Boniek: Byłem i będę twarzą bukmacherów. Nie rozumiem, jak można się od tego uzależnić

- Czy zwolnię Waldemara Fornalika, kiedy straci z drużyną szansę na awans na mundial? Absolutnie. Waldek jest inteligentnym człowiekiem, doskonale o tym wie - mówi prezes PZPN Zbigniew Boniek. Zdradza także swój pogląd odnośnie zakładów bukmacherskich.

Boniek był gościem Przemysława Iwańczyka w audycji "Przy niedzieli o sporcie" w Radiu TOK FM. Szef PZPN przez godzinę opowiadał o krytyce, jaka spadła na niego ze strony wiceprezesa PZPN Romana Koseckiego, hazardzie wśród sędziów ligowych, bukmacherce internetowej, której Boniek jest twarzą, twitterze i "gotujących się" dziennikarzach, przyszłości selekcjonera Waldemara Fornalika i racach na stadionie.

Zbigniew Boniek: Nie jestem specjalnie chętny do udzielania wywiadów, rozmawiania o futbolu od rana do wieczora. Moje piłkarskie życie składało się z faktów, a z samego mówienia niewiele wynika. Wolę działać niż o tym opowiadać.

Przemysław Iwańczyk: Warto chyba odpowiedzieć na fakty, a takimi są wypowiedzi wiceprezesa PZPN Romana Koseckiego, który nie oszczędził pana w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Jego zdaniem jest pan nieskorym do dialogu "władcą absolutnym".

- Nie czytałem. Poważnie. Nie do wszystkiego trzeba się odnosić, nie ze wszystkim trzeba polemizować. Nie będę komentował słów Romana, bo on sam zaraz po wywiadzie powiedział, że zamyka tę dyskusję. Pomiędzy nami nie ma konfliktu, chyba że Roman ma problem ze mną. Wiem, jak chcę zmieniać polską piłkę, mając przy tym zasadę, że ze współpracownikami rozmawiam osobiście, a nie przez media.

Może jest na pana zły, bo chciał pan statutowo uniemożliwić czynnym politykom udział w strukturach PZPN?

- To absolutnie normalne. Nie zapominajmy, że UEFA i FIFA w ostatniej dekadzie przynajmniej trzy razy broniły PZPN przed najazdem polityków. Nie wymieniajmy nazwisk, bo niektórzy z nich są aresztowani [Tomasz Lipiec - red.], zostali zamordowani [Jacek Dębski - red.] itd.

Przygotowaliśmy dobry statut, chcieliśmy, by stał się biblią naszego środowiska na lata, ale skoro dyskusja nad nim na zjeździe zaczęła przypominać zebranie działkowiczów, poprosiłem, byśmy odstąpili od głosowania. Niektórzy, mam wrażenie, protestując, starali się tylko przypomnieć, że jeszcze istnieją.

Poniósł pan w ten sposób pierwszą porażkę.

- Nie ostatnią. Jeżeli inni są zadowoleni, że traktuję to jako porażkę, niech tak będzie. Ale dla mnie przegrane były tylko na boisku, tych nie znosiłem. Jeśli ktoś chce się ze mną różnić, to tylko na merytoryczne argumenty. A takich w związku ze statutem nie było. Jest takie dobre powiedzenie: "ten się śmieje, kto się śmieje ostatni"...

Kosecki podnosi też, że jest pan w bardzo niekomfortowej sytuacji jako twarz firmy bukmacherskiej.

- Jestem w bardzo komfortowej sytuacji. Romek podnosił ten argument w czasie kampanii wyborczej, w trakcie wyborów, ale niespecjalnie to kogoś wzruszyło, zostałem prezesem, a on nie był na drugim ani nawet na trzecim miejscu. Nikomu nie mówię, by oszukiwał, sprzedawał mecze, więc nie mam z tym problemu. Problemem jest, dlaczego Polska poprzez chorą ustawę zabraniającą reklamy firm bukmacherskich traci setki milionów dolarów. Romek jako polityk powinien mi w tym pomóc, żeby było u nas jak w Danii, Holandii, Anglii, Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii. Tam mało który klub nie ma sponsora bukmachera internetowego.

W Polsce wódkę w sklepach sprzedaje się nastolatkom i nikt nie pyta, ile kto ma lat. A żeby grać w internecie u bukmachera, trzeba mieć skończone 18 lat, kartę kredytową, przejść rejestrację. I bawią się ci, którzy chcą - mimo ustawy - a nasze państwo nic z tego nie ma.

Zabawa ta często przechodzi w chorobę, zdaniem specjalistów uzależnienie trudniejsze do wyleczenia niż alkoholizm.

