Dokładnie dwa lata temu, przed swym pierwszym maratonem, chwaliłam się w ''Gazecie'', że rzuciłam palenie. Miesiąc później to odwołałam. Rzucałam potem jeszcze dwa razy (ale mądrzej, bo po cichu). Udało się przy czwartym podejściu.
Dlaczego nie udało się wcześniej? Bo nie wiedziałam co mnie czeka. Każdy palacz wie o nie-paleniu mniej więcej tyle samo: że się tyje (to pewne), że wraca smak i węch (podobno) oraz że nie-palacze oszczędzają z 10 zł dziennie, czyli 300 zł miesięcznie, czyli 3600 zł w roku. Przygotowałam się psychicznie na tycie, zaplanowałam zakupy za zaoszczędzone 3600 zł. Nikt nie powiedział mi jednak, że przez pierwszy rok bez nikotyny narażona jestem na choroby - mówiąc fachowo - górnych dróg oddechowych, a sportowa forma spadnie mi o jakieś 50 proc. Zachorowałam już w tydzień po rzuceniu fajek, a biegałam wolniej niż w miesiąc po urodzeniu dziecka.
Czułam się oszukana przez promotorów zdrowego trybu życia, którzy obiecując czyste płuca i piękną cerę, ale nie wspominają o fatalnych skutkach ubocznych. To wystarczyło, by przy pierwszym podejściu bez wyrzutów sumienia wrócić do nałogu. Dopiero przy czwartym podejściu - już wiedząc czego się spodziewać - postanowiłam się profesjonalnie przygotować.
Wiedziałam, że czeka mnie co najmniej jedna angina (były dwie), więc wybrałam na rzucanie moment, kiedy mogłam zwolnić tempo. Zrezygnowałam też w tym roku z udziału w zawodach, by nie stresować się gorszymi sportowymi wynikami. Wprowadziłam też system nagród przyznawanych sobie po każdym kolejnym tygodniu nie-palenia (plus bonusy za dwie anginy). Niestety koszty nagród przekroczyły już roczną kwotę zaoszczędzoną na papierosach.
Dlaczego nikt nas nie ostrzega? Najprościej byłoby zwalić winę na lekarzy i promotorów zdrowego trybu życia. Ale prawda jest też taka, że jak większość palaczy starałam się wiedzieć o szkodliwości palenia i walce z nałogiem jak najmniej. Żartowałam z ostrzeżeń na paczkach papierosów, a widząc wywiad z prof. Witoldem Zatońskim przerzucałam stronę. Moja wiedza o tym, co dzieje się z organizmem palacza po odstawieniu nikotyny opierała się więc na stereotypach, plotkach i miejskich legendach.
Do lektury tekstów prof. Zatońskiego przystąpiłam dopiero po dwóch miesiącach nie-palenia, kiedy byłam już pewna, że do nałogu nie wrócę. Wciąż nie jest łatwo. Walczę z nadwagą, na treningu zadyszkę mam już przy rozgrzewce... Za to wieczorami z przyjemnością czytam o zawałach serca i udarach mózgu, które nie zdążyły mnie spotkać, o substancjach toksycznych, których mój organizm właśnie się pozbywa i o wolnych rodnikach, które nie postarzają już w takim tempie mojej skóry.
Nie palę już trzy miesiące, ale wciąż jeszcze temat palenia/nie palenia organizuje moją wyobraźnię. Ludzi dzielę na palaczy aktywnych i biernych plus kilka (dziwnych) osób, które nigdy z tym nałogiem nie miały do czynienia. Mój szef nie pali już dziewięć miesięcy, ale wciąż rozmawiamy ze sobą jak na spotkaniach AP (anonimowych palaczy). Wracam z urlopu, a on: ''I jak? Ciężko było?''. ''Miałam ze dwa kryzysy...''.
Magdalena Żakowska
Przeczytaj rozmowę Magdaleny Żakowskiej z doktorem Krzysztofem Makowieckim.