Co ich podkusiło?

Już tylko kilka dni dzieli naszych pięć par na maraton od 10. Poznań Maratonu.

Gdy odpowiadali na nasz szalony pomysł, by w ciągu 15 tygodni przygotować się od truchtania do startu w maratonie, tłumaczyli nam, po co to robią. Dziś pytamy, czy przygotowania do najdłuższego biegu okazały się zgodne z ich oczekiwaniami, czy też spotkało ich rozczarowanie

Najpierw dla Franka, teraz z miłości

Małżeństwo z Rzeszowa: Agnieszka i Rafał Przyszlakowie. Agnieszka (35 lat, numer startowy w Poznaniu 2005) pracuje na Wydziale WF Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rafał (36 lat, nr 2006) jest instruktorem nordic walking. Dzieci: półroczny Franek, półtoraroczna Zosia i sześcioletnia Ania, która chce zostać żeglarzem.

Zdecydowali się na udział w "gazetowych" przygotowaniach przez Franka. Urodził się 14 tygodni za wcześnie, przeszedł kilka wylewów, zapalenia, lekarze uprzedzali, że może być różnie. Gdy Rafał i Aga dowiedzieli się, że najgorsze minęło, poczuli chęć zrobienia czegoś, co utwierdziłoby ich w przekonaniu, że niemożliwe jest możliwe. Agnieszka zaczęła biegać, kiedy tylko Rafał zostawał na dyżurze z trójką dzieci. A Rafał rozmarzył się maratońsko po "Gazetowych" artykułach i w tajemnicy przed żoną przesłał zgłoszenie: "nie uprawiam ekshibicjonizmu prasowego, nie oglądam telewizji, nie mam profilu na Naszej Klasie, ale piszę, żeby zakomunikować, że Damy Kurde Radę!". Dziś udział w maratonie to coś więcej niż spełnienie obietnicy rzuconej losowi po pierwszych miesiącach życia synka. Do szpitala z poważną infekcją trafił Franek, już wrócił, ale inne dzieci też się pochorowały. Mają szpital w domu. "Z każdej strony dostajemy w łeb, dzieciaki chore, szpital, sypie nam się zawodowo i finansowo. W tym wszystkim jedyne, co trzyma nas w formie, to to, że tak bardzo się kochamy".

I dlatego zdecydowali się, że w Poznaniu będą biegli obok siebie. Bezapelacyjnie.

Nowe życie Jakubów dwóch

Kumple od biegania: Jakub Sybilski (30 lat, nr 2013) analityk rynku księgarskiego z Legionowa (Mazowieckie), i Jakub Prochacki (26 lat, nr 2014), inżynier budownictwa z Sokołowa Podlaskiego, pracuje w Warszawie.

W warszawskim środowisku biegaczy mają wielu znajomych. Jeden z nich skontaktował jednego Kubę z drugim i od zimy zaczęli trenować w duecie na stadionie Skry. Zapragnęli na własnej skórze doświadczyć tego, co dzieje się z człowiekiem podczas 42,195 km, ale do debiutu w maratonie chcieli przygotowywać się stopniowo, najpierw 10 km, potem półmaraton, a dopiero potem królewski dystans. No ale przeczytali apel Piotra Pacewicza w "Gazecie" i stało się. "Chcielibyśmy zweryfikować prawdziwość słów wypowiedzianych przez Emila Zatopka: jeżeli chcesz się przebiec, to pobiegnij na milę, jak chcesz doświadczyć nowego życia, przebiegnij maraton". Na start w Poznaniu czekają z wypiekami na twarzy. Za nimi wspólny półmaraton w Pile, wspólne wakacje na sportowo, litry potu wylane podczas wspólnych treningów. Tak, za tydzień to już na pewno będzie nowe życie - na to liczą.

Stare zgredy dają radę

Małżeństwo z Karlina w Zachodniopomorskiem: Dorota (38 lat, nr 2009) i Adam (39 lat, nr 2010) Nowaczykowie. Pracują w Wiosce Dziecięcej SOS, mają pod opieką: Amelkę, Dagmarkę, Martę, Krystiana, Adriana oraz własną córkę Małgosię. I labradora Talara. Adam pracuje również w koszalińskim dzienniku "Miasto".

"Dorota nie biega, za to sporo jeździ rowerem. Adam w ubiegłym roku przebiegł 15 km w lokalnym biegu, z czasem - pożal się Boże! - prawie półtorej godziny" - tak na początku lipca oceniali swoje możliwości. Ale postanowili pokazać dzieciakom, że stare zgredy, a mogą. Mieli też nadzieję, że zarażą dzieci sportową pasją, ale na razie bezskutecznie. Dzieci zauważyły, że nowe hobby cioci i wujka wymaga dużego poświęcenia. Zamiast jak normalni ludzie w wakacje pospać dłużej, oni podrywali się o świcie i znikali w strojach sportowych na godzinę lub dwie. Dystans 42 km nie robi na dzieciach wrażenia, dopóki nie wytłumaczy im się, że ciocia i wujek będą biegli tyle, ile z Karlina do Koszalina i z powrotem. Wtedy otwierają buzie ze zdziwienia.

Dorota i Adam o maratonie śnią po nocach. Adamowi przyśnił się nawet wynik: 4:22.36.

Zróbmy to razem, synowie!

Mama i syn: Bożena Knorps-Sobiechowska (48 lat, nr 2007) i Piotr Sobiechowski (21 lat, nr 2008) z Brodnicy (woj. kujawsko-pomorskie). Bożena jest właścicielką trzech sklepów z odzieżą, Piotrek właśnie rozpoczął III rok farmacji na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym.

"Dziś świętowaliśmy moje imieniny i nagle mama wyszła z szalonym pomysłem, aby pobiec razem pierwszy w życiu maraton" - napisał w zgłoszeniu do naszej akcji Piotrek. Mało nie padł z wrażenia. Pani Bożena nawet nie podejrzewała, że syn potraktuje rzecz tak poważnie i że to właśnie ona będzie grała pierwsze skrzypce w ich duecie. Bo Piotrek albo był na obozach sportowych (do niedawna startował na 800 m), albo siedział w domu z książkami, bo na wrzesień została mu do poprawienia chemia analityczna. Mama opisywała w blogu swoje sukcesy i chwile zwątpienia. Gdy miała dołek, Piotrek doradzał, uspokajał, tłumaczył wszystko z perspektywy doświadczonego sportowca. "Nigdy nie byłam zbyt wylewną mamą, przede wszystkim byłam od tego, żeby stawiać wymagania, mobilizować".

Teraz czują, że łączy ich coś więcej niż zwykła relacja rodzic - dziecko. "To cudowne wystartować razem z synem, nawet jeśli zaraz popędzi swoim tempem i tyle go będę widziała". Myśli też, by zrobić coś wspólnie ze starszym synem, Jakubem.

Pokażemy, na co stać naszą rodzinę

Tato i syn z Koszalina: Jarosław i Grzegorz Chajnowscy. Jarek (46 lat, nr 2011) jest policjantem komendy wojewódzkiej w Gdańsku, Grzesiek (19 lat, nr 2012) - studentem pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Szczecińskim.

Syn chciał pokazać światu, że po ciężkim wypadku, który groził wózkiem, można zrobić wszystko. A teraz najbardziej zależy mu na zejściu w maratonie poniżej 3:30.

Tato chciał udowodnić, że lata pracy za biurkiem nie wyrzucają człowieka na margines sprawności. I że można schudnąć 10 kg w kilka miesięcy. Wcześniej korzystał regularnie z policyjnej siłowni, ale biegać zaczął dopiero na początku tego roku. Nie żeby nie być gorszym od Grześka, ale raczej żeby być obok niego. Bo te trzymiesięczne treningi w drużynie "Para na maraton" to nie tylko walka o wynik i formę. Sobotnie długie wybiegania robią zawsze razem, rozmawiają po drodze o przyszłości, o domowych sprawach, wyobrażają sobie, co mama ugotuje na obiad. Nie wiadomo, kiedy takie wspólne rozmowy się powtórzą, bo Grzesiek właśnie wyjechał do Szczecina na studia ("19 lat to odpowiedni wiek dla faceta, żeby pójść na swoje" - mówi ojciec). Sportem zarazili też mamę-żonę Violettę, zaczęła z nimi joggingować, a potem porzuciła to dla aerobiku. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, że zostanie w niedzielę w domu, przyjedzie do Poznania, będzie kibicem, szoferem i najlepszą powierniczką swoich mężczyzn.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.