Alicja Tchórz. Czego mam żałować? Musimy się pokazywać i walczyć o swoje

- Walczę o prostą sprawę - żeby zamiast kolejnego odcinka serialu "Dlaczego ja" albo "Szpital" w telewizji wyemitowali zawody, niekoniecznie pływackie - mówi Alicja Tchórz. Pływaczka na jesieni wywołała burzę swoim wpisem, a potem została wicemistrzynią Europy.

Tadeusz Kądziela: Żałujesz?

Alicja Tchórz: Ale czego?

W październiku po zawodach Polskiej Ligi Pływackiej w Ciechanowie napisałaś na Facebooku, że 200 zł to uwłaczająca nagroda jak na ogólnopolskie zawody i że następnym razem poroznosisz ulotki.

- Napisałam prawdę i nie mam czego żałować. Jestem trochę wybuchowa, ale wszystko potoczyło się w miarę pozytywnie.

Były negatywne konsekwencje?

- Słowa dezaprobaty ze strony związku, wylądowałam na dywaniku u trenera kadrowego, miałam też rozmowę z prezesem. Usłyszałam: "Coś ty narobiła?!". Odebrali to jako atak na nich, a nie tak miało być.

Jak się broniłaś?

- Mówiłam to, co uważałam za słuszne: że musimy się pokazywać i walczyć o swoje. Ludzie nie zdawali sobie sprawy, ile poświęcenia, godzin, potu wymaga zaangażowanie się w sport i jak się nas wynagradza. Jestem świadoma, że działacze dostali po głowie, ale też był to chyba bodziec do zmian. Pokazałam, że moje działanie jest odbierane pozytywnie, chcę coś zrobić dla polskiego pływania. Nie wiem, czy to efekt wpisu, ale na MP w Lublinie było więcej reklam wokół basenu i więcej konkurencji sponsorowanych. O to walczę i chcę, żeby to było normą, a nie świętem. Teraz trener i prezes są już bardziej ze mną niż przeciw mnie. Wzrosło też zainteresowanie, dziennikarze pytają o następne zawody.

Dostałaś wsparcie?

- Zdecydowana większość komentarzy była pozytywna. Odezwało się do mnie wielu sportowców, np. dwukrotny olimpijczyk, wioślarz Piotr Hojka, ale też kolarze, rugbiści, triatloniści, lekkoatleci. Mówili, że borykają się z tymi samymi problemami, i jeśli tylko będzie potrzeba, to mnie wesprą.

Nawet Justyna Kowalczyk napisała: "Zdziwiło mnie to, jak mało Polacy wiedzą, na czym polega codzienność wyczynowego sportowca. () Szlag mnie trafia, gdy czytam, że sportowcy bawią się za pieniądze podatników".

- Piękne słowa, tak wybitna zawodniczka wstawiła się za mną i zaczęła tłumaczyć ludziom, o co mi właściwie chodziło. Dziękuję bardzo za wsparcie, bo jak zobaczyłam ten wpis, poczułam się zdecydowanie pewniej. Mam silną osobowość, wspiera mnie rodzina, ale miałam chwile zwątpienia, takie: "Jezu, co to się narobiło".

Była też krytyka. Windsurfer Maciej Rutkowski pisał: "Sam podejmuję decyzję, na które zawody jadę, a na które nie. I jeżeli organizator zapewnia 1 tys. euro do podziału dla 16 najlepszych, to po prostu nie jadę". Inni dodawali, że nie za wszystko i nie zawsze trzeba godnie płacić, że nie ma obowiązku pływać za 200 zł.

- Irytowały mnie takie głosy, ale nie wdawałam się w dyskusje.

Przekonałaś się, że należy walczyć o swoje?

- Zdecydowanie tak. Jeżeli nie będziemy mówili, że coś nam się nie podoba, to będzie na to takie ciche pozwolenie, akceptacja. Walczę o prostą sprawę - żeby zamiast kolejnego odcinka serialu paradokumentalnego "Dlaczego ja" albo "Szpital" w telewizji wyemitowali zawody sportowe, niekoniecznie pływackie. To przykre, że o sukcesach innych zawodników dowiaduję się, będąc na plebiscycie "Gazety Wrocławskiej". A nie zamykam się tylko na pływaniu, zawsze kibicuję Polakom. Chciałabym, żeby to było w mojej domowej telewizji, w internecie. Startowanie z orzełkiem na piersi to dla mnie zaszczyt i chciałabym, żeby te pozytywne i negatywne emocje ludzie przeżywali razem ze mną.

Najlepszą drogą są sukcesy. Choć pływasz od lat, pierwszy medal ME zdobyłaś dopiero w grudniu zeszłego roku. Od listopada poprawiłaś też trzy rekordy Polski.

