Wybory w PZPN. Roman Kosecki - opornik idzie pod prąd

Polityczny desant? Gdy PO była za, on był przeciw w najgorętszym głosowaniu w Sejmie od wielu miesięcy. Nigdy nie był działaczem PZPN ani nie sprawował w związku żadnej funkcji - jako jedyny spośród kandydatów. Mimo to w środowisku wszyscy wiedzą, kim jest Roman Kosecki. Czy były wybitny reprezentant Polski i dwukrotny poseł na Sejm RP ma szansę wygrać wybory 26 października?

Gdyby nie trafił w ręce dobrego kręgarza, nigdy nie wszedłby na boisko. Jako nastolatek miał poważne problemy z kręgosłupem i wielu lekarzy odradzało mu albo wręcz zabraniało jakiegokolwiek kontaktu z futbolem. Kiedy już postawił na murawie pierwszy krok, nie dał o sobie zapomnieć. Było o nim głośno od pierwszego do ostatniego meczu.

Gdy debiutował w kadrze w meczu z Rumunią, był 20-letnim piłkarzem II-ligowej Gwardii Warszawa. Miał długie kręcone włosy, kolczyk w uchu, słuchał Boba Marleya i w podwarszawskim Konstancinie grał na gitarze w zespole reggae. W wyborach w 1989 roku poparł "Solidarność", w klapie marynarki nosił opornik, popularny symbol oporu przeciw komunie, przyjaźnił się z księdzem Mariuszem Zapolskim, choć był zawodnikiem najpierw milicyjnej Gwardii, a później wojskowej Legii.

O mały włos, zamiast w Warszawie wylądowałby w GKS Katowice, którego prezesem był wszechpotężny wówczas Marian Dziurowicz. - Byłem nawet w Katowicach i oglądałem czteropokojowe, piękne mieszkanie. Bardzo mi zależało na mieszkaniu. Ale nie spodobało mi się, że przed domem nie ma drzew. W nocy ktoś je wkopał. Prezes Dziurowicz mógł wtedy na Śląsku naprawdę wszystko - wspomina Kosecki. Zgodę na przejście z resortu milicyjnego do wojskowego akceptował generał Czesław Kiszczak.

W Legii Kosecki spędził tylko półtora roku, po czym w 1990 roku w niejasnych okolicznościach, za symboliczną jak na miarę talentu kwotę - pisało się o 400 tys. dol. - został oddany do Galatasaray Stambuł. Wtedy turecki futbol był gorszy od polskiego, ale pieniądze były w nim nieporównywalnie większe.

Później jego szlak klubowy wiódł przez Turcję, Hiszpanię (ostatniego dnia października 1993 roku jego Atletico pokonało w Madrycie Barcelonę 4:3, choć do przerwy przegrywało z drużyną Johana Cruyffa 0:3. Po przerwie Kosecki strzelił dwa gole i miał dwie asysty), Francję (z Nantes awansował do półfinału Champions League), znowu Legię i USA, gdzie z Chicago Fire wywalczył pierwsze w życiu krajowe mistrzostwo. Wcześniej zdarzało się, że rok lub dwa po jego odejściu drużyna zdobywała tytuł. - Wyciągali wnioski, procentowało doświadczenie z miesięcy gry ze mną - śmiał się.

Karierę w reprezentacji skończył w wieku 29 lat w atmosferze skandalu. Schodząc z boiska w eliminacyjnym meczu Euro '96 ze Słowacją w Bratysławie, ściągnął koszulkę i sędzia ukarał go drugą żółtą kartką. Polska przegrała 1:4. Kosecki został zdyskwalifikowany i do kadry już nie wrócił.

Obecnie po raz drugi jest posłem Platformy Obywatelskiej, ale powiedzmy szczerze, niezbyt aktywnym. Zapowiedział, że gdy zostanie prezesem, zrzeknie się mandatu. W obecnym Sejmie od listopada ub. roku miał pięć wystąpień, wniósł projekty pięciu ustaw, dwóch uchwał i nie złożył żadnego wniosku. Imponował frekwencją - 98,3 proc. to powyżej średniej poselskiej i średniej w PO. Niedawno głosował przeciwko odrzuceniu projektu radykalnego zaostrzenia prawa antyaborcyjnego, dzięki czemu Sejm będzie pracował nad projektem ustawy autorstwa Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Zrobiło tak jeszcze 39 innych posłów PO.

- Jestem ambasadorem olimpiad specjalnych i nie chciałem skazywać na śmierć niepełnosprawnych dzieci. Kompromis z 1993 roku był dobry i nie trzeba było go ruszać, jeśli ktoś myślał, że pójdę z prądem, to się przeliczył - tłumaczy nam Kosecki. Przez siedem lat, kiedy jest posłem, najgłośniej było o nim, gdy w poprzedniej kadencji dobijał się w środku nocy do drzwi pokoju hotelowego posłanki Sandry Lewandowskiej z Samoobrony. Ta poskarżyła się do komisji etyki - w ramach przeprosin Kosecki wysłał jej kosz kwiatów.

Na pytanie, po co mu prezesura, odpowiada: - Mam serdecznie dość brudnego wizerunku PZPN i chorej atmosfery wokół niego.

Więcej o:
Copyright © Agora SA