Jędrzejczak: Czujemy, że nie wolno nam mówić o tragediach

Życie sportowca nie jest tak ?cukierkowe", jak nam się wszystkim wydaje, a problem depresji wśród sportowców nie jest nowy - mówi pływaczka Otylia Jędrzejczak, była mistrzyni olimpijska, świata i Europy

Łukasz Jachimiak: Jak pani odebrała wywiad Pawła Wilkowicza z Justyną Kowalczyk, w którym mistrzyni opowiedziała o swej osobistej tragedii i depresji, na którą cierpi?

Otylia Jędrzejczak: Nie chcę się wypowiadać na temat Justyny, ponieważ za bardzo ją lubię i szanuję. Życie sportowca nie jest tak "cukierkowe", jak nam się wszystkim wydaje, a problem depresji wśród sportowców nie jest nowy i dziwi mnie, że media dopiero teraz go zauważyły. Problem psychiki sportowca, który zbliża się do końca kariery i musi znaleźć sobie nowe życie, nie jest świeży. Właśnie piszę pracę dyplomową, w której badam, jak zawodnicy przygotowują się do zakończenia kariery, jak przebiega ich czas przejścia do normalnego życia. Niestety, większość w pierwszym roku po takiej zmianie cierpi na depresję.

Zgoda, za mało uwagi poświęcamy gwiazdom sportu, które odchodzą, za szybko koncentrujemy się na nowych bohaterach. Ale problem Justyny Kowalczyk jest większy, bardziej złożony. Ona cierpi przede wszystkim z powodu utraty dziecka, dramatu w życiu osobistym. Jak możemy pomagać wielkim sportowcom, którzy znajdują się w tak trudnych sytuacjach?

- Każdy sportowiec ma jakąś historię, żaden nie żyje tylko dźwiganiem, skakaniem, pływaniem, bieganiem itd. Funkcjonujemy też w rodzinach albo samotnie i radzimy sobie z przeróżnymi tragediami. Ale czujemy, że nie wolno nam o tym mówić, bo skarżąc się, pokazywalibyśmy swoją słabość. Przez całą karierę jesteśmy uczeni, że mamy sobie radzić z tym, co trudne, czasem taka mydlana bańka pęka. U jednego cicho, w jego czterech ścianach, a u drugiego głośniej, bo jest bardziej popularny. Moim marzeniem jest stworzenie programu "kariera po karierze sportowej". Pracuję nad nim, chcę, żeby zawodnicy otrzymywali wsparcie już w czasie kariery, co później pozwoliłoby im łatwiej przejść do normalnego życia i radzić sobie wtedy, kiedy już odwraca się od niego związek, kiedy zapominają kibice i dziennikarze. Są przykłady sportowców na całym świecie, którzy po zakończeniu kariery popadali w alkoholizm, lądowali w szpitalach psychiatrycznych. Może taki program coś zmieni.

Może pani powiedzieć, patrząc na swoją karierę, jaką zapłaciła pani cenę za wszystkie medale i rekordy?

- Dla mnie rok 2014 to czas zakończenia kariery, dlatego we czwartek byłam żegnana przez Polski Związek Pływacki. Ta uroczystość odbyła się w 25-lecie mojej przygody ze sportem. Na swojej drodze miałam wzloty i upadki, niektóre osoby były ze mną zawsze, ale większość na doskok. Ci przyjaciele na "zawsze" są niezwykle istotni. Sportowiec przez lata żyje trochę z klapkami na oczach, widzi tylko cel, za którym goni, podporządkowuje temu wszystko, bo tego wymagają od niego związek, społeczeństwo, bo do tego pcha go presja, którą nakłada sobie sam i której dokładają mu inni. To, za czym się tak goni, nadaje sens całemu życiu. I kiedy nagle przychodzą chociaż dwa miesiące przerwy, to uświadamiasz sobie, że bez tego pędu żyje się trudniej. A gdy on wraca, to znów zastanawiasz się, czy to na pewno daje ci szczęście.

W którymś momencie swojej kariery poczuła pani to, o czym mówi Justyna - że forma, trening, walka z rywalkami są nieważne wobec faktu, że spędzając po 300 dni w roku w ciągłych rozjazdach, nie ma życia osobistego?

- Każda kobieta, która w sporcie dotrze na szczyt, w końcu to poczuje. Mężczyznom jest trochę łatwiej. Mężczyzna spotka kobietę, która urodzi mu dziecko i da rodzinę. Taka rodzina czeka na niego w domu. Kobieta pracując na sukces w sporcie, często przegapia najlepszy moment na urodzenie dziecka, czasami natura nie pozwala jej go mieć, bo organizm nie jest na to gotowy, jest w zbyt ciężkim treningu. Siłą kobiet jest jednak umiejętność pokonywania przeszkód i coraz więcej zawodniczek wraca do sportu po urodzeniu dziecka.

Psycholog polskiej kadry olimpijskiej dr Marek Graczyk po przeczytaniu wywiadu z Justyną stwierdził, że trudno w jej wypowiedziach znaleźć nadzieję. W czym szukać jej u zawodniczki po takich życiowych zawirowaniach?

- Bardzo mi przykro, że psycholog sportu powiedział takie słowa. Ja cały ten wywiad odbieram zupełnie inaczej. Uważam, że jeżeli Justyna odważyła się to wszystko opowiedzieć, to znaczy, że akceptuje swoją sytuację i chce walczyć. Społeczeństwo ma szansę zrozumieć, że sportowiec to też człowiek, że to nie maszyna do zdobywania medali, że to nie osoba bez emocji. My kształtujemy swój charakter tak, że ciężko nas złamać, zawsze walczymy do końca, nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Jesteśmy silni, ale też w swoich domach płaczemy w poduszkę.

A dlaczego sportowiec, który mówi, że sport już go nie cieszy jak dawniej, w momencie największego osobistego kryzysu idzie właśnie w sport? Pani też wróciła do pływania, po swojej osobistej tragedii. Dlaczego?

- Warto przeczytać książkę Andre Agassiego, żeby zobaczyć, jak człowiek, który wygrywał największe tenisowe turnieje, nienawidził tenisa. Życie sportowca polega na tym, że ma on cele długoterminowe jak igrzyska olimpijskie i krótkoterminowe, którymi są poszczególne lata i imprezy, jakie się w nich odbywają. Cele krótkoterminowe są o tyle istotne, że pozwalają mieć spokojną głowę do przygotowań na następny rok. Ale pełnego spokoju sportowiec nie ma nigdy, bo jeśli nie wyjdzie mu sezon, straci finansowanie i możliwość przygotowania do kolejnej imprezy. Sportowiec jest więc przyzwyczajony do tego, że cały czas musi walczyć. W momencie największego kryzysu ta potrzeba się odzywa. Odzywa się nawet, jeśli ostatnio nie doprowadziła do sukcesu albo zmęczyła tak bardzo, że zwycięstwo nie cieszyło już jak dawniej.

Justyna twierdzi, że sport daje coś pewnego, bo jeśli sumiennie w nim pracujesz, to osiągniesz wynik, natomiast w życiu ta zasada nie obowiązuje. Pani widzi to podobnie?

- Zależy od dyscypliny, dużo jest takich, w których kilkadziesiąt osób prezentuje zbliżony poziom, pracuje podobnie intensywnie, a o zwycięstwach i porażkach decydują ułamki sekund. Sport potrafi rozczarowywać tak samo jak życie. Moim zdaniem sport i biznes są jego odbiciem. Chcąc coś osiągnąć, musisz do tego dążyć konsekwentnie, z determinacją, a dobrego efektu końcowego nie możesz być pewny. Ale w tym podobieństwie jest coś optymistycznego. Sportowiec przegrywając, rzadko się poddaje, idzie dalej, cechuje go siła. Jednak tak jak w drodze do mistrzostwa towarzyszą mu inni ludzie, tak samo w życiu potrzebujemy tej pomocnej dłoni, kogoś kto jest zawsze bez względu na wszystko...

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.