Polski futbol kończy z antyintelektualnym podejściem

Wszystkie pomysły PZPN oceniam zgodnie z własnym rozsądkiem - bardzo podoba mi się Letnia Akademia Młodych Orłów, ale za pozbawioną większego sensu uważam Akademię Młodych Orłów. W przeszłości nie zapisałem się do żadnej grupy: pro-Bońkowej, ani anty-Bońkowej, więc nic nie zakładam z góry, każdy projekt oceniam osobno. Z takim nastawieniem poszedłem na środową konferencję PZPN, na której opublikowano Narodowy Model Gry oraz Pro Junior System. - pisze na swoim blogu Przemysław Zych, dziennikarz Gazety Wyborczej i Sport.pl.

I kurcze, wiecie co? Jestem zbudowany tym spotkaniem. Dziwne uczucie, może byłem nawet... dumny z polskiej piłki? Spodziewałem się zwykłej konferencji, jak to zwykle bywało w przypadku tak niszowych spraw jak szkolenie młodzieży. Kilkunastu dziennikarzy, między nimi Janusz Basałaj, znacie ten klimat, albo możecie sobie wyobrazić. Na scenie stypa. Nie zdawałem sobie sprawy z tak ogromnej liczby gości, zaproszenia ministra sportu, byłych selekcjonerów. Z wciągnięcia flagi z napisem "szkolenia młodzieży" tak wysoko na maszt. Skala tego wydarzenia mnie zaskoczyła, ja przecież - cholera jasna, co za wstyd - przyszedłem na tę imprezę w trampkach!

I po wszystkim pomyślałem sobie, że moja misja dziennikarska właśnie dobiegła końca. Przez osiem sezonów systematycznie dwa-trzy razy w miesiącu, a nie tylko po porażkach na wielkich turniejach, poruszałem temat szkolenia młodzieży. Na tyle, na ile mogłem w mniej lub bardziej rozsądnych tyradach. Próbowałem pomóc wynieść dyskusję na inny poziom, co od lat było moją największą ambicją, w zasadzie utrzymującą mnie w tym zawodzie. Dziś widzę, że wszyscy poruszyliśmy lawinę, której, tak sądzę, nic już nie zatrzyma. Flaga z napisem "szkolenie młodzieży" nie zjedzie.

Możecie sobie pomyśleć: "Ej, co on pierniczy. Ogłosili NMG i on mówi o lawinie?" Ale jest wiele składowych mojego optymizmu, nie zaczynają się i nie kończą na wczorajszym spotkaniu. O nich wszystkich tutaj opowiem.

Zacznę od Zbigniewa Bońka. Po środowej konferencji pomyślałem, że przez całe lata z jednej strony byliśmy my - kontestatorzy rzeczywistości, krytycy polskiej piłki. Kibicowaliśmy jej, chociaż najczęściej słyszeliśmy o aferach i oglądaliśmy przerypane w głupi sposób mecze. Z drugiej - pokolenie Antoniego Piechniczka, które jak bastionu broniło "polskiej myśli szkoleniowej". To ta generacja dwukrotnie za komuny dała Polsce trzecie miejsce na mistrzostwach świata, co wyposażyło ją w pokłady wiary we własną nieomylność, przeradzającą się w butę i lekceważenie światowych trendów. Nie było nic pośrodku. Gdy w środę związek ogłaszał wprowadzenie Narodowego Modelu Gry i systemu Pro Junior System miałem wrażenie, że prezes PZPN Zbigniew Boniek wreszcie był osobą, która łączy obie generacje i ich potrzeby.

Kiedyś prezes Boniek zwrócił mi uwagę, gdy napisałem na Twitterze, że "naprawą polskiej piłki zajmą się Belgowie" (chodziło o audytorów z firmy Double Pass). On uważa, że "polską piłkę trzeba ulepszać", ale nie "naprawiać". Drobny szczegół, dla niego ważny. Większość mojego zmęczonego porażkami pokolenia nie będzie bawiła się w subtelności. Powie, że trzeba ją zaorać i zacząć od początku.

