Agnieszka Kwiatkowska: Jak oceniasz organizacyjnie Pucharu Świata w Londynie? To była nie tylko rywalizacja sportowa na wysokim poziomie, ale też okazja na zarobek?
Iga Baumgart-Witan: Organizacja zawodów była jak zwykle na najwyższym poziomie, Brytyjczycy zawsze dbają o szczegóły. Szkoda tylko, że podczas dekoracji cała drużyna nie mogła stanąć na podium, a medale przewidziane były tylko dla zwycięzców, czyli Amerykanów. Jeśli chodzi o zarobek to na pewno fajnie będzie dostać premię za wysiłek i pracę, którą włożyliśmy w te zawody.
Jesteś zadowolona z uzyskanego wyniku sztafety 4x400m (3:26:17)?
Tak! To bardzo dobry rezultat. Szybciej biegałyśmy tylko w Londynie na Mistrzostwach Świata w 2017 roku. Ale w stu procentach nie jesteśmy zadowolone i mamy apetyt na dużo lepszy wynik. Mam nadzieję, że w Berlinie się uda!
Drugie miejsce biało-czerwonych to dobry prognostyk przed Berlinem?
Drugie miejsce naszej drużyny to niesamowite osiągnięcie, zwłaszcza, że większość z nas jest jeszcze w ciężkim treningu i w trakcie przygotowań do Mistrzostw Europy i te najlepsze wyniki mają przyjść właśnie w Berlinie. Niestety rywale nie śpią i również szykują swoją dyspozycję na ten okres.
Jako jeden z Aniołków Matusińskiego, tak naprawdę nie trenujesz na co dzień z Panem Aleksandrem, tylko z mamą prawda?
To prawda, w 99 procentach trenuje z Iwoną Baumgart, czyli moją mamą, jest ona jednocześnie trenerką kadrową. Spędzamy ze sobą dużo czasu, bo mama jeździ z nami na zgrupowania w roli asystenta trenera głównego. Wygląda to tak, że w okresie przygotowawczym mam swój indywidualny trening i biegam pod okiem mamy. Dopiero przed dużą imprezą, w tym przypadku przed Mistrzostwami Europy w Berlinie, trenujemy pod opieką Aleksandra Matusińskiego. Na wspólnym zgrupowaniu będziemy realizowały już bardzo podobne jednostki, razem na pewno będziemy robić treningi sztafetowe.
Lekkoatletyka. Polacy powalczą o Puchar Świata w Londynie
Jak pogodzić relacje córka- matka i zawodnik – trener? To chyba nie jest takie proste?
Był taki moment, że zakazałam mówić w domu o sporcie i raczej się tego trzymamy. Oczywiście czasami analizujemy starty innych, ale to nie zdarza się zbyt często. Naturalne jest też to, że sport dla nas jest bardzo ważny. Ja jestem zawodniczką, mama jest trenerką - trudno to pominąć, bieganie to nasze życie. Na treningu mam jednak trenerkę, a w domu mamę.
Twoja ulubiona zmiana sztafetowa?
Chyba takiej nie mam. W zeszłym roku miałam okazję biegać na każdej i trudno mówić mi o ulubionej. Każda z tych zmian jest bardzo ważna, ale wydaje mi się, że najbardziej stresująca jest chyba pierwsza i ostatnia. Tu dużo może się wydarzyć. Zawsze jednak daję z siebie wszystko, niezależnie od tego, w której kolejności biegnę.
Kiedy bardziej się stresujesz, biegnąc indywidualnie czy w sztafecie?
Nie wiem, czy w ogóle można to porównać. Czasami staje na starcie i mam ochotę stamtąd uciec i w ogóle nie biegać. Tak na przykład było na Mistrzostwach Polski w Białymstoku na eliminacjach na dystansie 400 metrów, nie zamieniłyśmy z dziewczynami ani jednego słowa. Jedna patrzyła w buty, druga w niebo.. Bywa, że jestem zupełnie spokojna i biegam na luzie. Pełne skupienie przychodzi tuż przed startem. Największym stresem jest chyba sam moment wyjścia na swoją zmianę, kiedy czekam na przejęcie pałeczki. Zawsze wydaje mi się wtedy, że się przewrócę i nie dam rady pobiec. Na szczęście nigdy to się jeszcze nie zdarzyło. Indywidualnie staje w blokach i robię swoje, a czekając na zmianę następuje kumulacja emocji. Dobrze, że to tylko stres, a nie paraliż. To chyba wynika z tego, że jak biegam indywidualnie, to tylko sobie zrobię krzywdę, a w sztafecie pracuje na sukces całej drużyny.
Lekkoatletyka. Wielki sukces Polaków. Drugie miejsce w Pucharze Świata!
Mistrzostwa Polski w Lublinie (20-22.07), a co po nich? Już tylko Berlin (8-12.08)?
Być może jeszcze gdzieś pobiegnę, ale to jeszcze nie zostało do końca ustalone z trenerem i moim menadżerem. Najważniejsze są teraz Mistrzostwa Polski, w końcu muszę się zakwalifikować. To, że mam minimum i wynik, wcale nie znaczy, że pojadę do Berlina.
Co w takim razie o tym zdecyduje?
Indywidualnie na 400 metrów mogą biegać tylko trzy najszybsze dziewczyny, na danym dystansie. W skład sztafety wchodzi sześć zawodniczek. Podczas Mistrzostw Polski może okazać się, że znajdzie się pięć lub sześć zawodniczek, które mnie przeskoczą. Wtedy ja spadnę na siódmą pozycję i mimo tego, że mam minimum na Mistrzostwa Europy nie pojadę. Tak to hipotetycznie wygląda, ale mam nadzieję, że tak się nie stanie. Mało tego, mam nadzieję, że każda z nas poprawi jeszcze swoje dotychczasowe wyniki. Chciałabym nabiegać rekord życiowy.
Twój skład na sztafetę 4x400m w Berlinie?
Mam taki, swój wymarzony dream team, tylko że to aż pięć dziewczyn, a pobiec mogą tylko cztery. Na szczęście są jeszcze eliminacje, więc zawsze możemy się trochę powymieniać. Chciałabym, żebyśmy wspólnie walczyły o medale podczas Mistrzostw Europy.
Zdradzisz o kogo chodzi?
Nie, ale myślę, że nie trudno się domyślić. W składzie Aniołków Matusińskiego są cztery blondynki i jedna brunetka, z którą najbardziej się przyjaźnimy.
Co w takim razie po Mistrzostwach Europy, wakacje?
Hmmm... Pewnie nie, ale to wszystko zależy od dalszej motywacji do startów. Jeśli faktycznie uda się coś zdobyć na Mistrzostwa Europy to ta motywacja może trochę spaść. Na dziś, myślę jeszcze o udziale w jakiś mityngach, tak żeby jeszcze coś ewentualnie zarobić i poprawić wynik na dystansie 400 metrów. Myślę, że w sierpniu powoli będę planować już odpoczynek. Niestety bez wyjazdu za granicę w ciepłe kraje. Ja będę leżeć, a mąż będzie pracował. Czasami trudno to wszystko pogodzić.
Planujesz wystartować w igrzyskach olimpijskich w Tokio 2020 roku? Czy to zbyt dalekobieżne plany?
Do tej pory myślałam tylko o tym, co będzie się działo za rok, tym razem jest inaczej. Tak, naprawdę to już bardzo blisko, a ja podjęłam decyzję, że do tego momentu będę biegała. Trenerka już ma opracowane plany treningowe pod Tokio, żeby dobrze się przygotować. Tym bardziej że po drodze są Mistrzostwa Świata w Doha, w dość niefortunnym terminie dla lekkoatletów, bo w październiku. To może nieco zakłócić cały cykl treningowy.
Czy to oznacza, że myślisz już o końcu swojej kariery lekkoatletycznej?
W sumie tak średnio trzy razy w roku mi się zdarza (śmiech), ale po Rio postanowiłam z trenerką, że wdrożymy cykl czteroletni od jednej dużej imprezy do drugiej. Tak naprawdę wielu sportowców tak robi.
I co dalej? Będziesz trenerką jak mama?
Nie wiem. Pewnie na początek wypadałoby urodzić jakieś dzieci (śmiech), zbudować dom i gdzieś osiąść. Mam jakieś plany, ale co z nich wyjdzie to zobaczymy. Na pewno chciałabym związać swoją przyszłość ze sportem, może media?