PZPN. Kręcina nie śpi przez Widzew

PRZEGLĄD PRASY. - W swoim długim już życiu raz byłem postawiony w stan podejrzenia i to było związane z Widzewem przed wyborami w PZPN w 2008 r. Od tego czasu budzę się codziennie z myślą, że jestem podejrzany - mówi na łamach dziennika ?Polska? były sekretarz generalny Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zdzisław Kręcina, któremu grozi wyrok za ukrywanie pieniędzy przed egzekucją komorniczą.

My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?

W 2000 roku ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz miał według prokuratury zdecydować, że federacja będzie przelewała pieniądze należne Widzewowi Łódź nie na zajęte przez komornika konto klubu, a na konto firmy JAG należącej do Andrzeja G., będącego wówczas współwłaścicielem Widzewa. Podobno w ten sposób omijano wierzycieli klubu i komornika. Kręcinie zarzuca się przekazanie ok. 350 tysięcy złotych zajętych przez komornika na poczet klubu. Za to byłemu sekretarzowi PZPN grozi do pięciu lat więzienia.

- Kilkuletnie więzienie bez wątpienia mi grozi - martwi się Kręcina ? .

Na stwierdzenie, że Listkiewiczowi i Kolatorowi [Eugeniusz, ówczesny wiceprezes PZPN] grozi nawet osiem lat pozbawienia wolności, Kręcina odpowiada: Michał ma trochę inną sprawę. On ma sprawę związaną z tą firmą Grajewskiego. I Gieniu też. Nie chcę się w to mieszać, niech oni się tłumaczą. Ja też jestem zamieszany tylko z tego powodu, że jak te pieniądze trzeba było wysłać do Widzewa, to nie było Gienia Kolatora. No i księgowa mi mówi: To weź, Zdzisiu, podpisz to, abym mogła to ruszyć. Wszystko było ustalone, ile tych pieniędzy i tak dalej. Ja byłem takim jednorazowym wykonawcą. Gdybym tego nie podpisał, nasza rozmowa na ten temat byłaby dziś bezzasadna.

Kręcina mówi też o aferze nagraniowej, w wyniku której został odwołany z funkcji sekretarza związku, a za którą głową może wkrótce zapłacić także prezes PZPN, Grzegorz Lato.

- Mogę się odnieść do kolejnej rewelacji pana Kulikowskiego, który na łamach "Super Expressu" stwierdził, że dał mi jakieś pieniądze. Rzeczywiście mi je dał. Opowiem od początku. W 2006 r. pożyczyłem mu 90 tys. franków szwajcarskich. Byliśmy kolegami, rodzinnie się spotykaliśmy. Pożyczka była na rok. Później prosił o prolongowanie. Nasze relacje po wyborach zaczęły się psuć. On liczył na to, że będąc szefem kampanii wyborczej Grzegorza Laty, będzie miał więcej do powiedzenia w PZPN. Później się dowiedziałem, że postawił warunek. Będzie wspierał kampanię, jak sekretarzem nie będzie Kręcina. Dowiedziałem się o tym już w trakcie kampanii, dlatego postanowiłem zrobić taktyczny manewr. Wystartowałem w wyborach i umówiłem się z Latą, że ewentualnie ja zrezygnuję w ostatniej chwili, wesprę go, ale zachowam funkcję sekretarza. I tak się stało. Nie mogli się z tym pogodzić ani Kulikowski, ani Greń i zaczęła się otwarta wojna [...] Pieniędzy mi nie oddał. Dostałem jedną ratę, którą teraz nazywa łapówką. Siedzieliśmy w restauracji na dole w PZPN, on tyłem do ściany, oparty, pewnie już z włączoną aparaturą nagrywającą. Rozmowa była zwykła, towarzyska. Nagle położył przede mną plik banknotów przy wielu świadkach, bo to była pora obiadowa. Nie wiem, co powiedział sobie do mikrofonu. Wziąłem je, aby nie wzbudzać sensacji, i mówię sobie: Dobra, chociaż tyle mi oddał - opowiada Kręcina. I dodaje: - Dziesięć tysięcy złotych. I on teraz mówi, że to jest łapówka. Łapówka to się zacznie, jak mi najpierw dług spłaci.

Kręcina twierdzi też, że to Kulikowski, a nie on, chce dostawać łapówki. - W sierpniu mi oznajmił, że długu nie odda, bo my z prezesem Latą takie łapówki bierzemy, że teraz to ja jestem mu winien pieniądze. Bo tymi łapówkami powinniśmy się dzielić. No bo przecież on wygrał wybory dla pana Laty. Odpowiedziałem mu, że jak tylko dostanę jakąś łapówkę, to się z nim podzielę. Żądał pieniędzy. Dzień przed zjazdem przekazał przez pośrednika, że jeśli do godz. 20 nie przekażę mu 1,2 mln złotych, to taśmy uruchomi następnego dnia, w dniu zarządu.

Kręcina podkreśla też, że nie wierzy w odwołanie Laty, a zwłokę prezesa w powiadomieniu prokuratury o próbie korupcji ze strony Kulikowskiego tłumaczy tak: - Ja też chciałem natychmiast po tej rozmowie, w której mnie zaszantażował, zgłosić sprawę do prokuratury i miałem już przygotowane pismo. Natomiast dla dobra firmy, w której pracowałem, po konsultacji tego nie zrobiłem.

Sądny dzień nadchodzi - 2 maja Smuda ogłosi kadrę na Euro 2012 ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.