Fani pływania w Polsce zdecydowanie mogą pamiętać czasy kariery Karoliny Szczepaniak. To wielokrotna medalistka mistrzostw kraju, w tym trzykrotna złota w sztafecie 4x100 oraz 4x200 metrów. Reprezentowała nasz kraj na igrzyskach w Pekinie w 2008 roku (35. miejsce na 800 metrów stylem dowolnym) oraz w Londynie w 2012 roku.
Od kilku lat Szczepaniak nie bierze już udziału w klasycznej pływackiej rywalizacji, ale to absolutnie nie oznacza, że nie ma już zupełnie nic wspólnego z tym sportem. Wręcz przeciwnie. Polka aktualnie zajmuje się dokonywaniem rzeczy, które przeciętnemu człowiekowi w głowie się nie mieszczą. Raptem w czwartek 13 lutego pobiła rekord Guinnessa w pływaniu długodystansowym, przepływając aż 149 km w zaledwie 48 godzin. Z kolei latem tego roku podejmie próbę przepłynięcia Bałtyku z Czołpina do szwedzkiej Olandii (172 km). Na co dzień jest też trenerką mentalną i psychologiem sportowym.
Jednak jeszcze kilka lat temu jej życie wyglądało zupełnie inaczej. W rozmowie z portalem WP SportoweFakty 33-latka opowiedziała, że w swoim życiu przez lata walczyła z wyniszczającą anoreksją, która dewastowała ją zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Doszło nawet do tego, że została zmuszona przez trenerów do zakończenia kariery.
- Zostałam wtedy zawieszona w prawach studenta na Uniwersytecie Alabama ze względu na stan zagrożenia życia. Od władz uczelni dostałam ultimatum: albo korzystam z ich pomocy i jadę na specjalistyczne leczenie do Kolorado, albo wracam do domu. W ciągu nieco ponad roku schudłam z 63 do około 45 kilogramów. Przez dłuższy czas rygorystycznie się odchudzałam i byłam w skrajnym stadium niedożywienia. Dopiero teraz wiem, że naprawdę niewiele brakowało, bym po prostu umarła - powiedziała Karolina Szczepaniak.
Pływaczka ujawniła, że w pewnym momencie była tak niechętna jakiemukolwiek leczeniu, iż jej bliscy postanowili zastosować swego rodzaju terapię szokową. - Rodzice cały czas prosili mnie, bym poszła do szpitala, ale po jednej odmowie przyjęcia, z kolejnymi już mocno zwlekałam. Ostatecznie mama oznajmiła, że akceptuje mój wybór. Przyniosła album z trumnami i poprosiła, bym wybrała sobie jedną z nich, a ona spełni wolę po mojej śmierci - wyznała była pływaczka.
- Trafiłam na trzy miesiące do zakładu zamkniętego, gdzie współpracowałam ze specjalistami. Wtedy zorientowałam się, że moim życiem zawładnęła tylko jedna myśl: "nie jedz". Po jego opuszczeniu miałam lepsze i gorsze momenty. To właśnie wtedy dopuściłam się dwóch prób samobójczych. Być może to wynikało także z depresji. Walka o powrót do normalności trwała cztery-pięć lat. Pracowałam nad sobą, uczyłam się akceptować siebie i nie dbać o cyfry, które prawie odebrały mi życie - opowiedziała dwukrotna olimpijka.