Buty Speedform Apollo wyglądają i są nietypowe. Nie ma w tym nic dziwnego - projektanci marki Under Armour szukając rozwiązań, które sprawią, że nowe obuwie będzie wygodne i jak najbliżej stopy postanowili skorzystać z doświadczeń twórców bezszwowych... biustonoszy. Inspirowali się także kombinezonami astronautów. Szwy połączono ze sobą za pomocą ultradźwięków i specjalnego materiału, z którego wykonano wnętrze buta. To widać. A w zasadzie nie widać - na bucie nie dojrzymy ani jednego przeszycia. Ma to odzwierciedlenie w komforcie użytkowania. Buty idealnie przylegają do stopy, nie ma najmniejszych szans na uwieranie. Dodatkowym atutem jest bardzo cienki, stabilny i nieprzesuwający się podczas biegu język.
Buty Under Armour Speedform Apollo
Buty amerykańskiej marki mają również dość oryginalny - opływowy kształt. Są bardzo wąskie w środkowej części, szersze w przedniej. Mam wąskie stopy, więc początkowo wydawało mi się, że przez szerszą przednią część, buty Under Armour nie będą mi pasować. Okazało się, że kształt buta nie sprawia najmniejszych problemów. Za to palce na pewno mają w tych butach sporo miejsca i duży komfort.
Podeszwa to coś zupełnie nowego. Jest wykonana z gumy, bardzo stabilna o anatomicznym kształcie imitującym stopę. Z kolei bezszwowa, 5 mm wkładka formowana z pianki 4D ma uniemożliwiać przemieszczanie się stopy wewnątrz buta. Faktycznie tak jest - buty dobrze "trzymają" stopę. Przyznaję jednak, że w pierwszej chwili gdy założyłam buty nie czułam się komfortowo. Wynika to zapewne z tego, że wkładka musiała dopasować się do stopy, a ja przyzwyczaić do tak wyprofilowanej podeszwy. Po dwóch czy trzech treningach przestałam zupełnie zwracać uwagę na nietypowy kształt wkładki. Dodam, że mam wysokie podbicie i neutralną stopę, więc mogę potwierdzić, że te buty na pewno będą odpowiadać osobom o podobnych parametrach stóp.
Buty Under Armour Speedform Apollo
Największą zaletą butów Speedform Apollo jest ich dynamika. Biorąc pod uwagę, że 9 lat trenowałam do dystansu 400 metrów i każdy trening szybkościowy jest dla mnie dużą frajdą, szczególnie dużą wagę przykładam do butów, w których biegam szybkie odcinki. W butach Speedform Apollo wykonałam kilka treningów szybkościowych i kilka tempowych. Zarówno na asfalcie, tartanie, jak i leśnej ścieżce sprawdziły się znakomicie.
Ich dynamika w połączeniu z małą wagą - 156 g (model damski, rozmiar 40) sprawiają, że mogą służyć jako but startowy na krótszych dystansach. Mimo, że producent podkreśla, że buty świetnie sprawdzą się podczas długich biegów, według mnie to szybkie bieganie jest głównym przeznaczeniem tych butów, nie bieganie maratonów. Nie miałam okazji przebiec w nich jednorazowo więcej niż 12 km. Było to celowe, ponieważ już po 8 km rozbiegania zaczynały boleć mnie przednie części stopy, stąd wolałam nie wykonywać w nich dłuższych treningów.
Buty mają jeszcze jedną nietypową cechę - dookoła tylnej części podeszwy podtrzymującej piętę zastosowano silikonowy, wzmacniający pas. Na plus jest wentylacja, którą zapewnia dziurkowany materiał z przodu buta. Nie polecam biegania w tych butach w czasie lub po deszczu. Po pierwsze nie są wykonane z nieprzemakalnego materiału, a po drugie - mało agresywny bieżnik nie jest przystosowany do biegania po śliskiej nawierzchni. Dodam, że można prać je w pralce, co jest na pewno atutem.
Under Armour Speedform Apollo
Na koniec wrażenia estetyczne. Buty, które testowałam są w kolorze czarnym z białymi i bardzo kobiecymi pastelowo różowymi dodatkami (sznurówki, podeszwa, wkładka). Ich kolorystyka bardzo przypadła mi do gustu - są praktyczne, a jednocześnie zwracają na siebie uwagę.