- Znam seksoholików, znam i człowieka, który przepuszcza wszystkie pieniądze w totka, ale nie wiem, jak można zachorować na obstawianie w internecie. Ja przynajmniej takich problemów nie mam, dominuję samego siebie do tego stopnia, że nawet w kasynie mogę postawić 50 zł i w każdej chwili wyjść. Jeśli ktoś na to choruje, przejawia własną słabość.

Może choruje Hubert Siejewicz, zdyskwalifikowany przez pana sędzia międzynarodowy, który wpadł na obstawianiu u bukmachera, choć mu tego nie wolno. Szef arbitrów Zbigniew Przesmycki mówił, że już w 2008 r. słyszał, że Siejewicz ma problem z kasynem.

- Sędzia piłkarski musi być ponad wszelkie wątpliwości, jak polityk. Może wszystko, nawet zakochać się w żonie sąsiada, ale jednego mu nie wolno: chodzić do bukmachera. Przykro mi, że zrobił to Siejewicz, bo to dobry sędzia, ale nie było o czym rozmawiać. Pół godziny po ujawnieniu wideo z obstawiającym Siejewiczem, Pierluigi Collina, szef komisji sędziowskiej UEFA, pytał mnie, co się stało.

Nie stawiał Siejewicz na mecz tenisowy, jak się bronił?

- Wiemy, na co stawiał sędzia Siejewicz. Nie obstawiał meczu Radwańskiej.

Czy obstawiał mecz piłkarski?

- Nie obstawiał meczu Radwańskiej.

Czy obstawiał mecz, który miał sędziować kilka dni później?

- Nie obstawiał meczu Radwańskiej. Wystarczy?

Zrodził pan wiele wątpliwości.

- Nie obstawiał meczu Radwańskiej.

Jeśli Siejewicz miał problemy z hazardem, to jestem przekonany, że nigdy nie stawiał na mecz, który prowadził.

Da pan sobie uciąć rękę?

- Nie. Jestem jednak przekonany, bo po tym zdarzeniu rozmawialiśmy dwa razy.

Przesmycki stwierdził, że jest jeszcze jeden sędzia, który gra u bukmacherów.

- Też miałem taki sygnał.

I co zrobicie z tym sędzią? Dziennikarze też wiedzą, o kogo chodzi.

- Rozumiem, że mi pan powie. Chciałbym skonfrontować naszą wiedzę.

Liczę, że z nim porozmawiacie lub nawet zaproponujecie pomoc, jeśli jest hazardzistą.

- Nie boimy się łapać ludzi piłki, którzy postępują wbrew regulaminom, i oczyszczać nasze środowisko. Mam nadzieję, że kara dla Siejewicza wpłynie na wszystkich.

Ma pan też problem z Kazimierzem Greniem, który popadł w ostry konflikt z Przesmyckim, bo ten ogłosił listę arbitrów pierwszej ligi bez Rafała Grenia, jego syna. Greń senior miał wysyłać ostre SMS-y, a na sugestię o nepotyzm twierdzi, że pana bratanka też awansowano.

- Kaziu chyba miał dwa dni, kiedy potrzebował resetu po ośmiu miesiącach dobrej pracy. Może sprawa syna tak na niego wpłynęła. Nie mam zamiaru się tłumaczyć z bratanka, bo on jest w ekstraklasie od 10 lat.

Kaziu to fajny chłop, ale czasami się zapali i wybuchnie, a na drugi dzień chciałby, żeby nikt już o tym nie pamiętał.

Na pierwszym spotkaniu zarządu przedstawiłem zasady, na jakich będziemy funkcjonować. Że możemy się nie zgadzać, spierać, kłócić, ale po wyjściu z sali obrad mamy prezentować to samo zdanie, bo było ono wolą większości. To naczelne zasady korporacji, dyscypliny służbowej. Nie można też nikomu ubliżać, rzucać oskarżeń. Jeśli ktoś będzie łamał te zasady, są na to punkty regulaminu. Na razie Kaziowi wybaczam, mam nadzieję, że od poniedziałku znów będziemy "robić piłkę", bo nie dopuszczę, by interes prywatny w PZPN brał górę. Dotyczy to wszystkich. I nie wymagam, by we wszystkim ze mną się zgadzali, ale oczekuję lojalności.

W polskiej piłce nie ma żadnych konfliktów, jak chcieliby tego dziennikarze.

Wciąż używa pan Twittera do komunikacji z kibicami?

