Premier League. Dużo funtów, mało Sterlingów. Transfer Raheema Sterlinga

W latach parzystych zapaść angielskiego futbolu pokazują klęski reprezentacji na wielkich turniejach. W tym roku uosabia ją Raheem Sterling, za którego Manchester City zapłacił 49 mln funtów.

Ten transfer musiał się zdarzyć, choć Liverpool bardzo chciał 20-letniego skrzydłowego zatrzymać i oferował mu blisko trzykrotną podwyżkę - do 100 tys. funtów tygodniowo. Sterling musiał kosztować dużo, choć w futbolu nie zdobył nic, jego indywidualne sukcesy kończą się na nagrodzie dla najlepszego młodzieżowca w Europie 2014 r. Musiał, bo takie są przepisy, a dobry angielski gracz to rarytas.

Ten refren wyspiarze powtarzają po każdym przegranym wielkim turnieju: młodzi tubylcy nie mogą się rozwijać, bo miejsce blokują im obcokrajowcy. A skoro nie mogą się rozwijać, to jest ich mało. A skoro jest ich mało, to selekcjoner ma mały wybór. A skoro ma mały wybór, to reprezentacja cierpi.

Angielska federacja próbuje rozwiązać problem decyzjami administracyjnymi, wymaga, by w 25-osobowej kadrze zgłoszonej do Premier League było ośmiu zawodników wychowanych na Wyspach. Jeśli jest ich mniej, ograniczona jest także liczba obcokrajowców - w poprzednim sezonie Chelsea zgłosiła do rozgrywek tylko 20 zawodników. Za wychowanków uznaje się piłkarzy, którzy trenowali w wyspiarskim klubie co najmniej trzy lata w wieku 15-21 lat. Według przepisów Wojciech Szczęsny jest zatem wychowankiem Arsenalu. Ważne też jest to, że do 25-osobowej kadry wliczają się tylko piłkarze mający więcej niż 21 lat. Limitu dla młodszych nie ma, niezależnie od narodowości.

To wszystko jednak leczenie skutków, a nie przyczyn. Prawdziwym problemem jest bowiem szkolenie - od lat zaniedbywane. Nie chodzi o wielkie kluby, ale o przedszkola. Trenerów pracujących z dziećmi jest mało, odstraszają ich niskie zarobki. W Niemczech zarabiają ok. 40 tys. euro rocznie, w Anglii - 22 tys. I w Niemczech 28,5 tys. szkoleniowców ma licencję UEFA B, w Anglii - 1,7 tys. Brakuje także obiektów treningowych, w ankiecie przeprowadzonej przez federację aż 84 proc. trenerów dzieci lamentuje, że ich największym problemem jest stan boisk.

Taki system znakomitych piłkarzy może kształcić tylko przypadkiem. I w ostatnich czterech latach na nominację do Złotej Piłki - co roku FIFA honoruje 23 piłkarzy - zasłużył tylko jeden Anglik - Wayne Rooney. Trudno się dziwić, że tubylców w Premier League jest coraz mniej. Ale skoro federacja wymaga, to kluby muszą zatrudniać Anglików, nawet jeśli są gorsi od przybyszów z innych krajów. Tych grających na najwyższym poziomie jest mało, więc ceny osiągają niewyobrażalne rozmiary.

Prowadzi to do kuriozalnych sytuacji, w których miliony funtów są wyrzucane na angielskich przeciętniaków. W ostatnich latach Manchester City sprowadził Joleona Lescotta (22 mln), Jacka Rodwella (12 mln), Adama Johnsona (7 mln) i Scotta Sinclaira (6,2 mln). Żaden Etihad Stadium nie podbił, żadnego już w klubie nie ma.

Problem jednak pozostał - City zatrudnia dziś tylko trzech zawodników wychowanych na Wyspach - dlatego transfer Sterlinga musiał się zdarzyć. Nowy skrzydłowy nie zostanie czwartym, bo 21 lat skończy dopiero w grudniu, ale to zakup na przyszłość. Władze federacji chcą bowiem śrubować limity, tak by w 2020 r. kluby Premier League miały w kadrze po 12 wychowanków.

W takich okolicznościach angielscy piłkarze czują się jak półbogowie. Choć daleko im do najlepszych, żądają pensji na poziomie światowej czołówki. To oni stawiają warunki. Sterling zarabiał w Liverpoolu 35 tys. funtów tygodniowo, odrzucił 100 tys., bo wiedział, że City da więcej. Mógł niedawno obwieścić klubowi z Anfield, że nie pojedzie na przedsezonowe tournée; że nie chce pracować z trenerem Brendanem Rodgersem; że nie przyjdzie na trening, bo czuje się chory. Nie zawiódł się, w City dostanie 185 tys. tygodniowo.

Niewykluczone oczywiście, że Sterling wyrośnie na lidera Manchesteru City. Talentu odmówić mu nie sposób, w Liverpoolu zagrał 129 meczów, z reprezentacją pojechał na mundial w 2014 r. Ale dziś klub bardziej płaci za jego potencjał niż za klasę.

To w tej transakcji wyjątkowe - 49 mln funtów (69 mln euro) zapłacone za Sterlinga daje mu siódme miejsce na liście największych transferów w historii. Inni piłkarze z pierwszej dziesiątki odchodzili za rekordowe kwoty po wygraniu Ligi Mistrzów (Ronaldo, Di Maria), złotych medalach mistrzostw świata i Europy (Zidane), Złotej Piłce (Kaká), podbiciu mundialu (James Rodriguez), nagrodzie dla najlepszego gracza Premier League (Bale, Suárez), tytule najlepszego strzelca ligi włoskiej (Ibrahimović, Cavani). Gracze spoza Wysp musieli się nieźle napocić, by zasłużyć na wielki transfer, Anglikowi wystarczyło naprawdę niewiele.

System stworzony przez Premier League i angielską federację się jednak nie załamie, bo wszyscy na nim zarabiają. Telewizje zapłaciły niedawno rekordowe 5,1 mld za trzyletnie prawa do pokazywania ligi angielskiej, rosną dochody klubów, pensje piłkarzy i prowizje agentów. Tylko na boiskach jest coraz gorzej. Od 2013 r. do półfinału Ligi Mistrzów dotarł tylko jeden reprezentant Premier League, w ubiegłym sezonie pierwszy raz od ponad dwóch dekad żaden angielski klub nie awansował do ćwierćfinału europejskiego pucharu. Pytanie, czy sytuacja się poprawi, jeśli federacja będzie wymuszała transfery przeciętnych angielskich piłkarzy za dziesiątki milionów funtów szterlingów.

Zobacz wideo

Milik zastąpił Lewandowskiego. W Australii na FIFA 16 jest kobieta [OKŁADKI]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA