z Gdańska, wówczas jeden z najlepszych biegaczy w kraju.

- Robi się niesamowite zamieszanie. Gładki musi nadkładać aż 2 km, ale ma tak dużą przewagę nad resztą stawki, że mimo to udaje mu się wygrać. Półtora miesiąca później ginie tragicznie w wypadku samochodowym w drodze na kolejne zawody - wspomina Edward Stawiarz. Na cześć zmarłego biegacza organizuje Minimaraton im. Piotra Gładkiego.

Kryzys dopada krakowski bieg w 2011 roku. Wycofują się sponsorzy, brakuje pieniędzy, los imprezy staje pod znakiem zapytania. Dzięki tytanicznej pracy organizatorów bieg się odbywa, ale zawodnicy w ramach pakietu startowego dostają jedynie worki na depozyt.

Medialnym wydarzeniem IV i V edycji Cracovia Maratonu stało się włączenie do programu Mistrzostw Świata Parlamentarzystów na dystansie 42 i 21 km. Inicjatorem był poseł na Sejm Tadeusz Jarmusiewicz.

Polityk, ale też zapalony biegacz, startujący w 26 maratonach, powiedział przed startem: "Mając 36 lat, byłem chory, miałem problemy z sercem. Teraz mam 48 lat i jestem zdrów. W dużej mierze zawdzięczam to ruchowi. Dzięki bieganiu mogłem wrócić do normalnego życia" - wspomina Wiesław Maczek.

W latach 2006 i 2007 impreza otrzymała tytuł Złotego Biegu, przyznawany przez portal internetowy Maratony Polskie i biegaczy z całego kraju. W 2009 roku Wiesław Maczek otrzymał podobne wyróżnienie przyznawane organizatorom - certyfikat Filippidesa.

Cracovia Maraton nadal należy do czołówki tego typu biegów w Polsce. Jego ukończenie wliczane jest do tak zwanej Korony Maratonów Polskich (inicjatywa organizatorów z Krakowa, wzorowana na Koronie Ziemi). Aby zdobyć Koronę, należy w ciągu dwóch lat ukończyć pięć największych krajowych maratonów: Poznań, Warszawę, Kraków, Wrocław i Dębno.

Nawet psy są bardziej wyrozumiałe

Na całym świecie rośnie zainteresowanie biegami masowymi. Miasta ostro rywalizują o uczestników, licytując się na frekwencję i wysokość nagród. W 2003 roku w popularnym maratonie we Frankfurcie startowało około 9 tys. osób, w tym grupa z Krakowa. W drodze powrotnej do kraju w autokarze nikt nie myślał o spaniu. Trwały ożywione dyskusje, buzowały emocje po biegu.

- Takie doświadczenie pamięta się do końca życia - wspomina Andrzej Madej, uczestnik wyjazdu.

Właśnie w tym autobusie narodził się pomysł powołania Krakowskiego Klubu "Dystans", zrzeszającego biegaczy i członków Fundacji "Z biegiem Wisły". Miesiąc później doszło do pierwszego posiedzenia zarządu, rodzą się pomysły kolejnych biegów. Tak powstaje krakowski Półmaraton Marzanny, którego twórcami są Paweł Żyła, autor trasy, i Andrzej Mrożek, dyrektor. Są też inne: Bieg Sylwestrowy na dystansie 10 km - jedyny taki w Polsce, w którym co roku startuje tłum przebierańców, oraz Bieg Trzech Kopców. Biegają dziś niemal wszyscy.

- Nawet psy stały się bardziej wyrozumiałe i już nie łapią za nogawki spodni - żartuje dyrektor Mrożek.

Ostatnie dwa lata to w Polsce olbrzymi, wręcz skokowy wzrost popularności biegów. Przyczyniły się do tego przede wszystkim takie akcje jak Polska Biega "Gazety Wyborczej", która od kilku lat organizuje biegowe otwarcia sezonu, zachęcając do ruchu. Dzięki takim akcjom liczba startujących w biegach ulicznych wzrasta lawinowo także w Krakowie. Według wyliczeń Zarządu Infrastruktury Sportowej, organizatora krakowskiego maratonu i współorganizatora Półmaratonu Marzanny, w tym roku liczba startujących w Cracovia Maratonie ma szansę się podwoić. W 2011 roku biegło 3,2 tys. osób, w najbliższą niedzielę może ich być (zapisy nadal trwają) nawet 6 tys.

Jeszcze lepiej jest w przypadku wspomnianego Półmaratonu Marzanny. W 2011 roku liczba startujących ledwo dobijała do pół tysiąca. W 2012 roku organizatorzy według największego w Polsce rankingu magazynu "Runner's World" zanotowali już 184-procentowy przyrost.

Nie zahamują tego nawet tak niewytłumaczalne tragedie jak ta z Bostonu, gdzie dwóch szalonych zamachowców próbowało za pomocą skonstruowanych domowym sposobem bomb wysadzić w powietrze ideę fair play i zabić w ludziach sportowego ducha. Bezskutecznie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.