Dlatego gdy otworzyłem podręcznik NMG od razu zwróciłem uwagę, że we wstępniaku prezes PZPN zakomunikował potrzebę tworzenia "jeszcze większej liczby piłkarzy, radzących sobie w najmocniejszych klubach świata". Wcześniej, pod naporem mediów, prezes Boniek skłaniał się raczej ku tezom, że realnym problemem nie jest szkolenie, ale brak wystarczających pieniędzy w lidze polskiej, dzięki którym można na dłużej zatrzymać w ekstraklasie najzdolniejszych - Milików, Zielińskich, Wolskich. Zgodzę się, że w takiej sytuacji, dzięki kilkunastu dobrym piłkarzom, zamiast 18-20. pozycji okupowalibyśmy może 14-15. miejsce w rankingu UEFA, ale zapewne wciąż bylibyśmy niżej niż Czesi. Oni masowo eksportują najlepszych, a i tak zawodnicy pozostali w kraju wystarczą im na 13. miejsce oraz Spartę Praga w ćwierćfinale obecnej edycji Ligi Europy (warto tutaj odświeżyć słowa skauta Borussii Dortmund Artura Płatka: "Rodzą się u nas wybitne jednostki, natomiast klasa średnia jest słabej jakości. Nikt nie napiera na tych z największym potencjałem. Czesi i Słowacy mają więcej średniaków").

Mam wrażenie, że prezes Boniek nieco się ugiął, zmienił swoje przekonania, które na pewno wynikają z jego przeżyć. Opuścił przyzwyczajenia swojego złotego pokolenia, spojrzał na świat również naszymi oczami. I dzięki temu wygrał. Upubliczniając Narodowy Model Gry i system Pro Junior System przyznał, że dziś sukcesy w europejskiej piłce można osiągać tylko dzięki intelektualnemu i metodycznemu podejściu do futbolu, przeszczepieniu niektórych zagranicznych wzorców i zmutowaniu ich z polskim DNA, o co dopominaliśmy się od lat.

Dziś nie jest ważne, że NMG został opublikowany dopiero 3,5 roku po rozpoczęciu kadencji Zbigniewa Bońka. Nie jest ważne, że przychodził do PZPN bez pomysłu na szkolenie i ten tworzył się dopiero w trakcie jego kadencji. Nie jest też ważne, jak wielki wpływ mają zbliżające się wybory oraz rosnąca opozycja, na jego decyzję, aby ruszyć z konta solidne związkowe oszczędności (ponoć ponad 100 mln zł) i co rok przeznaczać 10 mln na zachęty dla klubów (w sierpniu w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówił jeszcze: "Nie jesteśmy dobrym wujkiem z Ameryki, który rozdaje pieniądze"). Nie jest ważne, bo mógł przecież przeznaczyć je na zakup 1100 butelek wódki dla lokalnych działaczy, jak niedawno zdarzyło się w Warmińsko-Mazurskim Związku Piłki Nożnej. Uważacie, że kupuje w ten sposób kluby? To w takim razie ja uważam, że jest to najlepszy sposób, aby je kupić. Natomiast samo tworzenie NMG zostało zainicjowane około dwa lata temu, a sam prezes mówił o nim dziennikarzom na spotkaniu, które w lutym 2015 r. - nie było wtedy mowy o żadnej zwartej opozycji - nieświadomie zainicjowałem w PZPN.

"Nie jest tak, że Anglicy nie zauważają swoich słabości. Oni po prostu chełpią się antyintelektualnym podejściem do futbolu" - czytałem w ostatnich dniach w artykule Michała Szadkowskiego z drugiej Kopalni o pomysłach Anglików na naprawę ich piłki. Przeglądałem się w co drugim zdaniu i widziałem Polskę oraz pokolenie, które w zupełnie innych czasach, jakby gdzieś w odmiennej galaktyce, doszło do 3. miejsca na świecie i uznało, że na tym koniec podążania za trendami. Jestem tak zbudowany tą konferencją, bo mam wrażenie, że Polska właśnie zaczyna przykładać do futbolu takie intelektualne, naukowe, metodyczne podejście.

Bardzo podobał mi się komentarz do wczorajszych zdarzeń dziennikarza politycznego, Michała Majewskiego.

Trochę się u nas pozmieniało...

Aktywność Bońka to jedno. Ale od 10 miesięcy prezesem Ekstraklasy SA jest Dariusz Marzec. Nie wiem, skąd oni go wytrzasnęli, ale przez wszystkie poprzednie lata nie widziałem nikogo, kto tyle uwagi i w tak skrupulatny sposób poświęcałby walce o to, aby produkować lepszych piłkarzy. Zastanawiałem się nawet nad tym, skąd wynika jego zaangażowanie. Czemu ten cel jest tak wysoko na liście jego priorytetów (może najwyżej?). Niby cel naturalny, ale przez tyle lat byliśmy przyzwyczajeni do czegoś innego. Czy to wielkie kluby: Legia i Lech uznały, że jedynie lepsza konkurencja może wpłynąć na ich siłę ("im lepsza Pogoń, Łęczna i Górnik, tym my będziemy lepsi"), stąd lansowały takie rozwiązania? Wpływ na aktywność Marca mają jego własne upodobania, widać, że czuje temat. O jego intencjach zdołałem się upewnić w wielu rozmowach.

Idę dalej. Nie wiem, skąd rząd wyciągnął nowego ministra sportu, ale to nie jest królik z kapelusza. Słucham go uważnie i na razie nie słyszę ani jednej fałszywej nuty. W niedawnej audycji Przemka Iwańczyka w TOK FM słyszałem, jak ten były junior piłkarskiego Rozwoju Katowic i lekkoatleta, detalicznie podchodzi do sportu (pozytywnie zaskoczył mnie m.in. taką obserwacją: "większość polskich piłkarzy ma problem z bieganiem, z koordynacją"). Gdy wystąpił na środowej konferencji PZPN powiedział tak: "Piłka nożna to sport, w którym gra się umysłem. Jeśli nie zadbamy o sposób funkcjonowania, o pewien model gry, to w sporcie wyczynowym napotkamy na turbulencje".

Do tego zdarzają się już tacy właściciele jak Dariusz Mioduski, który w lutym br. komunikując budowę akademii Legii w Grodzisku Mazowieckim, wypowiedział się tak:

"Najwyższy czas, by myśleć nie tylko o zapewnieniu odpowiedniej infrastruktury, ale też zacząć przygotowywać ludzi, którzy będą zarządzać całym procesem szkolenia. Już nie jesteśmy na etapie, że możemy małymi kroczkami dojść do jakiegoś poziomu. Teraz już musimy biec za Europą, gonić ją, i to sprintem, bo ta w kwestii szkolenia młodzieży coraz mocniej nam ucieka. I nie mam tu na myśli takich krajów, jak Niemcy, Holandia, Belgia, Portugalia czy Anglia, ale też Szwajcaria, Austria czy kraje Skandynawskie."

"Powstać ma szkoła - gimnazjum i liceum oraz bursa, a także tzw. część badawczo-rozwojowa, w której realizowane będą projekty związane z technologią w sporcie - rehabilitacją, żywieniem, itd. Chcemy też stworzyć możliwość rozwoju tzw. start-upom, czyli innowacyjnym firmom rozkręcanym najczęściej przez młodych ludzi".

Chcecie jeszcze raz?

Część badawczo-rozwojowa. Chcemy stworzyć możliwość rozwoju start-upom.

Absolutny szok przeżyliby nagle przeniesieni do 2016 roku dziennikarze, którzy na początku wieku we wronieckiej Borowiance całowali pierścień "Fryzjera".

Uszczypnijcie mnie, polski futbol kończy z antyintelektualnym podejściem.

Lawina ruszyła, powinna tylko rosnąc. Mam nadzieje, że dzięki niej za 12-15 lat - zapewne już nie na trybunie dziennikarskiej - będę cieszył się z 10.-12. ligi w Europie. Z Legii Warszawa, Lecha Poznań, Wisły Kraków, Lechii Gdańsk, Śląska Wrocław tak silnych jak Anderlecht Bruksela, Club Brugge, Standard Liege, Racing Genk i Gent. Takie mam teraz marzenie.

Jeszcze kilka luźnych wniosków po środowym wydarzeniu:

1. Mimo upływu lat panowie Jacek Gmoch i Antoni Piechniczek chcieliby dalej rozgrywać w polskiej piłce. Po tym, gdy dorwali się do mikrofonu (Gmoch)/poprosili o mikrofon (Piechniczek), większość mogła odebrać ich wystąpienie, jako próbę zwrócenia na siebie uwagi. Czuć było żal, że nie uczestniczyli w większym stopniu przy tworzeniu NMG, ewentualnie że w panelu dyskusyjnym nie znalazło się dla nich miejsce, a zmieszczono tam dziennikarza Sport.pl Michała Zachodnego (bardzo dobry ruch). Zwrócono mi też na uwagę na zachowanie m.in. Jerzego Engela, który w trakcie prezentacji opuszczał salę, jakby chcąc kontestować zmiany wprowadzane bez niego. Zastanawia mnie też fakt, że głos z sali zabrali tylko trenerzy odnoszący sukcesy w latach 60., 70. i 80. Czy nie świadczy to o tym, że mamy do czynienia z jakąś wyrwą pokoleniową? Z brakiem autorytetów wśród trenerów?

