W ramach Polska Biega w pięciu miastach odbyły się biegi pod hasłem ''Cała Polska biega z mapą''. O orientowaniu się w terenie opowiada Jacek Morawski, reprezentant kraju w biegach na orientację.
- Na świecie bieganie na orientację uprawiają tysiące ludzi. Kolebką BnO (takiego skrótu używamy w naszym biegowym slangu) jest Skandynawia - tam orientowania uczą się w szkołach; a na przykład w Czechach mistrzostwa kraju w sprincie transmitowane są na żywo. Widziała pani kiedyś transmisję z zawodów w BnO w polskiej telewizji? Bo ja nie.
O co w tym chodzi? Trzeba przebiec trasę wyznaczoną punktami kontrolnymi w terenie w jak najkrótszym czasie. ''Teren'' nie musi oznaczać tylko lasu, choć właśnie z lasem najczęściej się kojarzy, i takie bieganie ma - według mnie - najwięcej uroku. Ale to może być też centrum dużego miasta. Trzeba przedostać się przez dżunglę budynków z jednego placu na drugi - ilu biegaczy, tyle tras.
Kiedyś biegało się tylko z papierową mapą, teraz wykorzystujemy nowinki technologiczne: GPS, Sport-Ident (system elektroniczny, który służy do potwierdzania obecności na punktach kontrolnych ), żeby się nie pogubić i żeby być najszybciej na mecie.
U nas bieganie na orientację to ''choroba dziedziczna''. Mama, tato, cztery siostry i ja startujemy w zawodach (dwie siostry i ja jesteśmy w kadrze narodowej). Jeśli miałbym wybierać, wolałbym przez całe życie biegać po lasach. Ale wiem, że z ''orientowania się'' ciężko się w Polsce utrzymać, dlatego studiuję na Politechnice Warszawskiej geodezję i kartografię. Jak widać, lubię być blisko map.