Podsumowując, buty Under Armour Speedform Apollo to wygodne, lekkie, elastyczne i dynamiczne buty. Ze względu na wyprofilowaną podeszwę nie każdemu mogą przypaść do gustu, jednak wydaje mi się, że przypadną do gustu nawet wymagającym biegaczom. Szczególnie polecam na krótsze treningi.
Testerka: Justyna Grzywaczewska, redaktor PolskaBiega.pl
Najwięcej przyjemności dają mi treningi tempowe i szybkościowe w lesie. Startuję na dystansach do 15 km, w planach na najbliższy rok jest debiut w półmaratonie. W przeszłości trenowałam 400 m. Skakałam też w dal, stąd preferuję dynamiczne buty, bez przesadzonej amortyzacji, ale nie jestem zwolenniczką biegania naturalnego. Jestem dość wymagająca w kwestii doboru butów.
Czym jest Boost? To ultranowoczesny materiał amortyzujący. Jego główną koncepcją jest podzielenie materiału ze stałych granulek (TPU) na tysiące małych kapsułek umieszczonych w podeszwie, które zbierają i oddają energię. Dzięki swojej unikalnej strukturze pozwalają one wytworzyć jeszcze więcej energii podczas każdego odbicia od podłoża. Tyle teorii, ale czy to rzeczywiście działa? Okazuje się, że tak.
Wygląda jak styropian, ale na tym podobieństwa się kończą. Podczas chodzenia but wydaje się miękki, ale tylko wtedy. Gdy tylko rozpoczniemy trucht, zaczynamy odczuwać, że but niejako sam nas odpycha od podłoża, pomaga nam zrobić kolejny krok. Odczucie można nieco porównać do sprężyny, która mocno wybija nas do przodu. Bieganie jest łatwiejsze, lżejsze. Z początku to dość dziwne, acz przyjemne uczucie. Boost sprawdza się na twardych nawierzchniach asfaltowych, dobrze się sprawuje na tartanie, ale i radzi sobie w terenie.
Czy jest wytrzymały, po miesiącu użytkowania ciężko stwierdzić. Na pewno jest odporny na zmiany temperatury - sprężystość pianki jest taka sama, gdy jest około zera i gdy temperatura skoczy o kilkanaście stopni Celsjusza w górę.
adidas Supernova Glide 6 Boost
Jednak to nie technologia Boost jest największym atutem Supernova Gilde 6, a niesamowita cholewka. W wykonana z cieniutkiej acz wytrzymałej siateczki, jest lekka, przewiewna, miękka, dopasowująca się do stopy. Tych butów nie chce się zdejmować z nóg.
Przebiegłem w nich blisko 300 km i nie miałem żadnych przygód z obtarciami, odparzeniami czy opuchnięciami. Pierwszy bieg po wyjęciu z pudełka i nic. Duża w tym zasługa języka, który świetnie dopasowuje się do kształtu stopy i delikatnie oddziela łuk stopy od miejsca wiązania sznurowadeł. To atut dla osób z wyższym podbiciem, coś o tym wiem.
Kolejny plus to podeszwa wykonana przez firmę Continental, specjalizującą się m.in. w oponach samochodowych. Dobrze znane materiały z testowanych przeze mnie w zeszłym roku Supernova Sequence 5 i tu się świetnie sprawdzają. Dobre trzymanie na asfalcie i tartanie, zarówno suchym jak i mokrym, przyzwoita trakcja na leśnych ścieżkach.
Jeśli szukacie uniwersalnego buta, w którym zrobicie zarówno trening szybkościowy, jak i wybierzecie się na długie wybieganie, to adidas Supernova Glide 6 Boost będzie trafionym wyborem. W zachwytach nie jesteśmy osamotnieni. Chwali ten but m.in. redakcja Runner's World, która go uznała najlepszym modelem wiosny 2014.
Minusy? Trudno je znaleźć, ale dla wielu biegaczy może być to cena. Choć to najtańszy model wyposażony w technologię Boost na całej długości podeszwy, to na jego zakup trzeba przeznaczyć sporo, bo aż 499 zł. Jednak będą to dobrze wydane pieniądze.
Buty adidas Supernova Glide 6 Boost można kupić na adidas.pl, w salonach adidas i w wielu sklepach biegowych.
Buty testował: Szczepan Radzki, Michał Owczarek: Kolekcjonerbutow.pl
Szczepan Radzki: Na nogi wkładam ogromną liczbę butów biegowych, od typowo rekreacyjnych, aż bo startowe, ale biegam rekreacyjnie i dla dobrej zabawy, utrzymania się w formie i generalnie oderwania od rzeczywistości. Bieganie wciąga i jak na początku miało być dla mnie elementem zrzucenia wagi, tak stało się pasją i nierozłącznym elementem życia.
Buty wyglądają dość masywnie, różnokolorowe warstwy na pięcie dodatkowo potęgują to wrażenie. Uwagę przyciąga środkowa, biała część podeszwy mająca strukturę styropianu.
By prawidłowo dobrać rozmiar obuwia trzeba je dokładnie zasznurować, stopa wyraźnie się cofa i palce uzyskują z przodu trochę miejsca. W moim przypadku palce początkowo stykały się z czubkiem buta, po zasznurowaniu stopa ułożyła się prawidłowo. Przede wszystkim od razu masz poczucie, że but jest idealnie dopasowany, tak jakbyś założył skarpetkę kompresyjną!
Stopa niemal scala się z butem, jej podbicie dokładnie przylega do wkładki. Materiał, z którego wykonano cholewkę (poliuretan Techfit, technologia Formotion) pozbawiony jest szwów przez co jest niezwykle elastyczny. Z pewnością docenią to biegacze z niestandardową stopą, głównie Ci z poszerzonym przodostopiem lub koślawymi paluchami (haluksami). Cholewka dokładnie otacza stopę i daje wrażenie wyjątkowego komfortu. W tych butach czujesz się naprawdę swobodnie!
DŁUGIE WYBIEGANIA
Pierwszy test przypadł na półtoragodzinne wybieganie i przyznam szczerze, że przed treningiem obawiałem się delikatnych obtarć z uwagi na sam fakt założenia nowych butów.
Jak się okazało niepotrzebnie. Wspomniane uczucie wyjątkowego dopasowania potwierdziło się w akcji: język będący fragmentem cholewki, nie przesuwa się w trakcie biegu i dodatkowo stabilizuje śródstopie. Po kilku tygodniach treningów mogę stwierdzić, że biega się w nich naprawdę lekko, zwłaszcza, że but posiada bardzo dobre właściwości wentylacyjne i stopa długo pozostaje sucha.
Pianka boost, z której w 80% wykonana jest podeszwa daje kopa: czułem znaczącą różnicę w sprężystości odbicia i stabilizacji wstrząsów. Nawet po wykonaniu ponad 1,5 godzinnego treningu po asfalcie moje łydki były w bardzo dobrej formie, co przy mojej wadze i tak długich treningach nie zdarzało się wcześniej za często. Każdy kto ma z tym problem, uzna to za szczególną zaletę tego modelu.
SZYBKOŚĆ
Użyta technologia amortyzacji z pewnością zwiększa potencjał biegowy, wszystko przychodzi jakby łatwiej, naprawdę czuć tę niezwykłą swobodę odbicia. Jednak wydaje mi się, że buty dają więcej frajdy przy połykaniu kilometrów - w pełnym tlenie - niż podczas krótkich, intensywnych treningów. System Torsion ma dodatkowo stabilizować stopę ułatwiając jej poprawne prowadzenie w fazie przetaczania - ja nie poczułem w tym aspekcie większej różnicy. Być może zalety tej technologii można docenić przy dłuższym dystansie i większym zmęczeniu organizmu.
PODSUMOWANIE
adidas adistar Boost to zdecydowanie model z górnej półki. Są lekkie, dają dużo radości z biegania poprzez nieprzeciętny (!) komfort i swobodę odbicia. Przypadną do gustu nie tylko zaawansowanym biegaczom, tym mniej doświadczonym zniwelują konsekwencje braków w technice. Dodatkową zaletą jest kompatybilność z systemem miCoach SPEED CELL, pozwalającym gromadzić dane z każdego treningu.
Za wadę można by uznać cenę tego modelu - 729 zł dla wielu jest zbyt dużą kwotą, która mogą przeznaczyć na buty. Jednak poleciłbym je tym wszystkim, którzy zwracają szczególną uwagę na ochronę układu kostno-stawowego. Właściwości amortyzujące i stabilizujące stopę warte są tej inwestycji! Rozbijajcie skarbonkę i idźcie biegać! Satysfakcja gwarantowana!