2. Jakość ćwiczeń proponowanych w NMG ocenią trenerzy. Natomiast dochodzę do wniosku, że w NMG brakuje przedstawienia jednego-dwóch modelowych polskich piłkarzy, którzy mają stanowić wzór dla trenerów. No bo tak naprawdę, jaki ma być ten polski piłkarz? Może takie postaci uda się wypromować, gdy PZPN będzie wydawał następne publikacje, dotyczące już konkretnych pozycji.

3. Zabrakło mi przedstawienia wyraźnego kierunku, w którym chce podążać polska piłka. Słyszeliśmy, że nasze 4-3-3 od belgijskiego będzie różnić faza kontrataku, tak abyśmy nie zgubili naszej narodowej cechy. Ale co z atakiem pozycyjnym?

4. Bardzo podobało mi się, że po zeskanowania kodu w książce NMG trenerzy mogą obejrzeć w telefonie komórkowym proponowane treningi. Nie zostaną tylko na papierze. Marcin Dorna mówił, że na razie nagrano ich kilkanaście. Kolejne wkrótce.

5. Bardzo podoba mi się, że wszyscy od razu deklarują chęć ulepszania tego podstawowego modelu. Dan Ashworth, dyrektor sportowy angielskiego federacji, która też wreszcie stworzyła swój model gry, powiedział kiedyś, że takie dzieło staje się nieważne w momencie publikacji. NMG trzeba cały czas udoskonalać.

6. Sporo osób zwraca uwagę na dystrybucję. PZPN chce wdrażać model na kursach trenerskich. Rozumiem ograniczenia - ludzkie (Marcina Dorny nie sklonują) i finansowe, ale może dobrym pomysłem jest rozwiązanie niemieckie - zapakowanie do auta związkowych trenerów, sprzętu, przyklejenie logo PZPN i cykliczne odwiedzanie trenerów w terenie? Kiedyś o podobnym rozwiązaniu w Holandii opowiadał mi Stan Valckx, tam też, raz w miesiącu, związkowi trenerzy odwiedzają kluby.

7. Mniej istotna uwaga, ale nie warto przesadzać z PR-em. W trakcie prezentacji na jednym ze slajdów pokazano atrakcyjnie wyglądającą mapę Polski z zaznaczonymi ośrodkami PZPN, w których szkoli się młodzież. Na mapie umieszczono wszystkie tzw. Gimnazjalne/Wojewódzkie Ośrodki Szkolenia Sportowego Młodzieży (GOSSM), ośrodki Akademii Młodych Orłow (AMO) oraz Letniej Akademii Młodych Orłów (LAMO). Wszystko to wygląda cholernie atrakcyjnie, ale realia są takie, że GOSSM-y szkolą bardzo różnie, część dobrze, a część kiepsko, trenują tam najczęściej juniorzy drugiego i trzeciego sortu. O tym jak wygląda rzeczywistość w tym projekcie, a także w AMO i LAMO, możecie poczytać tutaj.

8. Pozostaje we mnie wątpliwość, czy obrażone kluby ekstraklasy - niedawno rozpoczęła się bezsensowna wojenka ekstrakalsy z PZPN - zechcą wprowadzać NMG. I czy NMG nie stanie się Federacyjnym Modelem Gry, stosowanym sporadycznie jedynie w niższych klasach. Mam nadzieję, że nie, szkoda byłoby pracy tylu osób. Pisałem o tym miesiąc temu tutaj.

9. Podoba mi się system Pro Junior System i widzę spore korzyści, szczególnie dla klubów z I i II ligi. Może tylko nieszczęśliwe jest całkowite pozbawianie premii klubów, które spadną z ligi. Można było w jakikolwiek sposób zabezpieczyć dla nich choćby część wypłat.

Jeśli macie swoje wnioski, zapraszam w komentarzach na mój BLOG

Jaka śliczna! Najpiękniejsza sędzia piłkarska w Polsce

Więcej o:
Copyright © Agora SA