Pływanie. T(h)orpeda znów w wodzie

- Moja walka o igrzyska może zakończyć się porażką, ale mam to gdzieś - mówi pięciokrotny mistrz olimpijski Ian Thorpe. Brzmi trochę jak Otylia Jędrzejczak, która też wraca do wielkiego sportu, licząc się z olimpijskim niepowodzeniem w Londynie

Thorpe w piątek wystartował po raz pierwszy od 2006 r., kiedy zaskakująco przerwał karierę w wieku zaledwie 24 lat. Wziął udział w mityngu Pucharu Świata w Singapurze na krótkim basenie. Australijski pływak z szóstym czasem eliminacji awansował do finału na 100 m stylem zmiennym.

W swoim wyścigu kwalifikacyjnym był drugi, uzyskując czas 56,74. Finiszował za Kolumbijczykiem Omarem Pinzonem - 55,81. Natomiast najszybszy na tym dystansie był przed południem Austriak Markus Rogan - 55,25.

- Jestem bardzo szczęśliwy, bo miło jest znów pływać i ścigać się z rywalami w zawodach. Byłem trochę zdenerwowany, ale trochę zapomniałem jak to jest w wyścigach, co dobre, a co złe. Nie mogę się już doczekać finału - skomentował swój występ 29-latek, który ostatnio rywalizował na 100 m st., zmiennym w 2003 roku, gdy zdobył srebrny medal na mistrzostwach świata.

Niemal dwumetrowy Australijczyk w Singapurze popłynie również na100 m delfinem. Wybrał te starty głównie po to, aby trudniej było porównywać obecne wyniki do jego rekordów sprzed kilku lat - to element walki psychologicznej z samym sobą i oczekiwaniami kibiców, bo przecież są one ogromne i mogą zatopić Thorpedę, jeszcze zanim odpali - tak twierdzi jego trener, znany specjalista od sprintów Giennadij Turecki.

Australijczyk na dwóch igrzyskach zdobył dziewięć medali, był też 11-krotnym mistrzem świata i 13-krotnym rekordzistą świata. Pływał jak tuńczyk: majestatyczne ruchy połączone z szybkością przemieszczania się wywoływały niezwykłe wrażenie, jakby kłócące się ze zdrowym rozsądkiem. Poruszał masową wyobraźnię nie tylko zakochanej w pływaniu i w ogóle w sporcie Australii.

Był ikoną głównie w erze przedphelpsowej, choć udało mu się pokonać Phelpsa w finale igrzysk w Atenach w 2004 r. na 200 m st. dowolnym. Wtedy fenomenalny Amerykanin po raz pierwszy występował na igrzyskach jako gwiazda, zdobył cztery złota w wyścigach indywidualnych, ale akurat na 200 m nie dał rady ani Thorpe'owi, ani Holendrowi Pieterowi van den Hoogenbandowi - wyścig nazwano wtedy Race of the Century.

Teraz również mówi się o tym, że gdy wróci i spotka się w torach z Phelpsem, rozprawi się z nim.

Ale to mrzonka. Nawet zadanie zakwalifikowania się do igrzysk w Londynie jest trudne. Trudniejsze niż u Otylii, której wystarczy "tylko" osiągnąć olimpijskie minimum. 29-letni Thorpe musi jeszcze dodatkowo pokonać kilku kolegów z reprezentacji. Zamierza to zrobić na dystansie 100 m, gdzie w Australii jest piekielna konkurencja. Schudł 10 kg, właśnie wrócił z wysokogórskiego zgrupowania w Szwajcarii, trener reprezentacji twierdzi, że wygląda fantastycznie.

Na razie jednak sam Thorpe jest cały w nerwach.

- Muszę sobie przypominać czasem, że stanę na słupku po raz pierwszy od pięciu lat. Jednego dnia myślę, że jestem najlepszy na świecie, następnego, że moja misja jest beznadziejna - powiedział na napakowanej dziennikarzami konferencji przed mityngiem, który zwykle przyciąga zaledwie garstkę zagorzałych kibiców, nie mówiąc o światowych mediach.

W wywiadzie dla BBC stwierdził coś, co mogłaby powiedzieć również Otylia, która jest w podobnej sytuacji po przerwaniu i wznowieniu kariery (tyle że jej powrót odbywa się w ciszy). - Pływanie jest za trudne, aby wrócić, nie kochając go - dodał Thorpe.

Australijczyk wystartuje również w Tokio i Pekinie. Wszystko po to, aby przygotować się do eliminacji olimpijskich w Adelajdzie w marcu, a potem do igrzysk. Podobno o powrocie zdecydowała wizyta w Londynie, wycieczka po obiektach olimpijskich, w której przewodnikiem był szef organizatorów Sebastian Coe, a zwłaszcza wyjątkowa gratka - popływanie w olimpijskim basenie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.