Tester: Jan Sołtys
Trenuję wyczynowo narciarstwo alpejskie, bieganie jest ważnym elementem moich przedsezonowych przygotowań. W okresie maj-październik biegam ok. 50-60 km tygodniowo w różnych zakresach. Formę sprawdzam głównie w zawodach na 10km (tempo 4min/km), choć zdarza mi się również startować na dłuższych dystansach. Z uwagi na moją wagę (86kg) i konieczność szczególnej ochrony stawów kolanowych przed sezonem priorytetem przy wyborze butów jest dla mnie stabilizacja stopy i amortyzacja.
Buty jak dla mnie idealne do 10 km, dynamiczne, dobrze amortyzowane. Nadają się
na twarde ścieżki w mieście.
W terenie mało stabilne i nie trzymają stopy przy zbieganiu po kamieniach
czy korzeniach. Mało przewiewne. Po paru kilometrach dyskomfort pieczenia podeszwy.
Testerka: Kinga Kowalczyk
Biegam dłuższe dystanse w okolicach Warszawy, krótkie na ścieżce nad Wisłą lub po parkach. Trenuję dla utrzymania formy i dobrego samopoczucia.
Moja życiówka to 5 km: 20 min, maraton: 3:40, 10 km: 47 min.
Początki bardzo przyjemne - stopa układa się naturalnie, but nigdzie nie uciska.
Podczas biegania stopa jest trzymana bardzo dobrze: wysoko wokół pięty, dobrze śródstopie, palce - jest trochę luzu. Wkładka podpiera stopę równomiernie.
Amortyzacja zapewniona jest na całej długości buta - pierwszy kontakt pięty z podłożem jest dosyć przyjemny, choć pod palcami podeszwa wydaje się trochę zbyt miękka. Jednocześnie buty pozwalają zachować kontrolę i czucie podłoża.
Po pierwszej przebieżce pojawiło się kilka bąbelków na palcach stopy, ale na tym koniec. Testowałem na asfalcie, drogach polnych i w lasach - wszędzie sprawowały się należycie.
But niestety nie oddycha wybitnie, co jest odczuwalne przy wyższych temperaturach. Pomyślnie przeszedł za to próby biegania bez skarpetek - tutaj należy się duży plus, za brak jakichkolwiek odcisków.
Świetne sznurówki - nie zawiodły ani razu. Materiały, z których zrobione są buty wydają się wysokiej jakości - po kilku tygodniach użytkowania wyglądają prawie jak nowe.
Podsumowując: znakomity (wygodny, lekki, uniwersalny) but na zarówno krótkie przebieżki, jak i długie wybiegania
Tester: Leszek Knoll
Tworzę aplikacje biegowe, startuję w biegach ulicznych i triathlonach. Biegam, bo uwielbiam być w dobrej formie.
Nie biegałam dotąd w Pumach, więc testowanie Faasów 300S było dla mnie całkowicie nowym doświadczeniem. Oczekiwania miałam spore, bo słyszałam o tych butach wiele dobrego. Udźwignęły.
Na początek trzy największe zalety: stabilne, dynamiczne, komfortowe. Maly drop (4mm) i mała waga (tylko 214g), dają superdynamiczny efekt. Śmiagają same! No prawie. Zdecydowanie polecam do krótkich treningów na asfalcie. Podeszwa została dodatkowo wzmocniona wytrzymałą gumą Evertrack w miejscach narażonych na zwiększone ścieranie. Amortyzację oceniam 3/5 - wyraźna na pięcie, minimalna w palcach.
Plus za stabilność i trzymanie stopy. Świetnie trzymają w środkowej i tylnej części stopy, a dają spory luz w palcach. Zazwyczaj nie używam sformułowań nigdy/zawsze, ale tutaj spokojnie mogę - nigdy nie miałam wygodniejszych butów. Przebiegłam a nich maraton, kilka dych, trochę w terenie, dużo treningowych 6-7km i 10-12km oraz treningi na bieżni. Łącznie pewnie ok. 200 km. Na wszystkich dystansach - poza tym pierwszym - się sprawdziły. Osobiście zaczynam czuć kolana po ok.15km, ale powiedzmy, że na dystanse do półmaratonu włącznie mogę je polecić.
