Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2014. Dlaczego Polska nie może być Kostaryką?

Mundial w Brazylii przyniósł wiele zaskakujących rozstrzygnięć. Jednym z nich jest zbiorowe odkrycie, że piłkę kopią też w Kostaryce. Jeśli idzie o zajmowaną powierzchnię, czteromilionowa nacja plasuje się na 125. miejscu na świecie. I pierwszym wśród nowych kibicowskich miłości. Polscy piłkarze przyglądają się temu z daleka, a kibice znad Wisły pomstują, że przecież my też moglibyśmy być ?taką Kostaryką?. Nie moglibyśmy.

- Jestem przekonany, że w Brazylii nasza reprezentacja nie byłaby chłopcem do bicia - powiedział w sobotę Zbigniew Boniek. Trudno odgadnąć, skąd prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej czerpie ów pokaźnych rozmiarów optymizm. Ostatnia wielka impreza z naszym udziałem to Euro 2012, które szczęśliwie organizowaliśmy. Drużyna Franciszka Smudy nie wyściubiła nosa poza słabiutką grupę, w meczu o turniejowe życie ulegając nie najsilniejszym przecież Czechom. Do RPA nie pojechaliśmy, Brazylia pozostała w sferze marzeń ze względu na eliminacyjną rywalizację z Anglią (kompromitacja na trwającym turnieju), Ukrainą (odpadła w barażach z Francją) i Czarnogórą. W grupie H biało-czerwoni wyprzedzili jedynie Mołdawię i San Marino. Drużyna Waldemara Fornalika uzbierała 13 punktów. Więcej zarobili w eliminacjach m.in. Serbowie (14), Czesi (15), Austriacy (17), Irlandczycy (14), Węgrzy (17), Rumuni (19), Turcy (16), Islandczycy (17), Słoweńcy (15) i Izraelczycy (14).

Aby sięgnąć pamięcią do ostatniego zwycięstwa Polaków w meczu o stawkę z rywalem ze światowego topu, należy cofnąć się aż do października 2006 roku. Wówczas na Stadionie Śląskim w Chorzowie drużyna prowadzona przez Leo Beenhakkera pokonała Portugalię 2:1. Kiedy kilkanaście miesięcy później okazało się, że nie pojedziemy na mundial w RPA, Beenhakker został przegnany przez ówczesnego prezesa PZPN Grzegorza Latę obok telewizyjnego wozu transmisyjnego, na boisku, zaraz po przegranym meczu ze Słowenią (0:3). Żenującą scenę zarejestrowaną przez kamery oglądali później wszyscy, tak jakby rozstanie, nawet po mało owocnej w ostatnim czasie współpracy, było z góry skazane na niesmak i upadek obyczajów.

Najlepszy z ekstraklasy

Zgodnie z wybranym przez Latę trendem selekcjonerem został Franciszek Smuda. Następcą piłkarskiego naturszczyka, po przegranym w kiepskim stylu Euro 2012, został Waldemar Fornalik, po czym nowe kierownictwo związku postawiło na Adama Nawałkę. Po zwolnieniu Beenhakkera, który jako ostatni wlał w kibicowskie serca nadzieję na choćby incydentalne występy ponad stan, każdą kolejną nominację na selekcjonerski stołek cechowała ta sama wada. Otóż jedynym kryterium przy dokonywaniu wyborów było przekonanie, że najlepszym selekcjonerem będzie ten, któremu akurat wiedzie się na rodzimym podwórku. Nie ma w tym nic z długofalowego planu, którego polski futbol tak bardzo potrzebuje. To raczej łapanka, z góry skazana na niepowodzenie, choćby ze względu na zaściankowość i przaśny charakter naszej tzw. ekstraklasy.

W najnowszym rankingu FIFA biało-czerwoni plasują się na 69. miejscu. Za takimi "tuzami" światowego futbolu jak Boliwia, Albania czy Libia. Teoretycznie najsłabsze mundialowe nacje to Australia (62. miejsce w zestawieniu FIFA), Grecja (11.), Kostaryka (28.), Ekwador (26.), Iran (43.), Nigeria (44.), Algieria (22.), Kamerun (56.), Korea (57.), Japonia (46.), Honduras (33.) i Bośnia i Hercegowina (21.). Gdyby dla eksperymentu do mundialowej stawki dokooptować Polskę, bylibyśmy najniżej notowaną drużyną w rankingu FIFA.

Kostaryka powinna być piłkarskim wyrzutem naszych futbolowych speców znad Wisły. Wszystkich, począwszy od piłkarzy, przez trenerów, na działaczach skończywszy. Najpierw odprawiła z kwitkiem Urugwaj (3:1), aby w drugim meczu sensacyjnie pokonać Włochów 1:0. Następnie podopieczni Jorge Luisa Pinto zremisowali z Anglią (0:0), aby w 1/8 finału wyrzucić za turniejową burtę Grecję. W meczu o półfinał Holandii ulegli dopiero w rzutach karnych (0:0, k. 3:4). Według danych FIFA zajmująca 51 tys. km kw. Kostaryka ma 50 tys. piłkarzy i raptem 254 kluby. Dla porównania, nad Wisłą w piłkę nożną gra 650 tys. profesjonalistów. Liczba zarejestrowanych klubów oscyluje wokół imponujących 6 tys.

Bez gwiazd, ale z drużyną

- W Polsce pokłady malkontenctwa i narzekania są ogromne. Co mają powiedzieć kibice w Anglii, Portugalii, Włoszech, Rosji, która ma trenera za 9 mln euro, czy też Hiszpanii? - zauważył Zbigniew Boniek. Słuszne spostrzeżenie (choć oburzające w ustach prezesa futbolowej federacji), ale zawierające w sobie błąd logiczny. Bo my mamy równać do najlepszych, a nie własne kolejne partactwa usprawiedliwiać porażkami wielkich. A w Brazylii najlepsi to nie wymienieni Portugalczycy czy Włosi, a Argentyna, Holandia, Niemcy i Brazylia. Z oczywistych względów nie możemy podejmować prób naśladowania finałowej czwórki turnieju. Ale już Kostaryka czy Grecja powinny być dla nas inspiracją godną skopiowania wdrożonych przezeń rozwiązań, które pomogły im na wyjście z ciemnogrodu, gdzie ciągle tkwi Polska.

Nie chodzi przecież o podbijanie futbolowego świata i wygrywanie medali wielkich imprez. Idzie o kopanie piłki z sensem, według ściśle nakreślonego planu, realizowanego nie od czterech meczów, a od czterech lat. Kiedy przed spotkaniem z Wybrzeżem Kości Słoniowej dziennikarze namawiali Fernando Santosa do zmiany taktyki na bardziej ofensywną, selekcjoner Greków powiedział: "My gramy w ten sposób od 10 lat. Nie możemy zmienić nastawienia, bo wzmocnimy rywali, a nie siebie". Kibic znad Wisły ma prawo marzyć o tym, aby ów plan realizowany był z dokładnością i zaangażowaniem, a nie typowo polską bylejakością i zniechęceniem po wstępnych niepowodzeniach. Tak, aby eksponować atuty drużynowe, a maskować niedomaganie na polu indywidualnym, gdzie pomimo przedstawicieli w najsilniejszych ligach świata ciągle niedomagamy. Nasze gwiazdy błyszczą wszędzie, tylko nie w reprezentacji, gdzie kurczą się do rozmiarów wręcz mikroskopijnych. Należy więc zrzucić z ich barków odpowiedzialność indywidualną, aby określić mit kolektywnego dążenia do sukcesu.

Określić siebie

Rywale nie muszą nas lubić, kibice innych nacji również. Postawmy więc w bramce nie tylko Wojciecha Szczęsnego, ale również osławiony już autobus. Brońmy dokładnie, z asekuracją i wymiennością funkcji. Atakujmy z głową, według wyćwiczonych wcześniej schematów (mała ilość wspólnych treningów dotyczy wszystkich reprezentacji, po równo), bez ułańskiego przepychania piłki pod bramkę przeciwnika. Wykorzystujmy stałe fragmenty gry (znów kłania się ciężka, solidna, systematyczna praca, do której nasi kopacze wydają się niezdolni). Grajmy z pasją, determinacją i zadziornością. Zbudujmy grupę ludzi zdolną pójść za sobą w ogień, bez względu na okoliczności. - Wolę mieć najlepszą grupę piłkarzy niż grupę najlepszych piłkarzy - tłumaczył w Brazylii Didier Deschamps. Określmy siebie, zbudujmy rozpoznawalną tożsamość i taktyczne oblicze. Niech w wyborach personalnych wreszcie będzie choćby cień długofalowego planu i konsekwencji, a nie charakterystyczna dla nas łapanka i próba wynalezienia kwadratowego koła. Selekcjonerem uczyńmy wreszcie człowieka, któremu zaufamy w pełni, a nie jedynie przelotnie, akurat wówczas, gdy na ligowym podwórku pobił (z całym szacunkiem) Legię Warszawa, Ruch Chorzów czy Piasta Gliwice.

Ale nie, my wyrzekamy się właściwie wszystkiego, co powyżej opisane. To mniej więcej droga, jaką przed laty podążyli Grecy, a ostatnio także Kostaryka. My wybieramy polskie know-how, które wywiodło nas w pole nie tylko na niwie reprezentacyjnej. Zanim w rankingu UEFA dotrzemy do najwyżej sklasyfikowanego klubu znad Wisły (111. Lech Poznań), po drodze mijamy 54. Viktorię Pilzno, 65. Bate Borysów, 78. Spartę Praga, 80. Cluj czy 104. Ludogorets Razgrad. W Lidze Mistrzów polski przedstawiciel grał 18 lat temu. Niedawna próba podboju Ligi Europy przez Legię Warszawa zakończyła się zawstydzającym ostatnim miejscem w grupie z Trabzonsporem, Lazio Rzym i Apollonem Limassol. Reprezentację biły w ostatnim czasie Szkocja (0:1), Słowacja (0:2), Ukraina (0:1 i 1:3), Estonia (0:1), Czechy (0:1) czy Litwa (0:2). Wyliczankę kończę, bo nie o znęcanie się nad polskimi piłkarzami chodzi, a i Bogu ducha winni kibice przy okazji obrywają. Wszak nasze kompleksy względem futbolowego świata przybrały już rozmiary monstrualne. Nie idzie o marzenie o reprezentacji podbijającej salony wielkiego futbolu. My po prostu chcemy zachowywać godność przy drużynie grającej ledwie przyzwoicie.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA