Biegowe ciekawostki, porady i newsy. Śled ź nas na Facebooku i Twitterze @PolskaBiega
Nie chodzi tylko o świąteczne obżarstwo - chociaż im więcej wizyt u rodzin, tym więcej w siebie wchłaniamy. I nie odbija się to korzystnie na naszym samopoczuciu, wadze, sumieniu. Można zadbać o to, by w święta nie wsuwać jak lokomotywa. Ale z drugiej strony... tyle pysznych rzeczy na stole, a my mamy siedzieć i cierpieć? Lepiej już wygospodarować czas na bieganie. Tylko kiedy? I jak?
Bez wyrzutów sumienia
Najlepiej potrenować przed Wigilią. Owszem - roboty jest mnóstwo - trzeba uwinąć się w domu ze sprzątaniem, przygotowaniem potraw, choinką. Ale warto ponegocjować. Może domownicy zgodzą się na to, żebyśmy wyszli na godzinkę biegu. W zamian za to my przejmiemy jakieś ich obowiązki? Jeśli mamy tę godzinę a chodniki nie są pokryte śniegiem - możemy sobie pozwolić na ostrzejszy trening. Nasz organizm będzie dłużej dochodził do siebie, zużycie tlenu będzie większe jeszcze przez dłuższy czas po treningu. To może być krótki i intensywny bieg, albo - na przykład podbiegi. Coś, co sprawi, że z czystym sumieniem dorzucimy sobie kawałek piernika na talerz.
W tym roku Wigilia przypada na wtorek, więc większość ludzi musi się pojawić w pracy. Można do niej pobiec albo przynajmniej wrócić w ten sposób. Wówczas nie musimy wychodzić na trening po powrocie do domu.
Poranek pierwszego dnia świąt to również doskonała pora na trening. Ale - na świąteczne śniadanie często jesteśmy już umówieni, albo przynajmniej jemy je w domu, w rodzinnym gronie (niektórzy nawet dopiero rankiem rozpakowują prezenty). Należy wziąć to pod uwagę i wstać odpowiednio wcześniej - aby zdążyć się wyszykować przed wyjazdem lub przed śniadaniem. Teściowa będzie wniebowzięta, gdy ochoczo będziemy sobie dokładać smakołyki na talerz.
A może trening przed śniadaniem?
Poza tym - poranny bieg, taki podczas którego zastaje nas świt jest naprawdę przyjemny, raczej nie spotkamy zbyt wielu ludzi na ulicach. W dodatku - kiedy wracamy do domu o godzinie, gdy wszyscy dopiero się budzą albo zaczynają krzątać po domu - mamy już poczucie dobrze wykonanej roboty. Taki trening wykonujemy na czczo. Może być spokojny i wolny, jeśli chce nam się wstać tak, żeby pobiegać np. 1,5 godziny. Jeśli nie - możemy uwinąć się krócej i intensywniej.
Wieczór pierwszego dnia świąt też możemy wykorzystać na trening. Jesteśmy już po wizytach rodzinnych, od ostatniego jedzenia minęło trochę czasu. Czołówka na głowę, rękawiczki, czapka i do boju. A może ktoś z domowników również skusi się na trochę ruchu? Możemy najpierw pobiegać, a potem, w miarę chęci i możliwości, dać z siebie więcej dla przyjemności, aby się bardziej zmęczyć przed snem lub wieczornym filmem.
Wesołych Świąt!