Maraton biegłam w Pradze. Nie najłatwiejszy, bo trochę podbiegów i sporo kostki brukowej. Do połówki właśnie było dobrze, a potem stawy odmówiły mi współpracy. Doczołgałam się do mety z czasem 4h z kawałkiem i byłam zła. Ale tylko przez chwilę. Przecież sama tego chciałam. Wiedziałam , że przy takiej amortyzacji w przedniej części buta (a właściwie jej braku) to nie będzie dobry pomysł. Ale wiecie, jak to jest - człowiek musi się sparzyć, żeby się nauczyć. Ja się nauczyłam, żeby w tych butach nie startować w maratonach i utwierdziłam się co do niesamowitej wygody. Zero obtarć, żadnych pęcherzy. Po stopach w ogólnie nie było widać tych 42,195km.
Nie polecam w lesie w deszczu. Pioruńsko się ślizgały. To są buty na asfalt.
Zdecydowany plus za wentylację. Biegałam w różnych warunkach, ale moje stopy nigdy się nie zagotowały. Cholewka jest wykonana z mesh?u, więc stopa oddycha.
Puma FAAS 300S to szybkie stabilne buty na asfalt, na dystanse do 21km. Dobre dla stopy neutralnej, ale pronatorom też będą dobrze służyć, bo są bardzo pewne, stabilne.
Testerka: Magda Sołtys
Biegam od około 10 lat, początkowo w ramach treningu do innej dyscypliny sportu (narciarstwa), a od ok. 6 lat dla samego, radosnego biegania. Startuje w biegach ulicznych (10km w ~47-48'), od czasu do czasu dla zabawy także w triathlonach. W zależności od tego ile pracuję, robię ok. 40-60 km w tygodniu. Nie biegam dla życiówek, ale przede wszystkim dla przyjemności. Mam mocną budowę ciała. Uwielbiam uczucie gdy biegnę, a czuję, że lecę trzy metry nad ziemią.
Do testowania nowych Faasów 500 podchodziłem jako zadowolony użytkownik Faasów 300, co postawiło moje oczekiwania dość wysoko. Na szczęście nie zawiodłem się ? buty od pierwszego założenia dały się poznać jako przede wszystkim niesamowicie komfortowe. Technologia EverFit zdała egzamin i specjalnie zaprojektowany system sznurowania razem z zapiętkiem, który otulał moje Achillesy, pozwoliły mi czerpać przyjemność z każdego treningu.
Faasy podczas testów przeszły (przebiegły?) wiele długich wybiegań na szosie i w lesie, 18-kilometrowy cross po górach, treningi interwałowe i tempowe, kilka spokojnych wybiegań, a na koniec start na 10km. Wszystko w przeróżnych warunkach pogodowych. Mówiąc krótko, buty dały radę! Lekka i sprężysta pianka Faas Foam+ w podeszwie zapewniła dobrą amortyzację, a relatywnie niska waga całego buta (278g) i mały drop (4mm) sprawiły, że Faasy zachowały dużo dynamiczności znanej mi z modelu 300. Osobom przyzwyczajonym do "poduszkowców" mogą wydać się nieco twarde i przez to mniej komfortowe przy dłuższych wybieganiach, ale to już trochę kwestia upodobań.
Jeżeli mam doszukiwać się negatywów, to kilka punktów zabieram jedynie za wentylację. Po prostu - w gorące dni, albo przy mocnych treningach stopy nieco się grzały. Dyskomfort nie był duży, ale jednak. Coś za coś - cholewka jest za to zrobiona bardzo porządnie i wygląda na trwałą. Do tego, choć nigdy nie zwracałem na to uwagi, but ładnie się prezentuje.
Podsumowując, Puma Faas 500v3 to dla mnie buty rewelacyjne. Zdecydowanie spełniły moje wygórowane oczekiwania i zostaną ze mną na dłużej jako główny but treningowy. Komfortowe, a przy tym dynamiczne - idealne do codziennych treningów, dłuższych wybiegań, czy na start w maratonie. Nie wykluczam, że na krótszym dystansie też dostaną swoją szansę, bo na pewno mają potencjał.
Tester: Piotr Korpak
Od około 2 lat aktywny biegacz, od roku triathlonista. Współzałożyciel serwisu Motivato. Z braku wolnego czasu stara się stawiać na jakość treningów kosztem (niestety) ilości. Podejście takie powoli przynosi efekty w postaci nowych życiówek w półmaratonie (1:26), czy maratonie (3:17). Na jesień planuje stawić czoła pełnemu dystansowi Ironman.
Marka Kalenji nie należy do drogich firm odzieży i obuwia sportowego. Nowy model butów do biegania udowadnia, że wcale nie musimy zapłacić fortuny za komfort podczas treningu. Kolejne kilometry przemierzałam z ogromną przyjemnością, choć przyznam, że na początku miałam pewne wątpliwości.
Moje pierwsze buty biegowe - jak to dumnie brzmi. Wcześniej biegałam w zwykłych "najkach", nawet nie miałam pojęcia, czy są dobrze dobrane. Jedno było pewne - są piekielnie ciężkie i noga zaczyna się w nich męczyć. Zmiana obuwia rodziła w mojej głowie wiele pytań. Przede wszystkim, jak wytrzyma to mój staw skokowy i kręgosłup. Rozglądałam się za wieloma modelami, aż w moje ręce wpadł właśnie ten - Kalenji Kiprun SD. Trenując koszykówkę, nie raz i nie dwa leżałam z obłożonymi lodem kostkami. Nowe buty miały za zadanie zminimalizować zagrożenie kolejnej kontuzji.
Producent zapewnia, że są one stworzone do krótkich dystansów, w granicach 10-15 km. Spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego - otóż są bardzo lekkie. W skład podeszwy wchodzi kauczuk, co daje nam wrażenie "płynięcia" po asfalcie. Delikatnego unoszenia się nad nim.
Jeszcze do pełnej "dziesiątki" nie dobiegłam, ale już teraz mogę powiedzieć, że ich dynamika zaspokaja moje potrzeby. Lubię, kiedy buty są "zwrotne" i pozwalają na szybkie manewrowanie podczas treningu. To już takie przyzwyczajenie, którego raczej ciężko będzie mi się pozbyć. Z wierzchu zostały pokryte siateczką z poliestru i syntetycznego materiału. To z kolei daje wrażenie biegania na boso, gdyż stopa wcale nie przegrzewa się i nie poci nadmiernie. Jak każda kobieta, zwracam też uwagę na wygląd noszonych przeze mnie rzeczy. Nie byłabym sobą, gdybym o tym nie wspomniał. Do wyboru mamy dwa warianty kolorystyczne: neonowe połączenie niebieskiego i żółtego, bądź różowego i żółtego. Wzdłuż linii szwów, pojawia się również odblaskowy, cieniutki pasek. W mojej szafie zagościła pierwsza różowa rzecz, która spisuje się naprawdę dobrze. Biorąc pod uwagę wymyślne obuwie koszykarskie, te w pełni zaspokajają moje potrzeby wyglądu wizualnego buta.
Patrząc na nie z góry mamy wrażenie, że zaprojektowano je w kształcie "ósemki". Szersze z przodu i z tyłu, a węższe w środkowej części. Dla mnie jest to rozwiązanie idealne, ponieważ mam dosyć szeroką stopę i wysokie podbicie. Mimo to, wciąż pozostaje jeszcze sporo wolnej przestrzeni w bucie. Pokonywałam różne trasy - od chodników, bo trawiaste ścieżki, aż po piasek. Za każdym razem spisywały się bardzo dobrze. Ogromny plus za amortyzację. Buty naprawdę radzą sobie bardzo dobrze w każdych warunkach. Nie raz noga omsknęła mi się na płycie chodnikowej, a buty uratowały mnie od przykrych konsekwencji mojej nieuwagi. Są dosyć miękkie, ale jednocześnie sztywne. Jak widać, w krytycznym momencie są w stanie utrzymać ciężar mojego ciała. Bieganie w nich w trakcie deszczu lub po deszczu może się okazać nie lada wyzwaniem. Nie pomoże już tutaj dobre trzymanie stopy oraz idealna przyczepność. Na mokrym asfalcie but najzwyczajniej w świecie się ślizga - raj dla amatorów łyżwiarstwa. Choć przyznam, że sam materiał sprawuje się bardzo dobrze w takich warunkach pogodowych - mokry z wierzchu, a suchy wewnątrz.
Początkowo jednak, nie polubiliśmy się. Myślałam, że źle wykonałam test mokrej stopy i jednak nie jest ona neutralna. Buty większe o ponad 0,5 cm, sznurowane ze średnią intensywnością i co? Pojawia się ból podczas biegania... Zaczynał się w śródstopiu i przypominał o każdym przebytym urazie, promieniował na cztery strony świata. Ale nie poddawałam się, dałam im kolejną szansę i kolejną. Kiedy już zrezygnowana miałam rzucić je w kąt, po tygodniu ból ustąpił, jak ręką odjął! Albo to była wina poprzedniego obuwia, albo te buty trzeba po prostu rozchodzić/rozbiegać. Ale to jednak zaważyło na mojej ocenie wygody.
Podsumowując już moje wrażenia z biegania w butach Kalenji Kiprun SD, polecam je każdemu, kto zaczyna swoją przygodę z bieganiem tak, jak ja. Na ocenę parametrów obuwia złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim pierwsze wrażenie oraz fakt, że są to moje pierwsze buty. Wybór idealny!
Testerka: Milena Majak
Biegam regularnie od marca 2014 r., 3-4 razy w tygodniu. Zaczynałam od planu treningowego dla początkujących. W przeszłości grałam w koszykówkę. Dlatego też, z przyzwyczajenia, od butów oczekuję bardzo dobrej amortyzacji, stabilizacji i "zwrotności".
W butach Kiprun MD biegam od dwóch miesięcy. To moja piąta para w trzyletniej przygodzie biegowej i bez wahania stwierdzam, że w tej niezbyt licznej hierarchii, szybko wskoczyły na fotel lidera.
Trenowałem w nich praktycznie w każdym terenie i w różnych warunkach pogodowych. Przykład? Startowałem m.in. w Biegu Konstytucji w Warszawie, podczas którego lało jak z cebra, ale mimo trudności, na przyczepność nie mogłem narzekać. Nawet pędząc w dół - dosyć stromą ulicą Myśliwiecką - ani razu nie wpadłem w poślizg.
Świetnie nadają się do treningów szybkościowych, dobrze trzymają stopę, a w palcach jest spory luz. Egzamin zdają również na dłuższych dystansach. Najwięcej jednego dnia przebiegłem w nich 20 km. W opisie producenta można przeczytać, że model ten idealnie odpowiada potrzebom osób startujących w półmaratonach, ale po długim wybieganiu nie odczuwałem żadnego dyskomfortu. Na pewno mógłbym w nich biec jeszcze dalej. Poza tym model posiada nowy system amortyzacji K-RING (drop 10 mm), który odpowiednio potrafi tłumić wstrząsy. Z pewnością znakomicie nadają się dla mężczyzn ważących poniżej 90 kg o neutralnej stopie.
Buty są bardzo wygodne. Co prawda biegałem w lżejszych modelach (ten ma 320 g), ale ciut większa waga nie przeszkadza mi w żaden sposób.
Podsumowując w Kiprun MD nie tylko przyjemnie przebiera mi się nogami, ale również często je zakładam wychodząc na dłuższy spacer czy wybierając się na rowerową przejażdżkę.
Tester: Damian Bąbol, redaktor PolskaBiega.pl
Regularnie kręcę nogami od 2012 r. Wcześniej przez kilkanaście lat trenowałem piłkę nożną. Oprócz tego uwielbiam długie wycieczki rowerowe i pływać. W przyszłym roku planuję wystartować w triathlonie. Na swoim koncie mam wiele biegów na 5 (życiówka: 20:18) i 10 km (43:12). Obecnie przygotowuję się wrześniowego Maratonu Warszawskiego.
But jest stabilny niczym egipskie piramidy, nieźle trzyma się nogi, choć mamy wrażenie, że nasz standardowy rozmiar kicksa warto w przypadku Air Max 2014 zmniejszyć o połówkę. Albo stopy nam zmalały. Do tego buty są bowiem bardzo szerokie w śródstopiu (a dokładnie od palców do środka stopy).
Nike Air Max 2014 mają bardzo fajną zaletę. Wielki, przeolbrzymi, gigantyczny wręcz system Air Max powoduje, że buty rewelacyjnie amortyzują. Naprawdę rewelacyjnie i jak już ustaliliśmy są przy tym również stabilne. Dla osób z problemami ze stawami, nieco cięższych czyli np. jednego z nas piszącego ten tekst, są praktycznie idealne.
Gorzej, bo przez wielki tunel pod stopą i filary, które muszą w jakiś sposób dawać butom i stopie stabilności, Air Max 2014 ważą więcej niż najczęściej przez nas używane buty biegowe - np. Nike Flyknit Lunar 1, Nike LunarGlide5, Nike Free 2.0, Nike Flyknit Training, ale są podobne wagą do Nike Pegasus +30 Shield.
fot. Szczepan Radzki
Kilka gram więcej nie gra jednak roli, gdy ten element zestawimy z amortyzacją, która rekompensuje kilka drobnych wad Nike Air Max 2014. Jak bardzo amortyzacja odgrywa tutaj wielką rolę i rekompensuje inne niedogodności? No cóż, piszący ten tekst ma tytan w nodze, sporo problemów z kolanami zniszczonymi graniem w kosza na asfalcie, a po bieganiu w Air Max 2014 po betonach i kostkach, nie odczuwał bólu stawów, takich jak zwykle ma to miejsce.
Nike Air Max 2014 (i wcześniej 2013) zapełnia pewną lukę. Na własne oczy widzieliśmy, że nawet obecnie, niektórzy tak kochając niezwykle popularne Air Max 1 i Air Max 90, wykorzystują te buty do biegania. Air Max 2014 wchodzi właśnie w to miejsce, dając wygląd przypominający ten klasyczny, ale technologię, dzięki, które można spokojnie biegać.
Problem? Cena. 190 Euro za wersję standardową i 250 Euro za Flyknit, to dość dużo. Nie jest to cena wygórowana, ale momentami mamy wrażenie, że żeby kupić takie kicksy trzeba brać kredyt. Tak czy inaczej, widzieliśmy oryginalne Air Max 2014 już za 520-550 złotych, co dla zwykłego zjadacza chleba (i tak nieco zamożniejszego) zaczyna być niezłą ceną.
Tester: Michał Owczarek, Szczepan Radzki, Kolekcjonerbutow.pl
Nie da się nie porównać. Nike Flyknit Lunar 2 do pierwszego modelu Nike Flyknit Lunar, bo to znakomity następca! Dwójki są prawie bliźniaczo podobne do jedynek. W czym tkwi drobna różnica? Sprawdź koniecznie!
Po krótce. Oba buty wykonane są z ultralekkiego Flyknit, oba wzmocnione są dzięki kabelkom Flywire, a podeszwa wykonana jest - jest jak pewnie się domyślacie - w technologii Lunarlon.
Obok podeszwy Free, to właśnie Lunarlon jest jedną z moich ulubionych, do tego waga samego buta jest wręcz rewelacyjna. Nie jest to co prawda to co oferuje nam model Flyknit Racer czy choćby Trainer, które są lżejsze od piórka, ale waga FL2 i ich wytrzymałość budzą podziw.
W jedynkach przebiegłem setki kilometrów, w dwójkach sporo mniej, ale opinię o bucie wyrobiłem sobie dość szybko.
Szczepan Radzki, kolekcjonerbutow.pl
Zakładam się, że czekacie na różnice pomiędzy jedynkami i dwójkami. Pierwsza, to oczywiście wygląd. Zgodnie z ostatnimi trendami w Nike przesunięto nieco znaczek w tył, powiększono go, zmieniono ułożenie nitek Flyknit i nasze biegówki wyglądają nieco inaczej niż jedynki. Ale tylko nieco, bo tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, na nodze dalej czujemy je świetnie i nie obcierają (choć ja mam zawsze problemy z Achillesem).
Podeszwa - to tutaj zaszły największe zmiany. Ten element jest nieco inaczej wyprofilowany niż w jedynkach. Wcięcia przy środku przy krawędziach podeszwy są jakby głębsze. Nike Flyknit Lunar 2 dzięki temu jakby lepiej poddają się ruchom stopy, a dodatkowo powodują, że mamy większą kontrolę podczas manewrowania. Nie ucierpiała za to stabilność. Dodatkowo wykończenia na podeszwie sprawiają wrażenie, jakby były jeszcze bardziej wytrzymałe na ścieranie niż w jedynkach.
Tester: Szczepan Radzki, Kolekcjonerbutow.pl
Stary jak węgiel. Swoje pierwsze Nike dostał od cioci z Australii. Absolutnie nie pamięta jaki to był model, ale strzela w Cortezy. Obecnie ma w szafie ponad 60 par butów, kilka zniszczonych - swego czasu po zajechaniu Nike Air Penny 1 pociął je i z jednej zrobił breloczek do kluczy, który zgubił. Butofil pierwszego rzędu, bo uważa że podobnie jak koszula/koszulka tak but całkowicie zmienia style i wygląd człowieka.
Przez blisko 7 lat związany z Gazetą Wyborczą i Sport.pl. Wcześniej współtworzył portal E-Basket.pl równolegle pracując w lokalnym oddziale Gazety Wrocławskiej, później w Tygodniku Basket, wspomagając swoimi tekstami inne portale koszykarskie czy magazyn MVP.