- Jest wspaniały, lubię, kiedy pańscy koledzy dziennikarze się "gotują". Ich próg odporności jest bardzo niski, kiedy się ich dotknie, dostają białej gorączki. My, ja, od 30 lat jesteśmy w prasie, można było przez ten czas w nas walnąć, dziabnąć, opisać, wymyślić problem, dołożyć i wszystko było OK. A tu koledzy bardzo szybko nie wytrzymują. I jaka jest solidarność między niektórymi - stają jeden za drugim natychmiast. Cóż, jeszcze trzy lata trwa moja kadencja, będziemy się "ćwiczyć" na komunikatorze. To przyjemne, fajne.

Zdaniem specjalistów Twitter to bardzo delikatne narzędzie. Dziennikarze, być może także ci, którzy się "gotują", twierdzą, że przez Twittera kiedyś się pan wyłoży.

- Mogę powiedzieć jedną rzecz? Ja jestem tylko prezesem PZPN. Ani prezydentem, ani premierem. Musimy mieć trochę dystansu. Na czym ja się mogę wyłożyć? Że napiszę o Radwańskiej, że lepiej wygląda na korcie niż nago?

Ale kiedy prezes PZPN robi sobie zdjęcie z sir Aleksem Fergusonem i podpisuje: "Nie martw się, Waldek, możesz być spokojny. Sir Alex chciał do nas przyjść na selekcjonera, ale nie dogadaliśmy się co do ceny", to nasz trener kadry Waldemar Fornalik może ten żarcik wziąć mocno do siebie.

- Jestem w Anglii, siedzimy w restauracji, podchodzę do Fergusona, który pamięta mnie, że grałem w piłkę, zwraca się do mnie "prezydencie". Zrobiłem zdjęcie, wpisałem, co pan mówił, i jeśli ktoś widzi w tym kontrowersję, to musi zastanowić się nad sobą, swoim poczuciem humoru i dystansem do świata. A to najlepsza rzecz, żeby się dobrze zestarzeć.

Zastanawiam się, czy prezes niemieckiej federacji tak pisałby o swoim trenerze kadry.

- Każdy jest inny, szef niemieckiej federacji nie zdobył trzeciego miejsca na mistrzostwach świata. Ale zostawmy to. Wracając do Twittera, więcej ludzi mnie obserwuje, niż niektóre gazety sportowe sprzedają egzemplarzy. Nie chcę być zgorzkniały na stare lata, a jak komuś przeszkadza Twitter, nic nie poradzę.

Ma pan wrogów?

- Tylko ludzie nikczemni nie mają wrogów. Im więcej pan konkretnych rzeczy robi, ma sukcesy, tym więcej ich jest. To nie ja wymyśliłem, że Polak jest interesowny, zawistny i zazdrosny. Są dowcipy na ten temat. Jak w Stanach Zjednoczonych rolnik złapał złotą rybkę, to miał życzenie mieć to samo, co sąsiad: farmę byków, piękne gospodarstwo, konie itd. W Polsce ta sama złota rybka pyta: "Chcesz to, co ma sąsiad?", a rolnik na to: "Nie, chcę, żeby mu to wszystko wyzdychało".

Walczmy z tym. Mamy zmianę systemu, fantastyczną młodzież, mam nadzieję, że z kompleksami sobie poradzimy.

A kto jest pana największym wrogiem?

- Nie przypominam sobie, by ktoś czyhał na mnie za rogiem.

A Roman Kosecki, a Cezary Kucharski...?

- Nie, nie, nie. Wydaje mi się, że to epizody, których już nie ma. Kosecki? Jak mogę mieć z nim konflikt, skoro zaprosiłem go do współpracy jako wiceprezesa? Czy mnie wkurza ich krytyka? Gdyby pan był na ustach wszystkich przez 35 lat, grał w reprezentacji Polski, w europejskich pucharach, zmagał się tam z presją, taka krytyka jak ta Romka w "Rzeczpospolitej" wzbudzałby w panu tylko politowanie. Romek to fajny chłop tak w ogóle.

Jeśli Waldemar Fornalik straci z drużyną szansę na awans na mundial, zwolni go pan?

- Absolutnie. Waldek jest inteligentnym człowiekiem, doskonale o tym wie. Mówiłem mu, że gramy, dopóki są szanse. Może się oczywiście okazać, że przegramy awans w ostatniej minucie meczu na Wembley, wtedy będzie inna sytuacja. Ale jeśli już z Czarnogórą przegramy u siebie np. 0:4, to sprawa jest jasna.

Zresztą ja nie chcę myśleć negatywnie. Nie chcę zastanawiać się teraz, co zrobić z trenerem, jak przegra. Chcę, żeby z tą Czarnogórą wygrał 4:0 przy 50 tys. kibiców, pojechali do San Marino zwyciężyć, a później na Ukrainę zagrać naszą polską piłkę z kontry. Wtedy zobaczymy, co się stanie.

Startuje nowy sezon Wygraj Ligę ! Sprawdź się jako prezes klubu ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA