Pokonaj z nami maraton: każdy może!

"Pływałam, bo to był jedyny sport, który sprawiał mi przyjemność no i najważniejsze - mogłam to robić sama. Trauma osoby wybieranej do składu na szarym końcu tylko dlatego, że trzeba, mogła odejść w zapomnienie. Na studiach moim ulubionym sportem było picie wina i palenie papierosów". Otwieramy nowy cykl - Ania Szczypczyńska - nasza redakcyjna koleżanka przygotowuje się do swojego maratońskiego debiutu. Numer startowy wisi na honorowym miejscu w domu, a buty stoją w gotowości.  Biegasz? Od tak dla siebie? Marzysz o maratonie? Ty też możesz podjąć to wyzwanie. Śledź postępy Ani i dołącz do nas.

No i stało się. Mój numer startowy to: 2138. Jaram się - powiedziałabym, gdybym była o kilka lat młodsza. A co tam, teraz czuję się najlepiej w swoim życiu. Wierzę w to, że nie ma rzeczy niemożliwych i nigdy nie jest za późno. Dlatego zrobię to, przebiegnę 42 km i 195 metrów. Ja nie dam rady? Ja?

Skoro mogę ja, to każdy może

Biegam od niedawna. W ogóle od niedawna pokochałam sport. W podstawówce i liceum tak słabo mi szło prezentowanie swoich umiejętności, że przez trzy lata byłam zwolniona. Wstyd się przyznać, wiem. Ale taka jest prawda. Pływałam, bo to był jedyny sport, który sprawiał mi przyjemność no i najważniejsze - mogłam to robić sama. Trauma osoby wybieranej do składu na szarym końcu tylko dlatego, że "trzeba", mogła odejść w zapomnienie. Na studiach moim ulubionym sportem było picie wina i palenie papierosów. Człowiek nie tył, bo był piękny i młody. Gdy skończyłam 25 lata nastąpiła jakaś cudowna przemiana. Rzuciłam papierosy, zaczęłam częściej pływać, zapisałam się na siłownię. Krok po kroku czułam się coraz lepiej, a ilości spożywanego wina skurczyły się o jakieś trzy czwarte.

Sport okazał się najsilniejszą używką

Po dwóch latach tak bardzo pokochałam sport, że dzień bez treningu, był dniem straconym. Trenowałam 5, czasem 6 razy w tygodniu, ale nadal nie biegałam. Zaczęłam od zajęć fitness, podpytywałam o trening siłowy. Okazało się, że "przerzucanie żelaza" daje mi większą frajdę niż machanie nóżką na zajęciach ze stepem. Życiowe zawirowania wysłały mnie na dwa lata do Londynu. Tam mogłam zacząć wszystko od nowa - z dziennikarki zmieniłam się w trenera osobistego. Poszłam do szkoły, skończyłam kurs i zaczęłam pracować na siłowni. Nie biegałam, wciąż zakochana byłam w moim żelastwie. Przydarzył się szpital. Przez tydzień leżałam pod kroplówką. Kiedy wyszłam, nie było szans na zrobienie nawet 10 pompek. Trzeba było zacząć od początku. Wtedy pobiegłam po raz pierwszy. Chciałam jak najszybciej poprawić kondycję, wrócić do formy. Biegałam tylko po to, by przygotować się do wysiłku. Któregoś dnia polubiłam to tak bardzo, że nie mogłam przestać.

Dokonać niemożliwego

Przebiec dystans maratoński? Odkąd biegam po te 10 - 12 kilometrów, zastanawiam się, jak to w ogóle można zrobić. I myślę, że jest wiele osób, które chciałby spróbować, ale nie wiedzą, jak się do tego przygotować. W każdym tygodniu będę Wam opowiadać o swoich przygotowaniach. Opowiem o tym: jak trenuję, jak mi idzie, o gorszych i lepszych dniach. Opowiem o tym, co jem, jak odpoczywam i o tym, jak się czuję. A co to ma do rzeczy? Cholera - tak dużo, że sama nie zdawałam sobie wcześniej z tego sprawy. Największą blokadą często jest to, co siedzi w naszej głowie. Dlatego warto mówić o lękach, słabościach. Trening rozpoczęłam. Dziś się przedstawiam. Nuda? Trzeba było to zrobić, żeby udowodnić, że skoro ja - stara imprezowiczka - mogłam odwrócić moje życie do góry nogami, to każdy może. Wkrótce dostaniecie już garść konkretów. Idę biegać. Miłego dnia! Dołącz do nas na Facebooku.

No i stało się. Mój numer startowy to: 2138. Jaram się - powiedziałabym, gdybym była o kilka lat młodsza. A co tam, teraz czuję się najlepiej w swoim życiu. Wierzę w to, że nie ma rzeczy niemożliwych i nigdy nie jest za późno. Dlatego zrobię to, przebiegnę 42 km i 195 metrów. Ja nie dam rady? Ja?

Skoro mogę ja, to każdy może

Biegam od niedawna. W ogóle od niedawna pokochałam sport. W podstawówce i liceum tak słabo mi szło prezentowanie swoich umiejętności, że przez trzy lata byłam "zwolniona". Wstyd się przyznać, wiem. Ale taka jest prawda. Pływałam, bo to był jedyny sport, który sprawiał mi przyjemność no i najważniejsze - mogłam to robić sama. Trauma osoby wybieranej do składu na szarym końcu tylko dlatego, że "trzeba", mogła odejść w zapomnienie. Na studiach moim ulubionym sportem było picie wina i palenie papierosów. Człowiek nie tył, bo był piękny i młody. Gdy skończyłam 25 lata nastąpiła jakaś cudowna przemiana. Rzuciłam papierosy, zaczęłam częściej pływać, zapisałam się na siłownię. Krok po kroku czułam się coraz lepiej, a ilości spożywanego wina skurczyły się o jakieś trzy czwarte.

Sport okazał się najsilniejszą używką

Po dwóch latach tak bardzo pokochałam sport, że dzień bez treningu, był dniem straconym. Trenowałam 5, czasem 6 razy w tygodniu, ale nadal nie biegałam. Zaczęłam od zajęć fitness, podpytywałam o trening siłowy. Okazało się, że "przerzucanie żelaza" daje mi większą frajdę niż machanie nóżką na zajęciach ze stepem. Życiowe zawirowania wysłały mnie na dwa lata do Londynu. Tam mogłam zacząć wszystko od nowa - z dziennikarki zamieniłam się w trenera osobistego. Poszłam do szkoły, skończyłam kurs i zaczęłam pracować na siłowni. Nie biegałam, wciąż zakochana byłam w moim żelastwie. Przydarzył się szpital. Przez tydzień leżałam pod kroplówką. Kiedy wyszłam, nie było szans na zrobienie nawet 10 pompek. Trzeba było zacząć od początku. Wtedy pobiegłam po raz pierwszy. Chciałam jak najszybciej poprawić kondycję, wrócić do formy. Biegałam tylko po to, by przygotować się do wysiłku. Któregoś dnia polubiłam to tak bardzo, że nie mogłam przestać

Dokonać niemożliwego

Przebiec dystans maratoński? Odkąd biegam po te 10 - 12 kilometrów, zastanawiam się, jak to w ogóle można zrobić. I myślę, że jest wiele osób, które chciałby spróbować, ale nie wiedzą, jak się do tego przygotować. Dlatego poprosiłam Magdę o pomoc i w każdym tygodniu będę Wam opowiadać o swoich przygotowaniach. Opowiem o tym: jak trenuję, jak mi idzie, o gorszych i lepszych dniach. Opowiem o tym, co jem, jak odpoczywam i o tym, jak się czuję. A co to ma do rzeczy? Cholera - tak dużo, że sama nie zdawałam sobie wcześniej z tego sprawy. Największą blokadą często jest to, co siedzi w naszej głowie. Dlatego warto mówić o lękach, słabościach. Trening rozpoczęłam. Dziś się przedstawiam. Nuda? Trzeba było to zrobić, żeby udowodnić, że skoro ja - stara imprezowiczka - mogłam odwrócić moje życie do góry nogami, to każdy może. W kolejnym tygodniu dostaniecie już garść konkretów. Idę biegać. Miłego dnia!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.