Jeszcze miesiąc temu Otylia osiągała czasy nawet 11 sekund gorsze niż jej rekord świata, a trener Słomiński wątpił, czy w takiej formie powinna jechać w lipcu do Montrealu na mistrzostwa świata. Mówił też: "Liczę, że minimum osiągnie i zobaczymy potem, co dalej", ale również przypominał, że po sukcesie - złocie i dwóch srebrach w Atenach - Otylia zrobiła sobie długą przerwę. Potem wróciła do treningu bez przekonania. A gdy już się do niego przekonała, dopadły ją choroby.
Tymczasem w tym tygodniu nastąpiła cudowna zmiana. Otylia znów jest najszybsza na świecie na 200 m st. motylkowym. Świetnie pływała na pierwszych dwóch mityngach cyklu Mare Nostrum w Barcelonie (2.10,31), a zwłaszcza w Canet en Roussillon (2.07,90, najlepszy czas na świecie w tym sezonie).
Paweł Słomiński: Do wróżki musielibyśmy się udać.
- Cały czas powtarzałem, że to będzie dziwny rok dla Otylii. I jest dziwny. Ona nie ma podstaw treningowych tak mocnych jak zawsze. Nie dziwiłem się, że pływała wtedy wolno. Była w ciężkim treningu na tzw. długach tlenowych [duża intensywność ćwiczeń sprawia, że organizmowi nie wystarcza tlenu do pracy i w konsekwencji ulega zatruciu kwasem mlekowym - red.]. Niewytrenowany organizm Otylii reagował źle - długo dochodził do siebie. Dziesięć dni po mistrzostwach Polski do wyjazdu do Barcelony trening miał inny charakter. Tym razem był tlenowy [czyli dużo kilometrów, mniejsza intensywność - red.]. I jakoś tak dziwnie jej organizm zareagował na ten trening. Zadziałał on jak bodziec uruchamiający jakieś ukryte pokłady formy, które wyzwalały się lawinowo.
Poza tym Otylia jest rekordzistką świata i jej wynik z Canet (2.07,90) jest ponad dwie sekundy gorszy od rekordu życiowego. To oznacza, że ma największe możliwości spośród wszystkich pozostałych zawodniczek.
- Tak. Pozostałe dziewczyny nie zeszły nigdy poniżej tej bariery. Ponieważ na mistrzostwach świata nie będzie Petrii Thomas [to z Australijką Otylia walczyła w Atenach o złoto na 200 m - red.], to jeśli Otylia urwie jeszcze z 0,3-0,4 s, w Montrealu nie powinno być źle. W tym roku nie zakładaliśmy walki o złoto, raczej o medal. Tymczasem kto wie, może Otylia w Kanadzie obroni tytuł.
- Jestem zwolennikiem systematycznej pracy, więc uważam, że słabe przygotowanie może mieć złe konsekwencje. Ale przed mistrzostwami świata w Barcelonie Otylia też przeżywała huśtawkę formy, a jednak zdobyła złoty medal. Teraz trzeba bacznie się przyglądać i korygować treningi. To dla mnie niezła łamigłówka. Więc po mityngu z Canet z jednej strony się cieszę, że ma fantastyczne możliwości, a z drugiej martwię, czy aby jeszcze raz się uda. A z trzeciej strony znam ją i wiem, że jest tak ambitna, że w najważniejszym starcie pokaże charakter. Podkręcimy ją treningiem, potem odpocznie i będzie szybka.
- Nie. Otylia nie jest typem człowieka, który zgłasza się do obiecywania poprawy. Po pierwsze, w ogóle nie uzewnętrznia swoich oczekiwań, choć z pewnością ma wyznaczone cele. Po drugie, z doświadczenia wiem, że jest bardzo ambitna. Po mistrzostwach Polski, kiedy zdobyła minimum na MŚ i czuła, że na nie pojedzie, zmieniła swoje nastawienie do treningów.
- Raczej nie. To sposób przygotowania formy. I sposób na zwiększenie liczby startów. Choć wynik był niezły, nie przekonuje mnie, aby zaryzykować startem na 200 metrów sukces na koronnym dystansie 200 m motylkiem. Między pierwszym a drugim jest 15 minut przerwy. To byłby grzech pazerności.
Dziś mówię, że w Montrealu Otylia wystartuje na 100 procent tylko w jednej konkurencji - na 200 m motylkiem. Ale sytuacja jest dynamiczna. Przed miesiącem miałem wątpliwości, czy w ogóle powinna jechać do Montrealu, dziś wiadomo, że ma szansę obronić tytuł. Więc jak za miesiąc Otylia będzie superszybko pływać kraulem, to wystartuje kraulem. Wiem, że Otylię i w tej konkurencji stać na mistrzostwo świata. Wystarczyłoby trochę inaczej popłynąć niż w środę w Canet [Otylia była druga za najlepszą w tym roku Szwedką Josefin Likhage - red.].
- Rano, podczas eliminacji, wychodził z wody i podciągając się na drabince, zaczepił klatką piersiową o wystające stalowe bolce do mocowania drabiny. Skaleczył się na tyle poważnie, że trzeba było założyć osiem szwów. Po południu w wodoszczelnym opatrunku wystartował w finale na 200 delfinem i 200 kraulem. Bohater. Ale potem daliśmy mu wolne, aby rana się osuszyła.