- Zamieszanie po wpisie odblokowało mnie trochę psychicznie, bo myślałam o czymś innym, nie tylko o pływaniu. Jeszcze bardziej chciałam udowodnić wszystkim, że jestem coś warta. To była trampolina do tego wszystkiego. Pokazałam w końcu, że potrafię.

Przed tobą drugie w karierze igrzyska. Cel na Rio?

- Przede wszystkim rekordy życiowe, a jak będę je bić, to będą atrakcyjne miejsca, bo to są aktualne rekordy Polski. Ale najpierw muszę wyzdrowieć i nadrobić stracone treningi. Miałam anginę, potem zapalenie jamy ustnej.

Twój najlepszy wynik na MŚ to 10. miejsce, więc finał jest realny?

- Oczywiście. Marzy mi się medal, jakby się nie marzyło, toby się nie miało motywacji do pracy. Rywalki nie śpią i pewnie nie chorują, ale udowodniłam sobie ostatnio, że mogę rywalizować z najlepszymi.

Jak się przygotowujesz do igrzysk?

- Wybrałam plan opracowany i proponowany przez związek, ponieważ obfituje w wiele zgrupowań na 50-metrowej pływalni, do której nie mam dostępu na co dzień, gdy trenuję w MKS-ie Juvenia Wrocław. Klub istnieje 70 lat, ale nie ma własnych obiektów i musi je wynajmować odpłatnie.

Z czego się utrzymujesz?

- Głównie ze stypendiów: uczelnianego, ministerialnego, marszałkowskiego i miejskiego. Bardzo pomagają mi również rodzice.

Stypendia dają chyba więcej niż słynne 200 zł?

- Trochę więcej. Nie są to kosmiczne kwoty, ale jako oszczędna Wielkopolanka daję sobie radę. Na dodatek takie rzeczy jak odżywki w większości zabezpieczają związek, klub, a od niedawna także pozyskani sponsorzy. Grupa Astra Plus opłaciła wyjazd na MP - transport, noclegi. Do tego zaczynamy współpracę sprzętową z firmą Head.

Studiujesz dziennie.

- Tak, zarządzanie i inżynierię produkcji na Uniwersytecie Ekonomicznym. Tytuł inżyniera obroniłam w zeszłym roku, w pracy dyplomowej opisałam strukturę działania Juvenii jako firmy. Teraz jestem na studiach magisterskich, radzę sobie, choć lekko nie jest. Zawsze chciałam udowodnić, że da się skończyć studia i trenować. Powoli się udaje.

Chcesz walczyć o medal w Rio. Może lepiej było wziąć dziekankę?

- Wzięłam, ale z możliwością zaliczeń. Połowę przedmiotów zaliczę w przyszłym roku, bo inaczej musiałabym się bronić już w czerwcu. To by było już ponad moje siły i jak rok odczekam, to nic nie stracę, bo i tak rok wcześniej poszłam do szkoły. A nie chciałam tak całkiem rezygnować, żeby ten mózg czasem sobie odpoczął i pomyślał o czymś innym.

Jesteś multimedalistką mistrzostw Polski. Międzynarodowych sukcesów nie byłoby więcej, gdybyś pływała tylko grzbietem?

- Mamy taki model treningu, że dużo pływamy stylem zmiennym. Odpowiada mi to, bo nie jest nudno. Jak mam przez pięć kilometrów płynąć kraulem, trafia mnie szlag. No i przez to, że trenuję różne style, później mogę też startować nie tylko w grzbietowym. Ale w roku olimpijskim przygotowuję się do konkretnych dystansów właśnie grzbietem.

Ostatnie sukcesy to mężczyźni: Paweł Korzeniowski, Radosław Kawęcki, Konrad Czerniak. Czemu kobiety są słabsze?

- Po zakończeniu kariery przez Otylię Jędrzejczak nastała dominacja mężczyzn, bo oni cały czas mieli wewnętrzną rywalizację. U kobiet była zdecydowanie mniejsza, często po zdobyciu medalu MP trochę spoczywałyśmy na laurach zadowolone, że jesteśmy najlepsze w kraju. Odkąd poziom kobiecego pływania się podniósł i o medal trzeba walczyć, od razu pokazujemy, że można rywalizować międzynarodowo.

Musiałaś dojrzeć, by sukcesy w kraju przestały ci wystarczać?

- Coś takiego. W pływaniu kobiecym jest parę dystansów, na których - nie chcę użyć słowa "łatwo", bo to źle zabrzmi, ale w porównaniu z mężczyznami - dużo prościej zdobyć medal MP. U mężczyzn często pierwsza piątka mieści się w sekundzie, więc rywalizacja jest dużo większa.

Wozniacki, Vonn i Rousey mają na sobie tylko farbki! [SPORTS ILLUSTRATED]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA