ME Lekkoatletyka 2018. Maraton w Berlinie. Henryk Szost: Organizm już wie, że w niedzielę dostanie łomot, szanse na medal zawsze są

W niedzielę ostatni dzień Mistrzostw Europy w lekkoatletyce. W sesji porannej ulicami Berlina pobiegną maratończycy. W skład polskiej reprezentacji mężczyzn wchodzi sześciu biegaczy: Henryk Szost, Arkadiusz Gardzielewski, Mariusz Giżyński, Artur Kozłowski i Yared Shegumo. W Berlinie karty rozdawać będzie pogoda, panowie powalczą indywidualnie i w klasyfikacji drużynowej.

Agnieszka Kwiatkowska: Jak oceniasz swoje przygotowania do Mistrzostw Europy w Berlinie?

Henryk Szost: Miejscem naszych przygotowań były Jakuszyce, tam często przygotowywałem się pod starty komercyjne i z reguły byłem zadowolony. Zrezygnowaliśmy z obozów klimatycznych, ponieważ nie zawsze forma była zadowalająca po tych górach, tam jest duże prawdopodobieństwo, że przy wykonaniu mocnego treningu na dużej wysokości można stracić też dużo energii, a forma nie przyjdzie we właściwym czasie.
Jeśli chodzi o dyspozycję, to tak szczerze mówiąc, na tydzień przed maratonem człowiek nie wie co się z nim dzieje. Mam na koncie przebiegnięte już ponad dwadzieścia maratonów i ten organizm wie, że w niedziele dostanie łomot i broni się różnymi dziwnymi odczuciami, ale jestem już do tego przyzwyczajony i wszystko powinno być dobrze. Dla mnie najważniejsze jest, to, że byłem zdrowy i obyło się bez żadnych kontuzji. Przed Zurychem w 2014 roku byłem dwa razy chory na anginę, przyjmowałem antybiotyki, więc to mnie dość mocno zrujnowało. Mam nadzieję, że pogoda nam dopisze, dziś są warunki na życiówki.

Startujecie o godz. 10:00, może być ok. 20 stopni Celsjusza, to będą dobre warunki?

- Szczerze mówiąc, to 20 st. C chyba przeszkadza każdemu maratończykowi i to wcale nie na początku biegu, a w granicach 30-32 kilometra, gdzie dochodzi do przegrzania organizmu. Berlin jest wielkim miastem, więc sam z siebie szybko się nagrzewa, ta temperatura zarówno od góry, jak i od nagrzanego asfaltu się potęguje. Optymalna temperatura do biegania maratonów to 10-17 stopni, ale w Jakuszycach też trenowaliśmy w ok. 28 stopniach i to na pewno nas zaaklimatyzowało do tych warunków. Tu będzie znacznie mniej tlenu, choćby ze względu na mniejszą ilość drzew, ale najważniejsze, że cała drużyna jest w dobrej dyspozycji. Wszyscy jesteśmy bojowo nastawieni, trenowaliśmy razem, oprócz Yareda, ale myślę, że będzie dobrze.

Często trenujecie w grupie, co dają Wam takie treningi?


- Razem biegamy głównie długie wybiegania lub treningi popołudniowe, które są uzupełniające w kilometry. Wspólne bieganie pomaga w zmotywowaniu się do wyjścia na trening, kiedy zmęczenie się już nawarstwia. Tak naprawdę każdy z nas realizuje osobny plan treningowy i ma swojego trenera, dlatego założenia treningowe są zupełnie inne. Specjalistyczne jednostki, które mają przygotować do startu w maratonie wykonujemy osobno.

Analizowałeś już trasę maratonu w Berlinie, jej profil?

-Tak. Na kapitana naszej drużyny wybraliśmy Mariusza Giżyńskiego, on jest z nas najbardziej skrupulatny, jeśli chodzi o analizę trasy, czy sprawdzenie punktów odżywczych i tym właśnie się zajął. Zasadniczo trasa w Berlinie jest płaska, są oczywiście jakieś minimalne podbiegi, ale ciężko mówić o górach i dolinach. W końcu na terenie Berlina jest cyklicznie rozgrywany maraton z jedną z najszybszych tras na świecie, gdzie pada sporo rekordów świata. Mogłaby być bardziej zakryta, z większą ilością drzew, które rzucają cień na ulicę. Pocieszam się tym, że jest to nasz klimat, klimat europejski, a nie tak jak w Rio, gdzie temperatura i wilgotność powietrza jest bardzo wysoka. Najbardziej wycieńczające jest właśnie takie połączenie, bo z samą wysoką temperaturą można jeszcze jakoś powalczyć.

W Berlinie jesteście drużyną, oprócz walki indywidualnej jest też klasyfikacja drużynowa. Na czym ona polega?

- Nas stratuje sześciu: ja, Błażej Brzeziński, Arkadiusz Gardzielewski, Artur Kozłowski, Mariusz Giżyński, Błażej Brzeziński i Yared Shegumo. Punktacja wygląda w ten sposób, że są brane trzy najlepsze czasy z całej drużyny. Moim zdaniem jest to trochę gorsze od klasyfikacji miejscowej, bo tak naprawdę dwóch zawodników, którzy pobiegną bardzo mocno, mogą podciągnąć czas i nabić punkty, ale to są szczegóły. Na pewno będzie trzeba dobrać odpowiednią taktykę do panujących warunków pogodowych. Jeżeli będę widział jakieś szaleńcze ucieczki na zbyt mocny czas, to po prostu odpuszczę i będę obserwował co się dzieje z drugiej grupy. Jak pokazał chód na 50 km w tej wysokiej temperaturze, taktyka zawodników z pierwszej grupy nie dał efektu i wygrał zawodnik z drugiej. To jest maraton i tak naprawdę cała zabawa zaczyna się od 30 km.

Macie szansę na medal drużynowy?

- Szanse zawsze są, jest chyba 10 drużyn z tego, co pamiętam, w tym pięć mocnych-licząc również naszą, ale poziom jest bardzo wyrównany. Nie jest tak, że któraś z drużyn wybija się niesamowicie poza inne, są tylko jednostki jak Norweg, który jest rekordzistą Europy czy Hiszpan. Wiadomo jednak, że osiągnięty wynik na początku roku nie zawsze idzie w parze z dobrym występem na Mistrzostwach Europy. Czasami jest tak, że zawodnik robi szczyt formy na bieg komercyjny. Jest też wielu zawodników naturalizowanych, jak np. dwóch Turków, którzy są z Kenii czy Szwajcar pochodzący z Etiopii, więc jest z kim walczyć. Karty będzie rozdawała pogoda.

Jakie masz plany po Berlinie?

- Na pewno będziemy wykonywać wojskowe zadania -starty, bo jestem żołnierzem. Mamy na przykład Mistrzostwa w Libanie w maratonie, kilka startów przełajowych, myślę, że jesień będzie właśnie przeznaczona na starty w imprezach wojskowych. Jeśli chodzi o dalsze plany, to mam 36 lat i jeszcze za bardzo nie chce mi się kończyć mojej kariery sportowej. Wiadomo, że jeszcze te dwa lata jako maratończyk jest możliwość pociągnięcia tej kariery. W zeszłym roku miałem najlepszy wynik w Polsce, w tym roku w Hannover zaskoczyła mnie pogoda, była pierwsza fala upałów, gdzie z temperatury 10-15 stopni zrobiło się 26 i skończyłem z wynikiem 2:13 - co nie było szczytem moich marzeń. Liczę na to, że jak nie w tym roku, to w przyszłym będę chciał osiągać mój główny cel, czyli bieganie poniżej 2:10. Ostatnio nie miałem szczęścia, tak było na przykład we Frankfurcie gdzie nabiegałem 2:10:09 w potężnym huraganie i ale tam wyniki wszyscy mieli słabsze. Mam nadzieję, że to szczęście się do mnie odwróci, szczególnie tutaj, bo dwukrotnie startowałem na  mistrzostwach Europy i dwukrotnie nie ukończyłem biegu. Raz odezwała się kontuzja kolana, potem angina i zabrakło sił. Teraz wszystko szło dobrze.

Mówisz, że nie chcesz kończyć kariery i masz co najmniej dwa lata biegania jako maratończyk, czyli Tokio 2020?

- To były by moje czwarte igrzyska gdyby tak wyszło. Tak naprawdę na ziemi japońskiej rozpocząłem moją karierę tych bardzo dobrych startów i moich wyników. Możliwe, że właśnie tam przyjdzie skończyć swoją karierę, zobaczymy jak to będzie. Maraton jest specyficznym dystansem, każdy go biega wie o tym, ze można go biegać bardzo długo albo szybko można skończyć jeśli dojdzie do kontuzji. My maratończycy mamy bardzo mało startów, na których możemy się wykazać, to są maksymalnie trzy starty w roku, w tym dwa na wysokich obrotach. Musimy trafić z formą w punkt, w konkretny dzień, nie mamy możliwości tak jak na bieżni startować praktycznie co weekend. To jest właśnie trudne, mam nadzieję, że to mi się udało i będę w dobrej dyspozycji.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.