Galloway - sposób na maraton dla początkujących. Amerykański trener Jeff Galloway radzi pokonać go marszobiegiem. Co 2 albo 2,5 km (w oryginale 1 mila) zawodnik "biegnący Gallowayem" powinien przejść w szybki marsz (od kilkunastu sekund do minuty). Należy iść energicznie, mocno prostując kolana, by rozciągnąć napięte mięśnie. Bieg i po kolejnym 2-2,5-kilometrowym odcinku znów marsz. Bieganie Gallowayem pozwala na utrzymanie stałego tempa do samego końca. Warunek: przerwy w marszu trzeba stosować od początku, na 20. km mięśnie będą tak napięte, że nawet Galloway nie pomoże.
Glikogen - źródło energii biegaczy. To zmagazynowane w wątrobie paliwo wytworzone z węglowodanów. Spalany jest głównie w początkowej fazie wysiłku oraz przy szybkim biegu. Dopiero po około 30 minutach organizm zaczyna przestawiać się na spalanie tłuszczu. Dlatego jeśli biegasz krótko i szybko, to spalisz tylko glikogen, a po treningu będziesz głodny jak wilk.
Grzbiety - dla biegaczy ważniejsze nawet niż brzuszki. Biegaczowi potrzebne są oczywiście silne nogi. Potężne bicepsy - niespecjalnie. Bardzo istotne są natomiast mięśnie brzucha i grzbietu, które odpowiadają za prostą postawę. Z prostego kręgosłupa, dobrze ustawionej miednicy bierze się dobry krok biegowy. Wiele osób trenuje brzuszki. Lepsze są krótkie spięcia mięśni brzucha bez zahaczania nóg o kaloryfer, szafę itp. Mięśnie ćwiczymy podobnie, a nie obciążamy niepotrzebnie kręgosłupa. Mało kto ćwiczy zaś grzbiety. A radziłbym wykonywać ich trochę więcej niż brzuszków.
Kładziemy się na brzuchu, najlepiej zahaczając o coś nogi. I unosimy klatkę piersiową - albo rytmicznie powtarzając ruch, albo utrzymując się w tej pozycji przez kilkadziesiąt sekund. Kolejne serie możemy przeplatać brzuszkami. Grzbiety są niewskazane tylko przy pogłębionej lordozie odcinka lędźwiowego (tzw. wypięta pupa). Wtedy należy wzmacniać brzuch, a plecy rozciągać.