Bartłomiej Kubkowski postawił sobie za cel stać się pierwszą osobą, która przepłynie Morze Bałtyckie w ciągu 60 godzin bez żadnej przerwy. Obowiązują do także inne zasady, między innymi zakaz korzystania z płetw czy dotykania łodzi. W zeszłym roku zrezygnował z wyzwania po 32 godzinach z powodu złych warunków atmosferycznych, w tym po 40 godzinach zatrzymały go prądy morskie.
Kubkowski podsumował tegoroczną wyprawę w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Onet. Tam zdradził, że w zasadzie od początku pojawiały się problemy. - Szczerze mówiąc, od początku byłem zmęczony tą organizacją. Byłem przebodźcowany sprawdzaniem pogody. Byłem taki wystraszony, niepewny, jakby sprawdzałem, to mówiłem: "Ja p********e, czy to jest w ogóle ten moment?" - powiedział.
Już w drugiej godzinie Polak przechodził poważny kryzys i zaczął wszystko szczegółowo analizować - ile zostało mu do przepłynięcia, jaka jest temperatura wody albo to, ile w takich warunkach jest w stanie wytrzymać jego organizm. - Pojawiało się wiele pytań i dużo negatywnego myślenia - zaznaczył.
Więcej podobnych treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Pytany o najtrudniejszy moment, 28-latek wskazał czas między drugą a ósmą godziną, gdy była już noc. Wtedy musiał zmagać się z ogromnymi trudnościami. - Bardzo mocno mną telepało, trząsłem się. Miałem dosłownie tak, że kiedy płynąłem, to nie mogłem wyprostować palców. Były podkurczone. Nie byłem w stanie ich wyprostować, bo tak mnie bolały. Stóp nie czułem od trzeciej do czwartej godziny - wyznał. Kryzys trwał do 14. godziny. - W trakcie cztery razy wymiotowałem. Bardzo bolał mnie żołądek tak jak podczas choroby - dodał.
Aby podjąć się takiego wyzwania, Kubkowski nie mógł być zdany tylko na siebie. Potrzebował wsparcia zespołu. - Dietetyk przygotował rozpiski na właśnie takie czarne godziny. Ekipa miała wszystko przygotowane, wiedzieli, co i jak robić - przyznał. Chodziło także o budowanie pozytywnego nastawienia u zawodnika. - Spisali się rewelacyjnie, potrafili w sekundę nastawić mnie na dobre tory i tak godzina po godzinie płynęliśmy coraz dalej - dodał.
Cała wyprawa miała także za cel zebranie środków na dzieci walczące z nowotworami. Wpłacono ponad 300 tys. złotych, do jest dla Kubkowskiego wielkim powodem do dumy. - Robię to wszystko przecież dla nich - podsumował.