Rekordowe 1700 stron liczy akt oskarżenia zorganizowanej grupy przestępczej, którą zdaniem prokuratorów Krzysztofa Grzeszczaka i Roberta Tomankiewicza tworzyło 113 ludzi polskiej piłki. Jeden z największych, o ile nie największy, procesów karnych w historii polskiego sądownictwa powinien się rozpocząć przed końcem roku.
45 oskarżonych przyznało się do winny i chce dobrowolnie poddać się karze. Wśród nich m.in.: Jerzy G., był szef Polskiego Kolegium Sędziów, Kazimierz F., były członek zarządu PZPN, Wojciech S., były prezes Widzewa i Świtu, kilkunastu arbitrów (w tym międzynarodowi Zbigniew M. z Piły oraz Jarosław Ż. z Bydgoszczy) oraz kilku piłkarzy, w tym Zbigniew W., były obrońca Lecha. Prokuratorzy wnioskują dla nich o kary więzienia w zawieszeniu, grzywny, zwrot łapówek oraz zakaz działania w piłce.
Pozostali oskarżeni w większości nie przyznają się do winy. Niektórzy potwierdzają fakty ustalone w śledztwie, ale pomniejszają swój udział w korupcji. Pewna grupa oskarżonych złożyła obszernie wyjaśnienia i ujawniła wiele zdarzeń. Ale w ich przypadku prokuratorzy nie zgodzili się, aby ci oskarżeni dobrowolnie poddali się karze. W efekcie na ławie oskarżonych m.in. usiądą: Grzegorz G., najsławniejszy polski sędzia, Piotr R., legenda Lecha Poznań, Janusz W., był selekcjoner, Wit Ż., były członek zarządu PZPN, sędzia, obserwator i gwiazda piłkarskich programów Canal+, oraz oczywiście Ryszard F. pseudonim "Fryzjer".
- Chcę kupić pięć wilków - tak Wojciech K., dyrektor Zawiszy Bydgoszcz, wiosną 2006 roku zagaił rozmowę z "Fryzjerem". Chciał kupić pięć ostatnich meczów sezonu, bo Zawisza walczył o awans do ekstraklasy, ale szło mu słabo.
- Szkoda, że tak późno się odezwałeś. Tydzień wcześniej w "promocji" był do kupienia mecz z KSZO Ostrowiec - odparował "Fryzjer". Ryszard F. nie oszukiwał kontrahentów. Szczerze poinformował dyrektora, że do ligi na pewniaka wchodzą Widzew i ŁKS, a na tym etapie sezonu Zawiszy może tylko pomóc dostać się do baraży.
Policyjne śledztwo trwało już wtedy w najlepsze. Rok wcześniej zatrzymano pierwszego arbitra Antoniego F., za kraty trafił też wpływowy obserwator PZPN Marian D. W sierpniu 2005 roku prezes GKS Katowice Piotr Dziurowicz przerwał zmowę milczenia i w wywiadzie dla "Gazety" ujawnił masową skalę piłkarskiej korupcji. Podał nazwiska, daty, sumy.
"Fryzjer" przestraszył się, ale wrócił do ustawiania meczów, gdyż zatrzymani przez policję zapewniali, że go nie sypnęli i że "śledztwo prowadzi "donikąd".
"Fryzjer" te czasy nazwał "stanem wojennym" i stał się ostrożny. Kilkanaście razy dziennie zmieniał karty prepaidowe w telefonie, rozmawiał szyfrem. Nie wiedział jednak, że i tak bardzo często był podsłuchiwany.
Do pomocy Zawiszy desygnował swoją tajną broń, duet: sędzia Grzegorz G. i obserwator Wit Ż. - Chciałem złożyć zamówienie na sprzęt - mówił Ryszard F. do Wita Ż, co wywołało tylko śmiech członka zarządu PZPN (Wit Ż. produkował stroje piłkarskie). Przyjął "zamówienie" i natychmiast przedstawił "Fryzjerowi" swoje życzenie - lobbowanie w zbliżających się wyborach na szefa Polskiego Kolegium Sędziów.
Gdy Zawisza przegrał 1:3, Wit Ż. tłumaczył "Fryzjerowi", że nie rozumie tej porażki. W następnej kolejce ustawiony arbiter Marcin W. z Warszawy dopilnował, aby Zawisza wygrał 1:0, ale spotkanie z liderem - Widzewem - prowadził Tomasz Mikulski i "Fryzjer" szczerze poinformował działaczy z Bydgoszczy, że do arbitra nazywanego przez niego "Księdzem" nie ma dojścia. Było 2:0 dla Widzewa.
Kluczowym miał być pojedynek w 33. kolejce z Zagłębiem Sosnowiec. "Fryzjer" miał problem, bo do sędziowania wyznaczono Huberta Siejewicza, a po wybuchu afery korupcyjnej szefa arbitrów Jerzego G. (93 zarzuty korupcyjne) zastąpił znienawidzony przez niego Andrzej Strejlau, którego nazywał "Wariatem". Dla mafii piłkarskiej była to fatalna wiadomość, bo były selekcjoner uchodził za uczciwego.
"Fryzjer" musiał się więc ciężko napracować, by odpowiedzialny za sędziowskie obsady Leszek "Saksofonista" Saks wysłał na mecz Grzegorza G. Saks przyznał podczas przesłuchania, że pod wpływem Wita Ż. zmieniał obsady na niektóre mecze. Według przepisów obsady powinny być tajne.
"Fryzjer" dzwonił do Wita Ż., ale ten szedł na pogrzeb Kazimierza Górskiego, a później był na uroczystości w Teatrze Wielkim. Zdążył tylko powiedzieć, że "boi się, aby" Wariat" nie zmienił go z funkcji obserwatora. Następnego dnia chwalił się "Fryzjerowi", że w Teatrze Wielkim załatwiał sobie poparcie w wyborach na szefa sędziów Jerzego Engela i Henryka Kasperczaka, członka zarządu PZPN z warmińsko-mazurskiego Kazimierza F. oraz szefa sędziów w Wielkopolsce Kazimierza P. (ps. "Ślimak").
Kolejnego dnia "Fryzjer" znów miał problem ze skontaktowaniem się z Ż. i poprosił o pomoc Eugeniusza Stanka. Stanek był członkiem prezydium zarządu PZPN, a wcześniej przewodniczącym Najwyższej Komisji Odwoławczej i Komisji Etyki PZPN. Kiedy "Fryzjer" został aresztowany, Stanek przyjechał do Wrocławia jako jego obrońca.
W końcu wszystko się udało. Zadowolony "Fryzjer" poinformował dyrektora Zawiszy, że udało mu się zmienić Siejewicza na Grzegorza G.
Misterny plan runął w ostatniej chwili, gdy na stadionie niespodziewanie pojawił się Andrzej Strejlau. Pod okiem szefa międzynarodowy arbiter niewiele mógł pomóc. Zawisza tylko zremisował 1:1 i stracił szanse na awans.
Dyrektor, który "kupował wilki", awanturował się, ale uciszył go "Fryzjer". Wit Ż. cieszył się z tego, że w całym tym zamieszaniu nikt nie miał pretensji do arbitra Grzegorza G., a także ze zdobycia poparcia w wyborach na szefa sędziów Eugeniusza Nowaka - szefa Kujawsko-Pomorskiego Związku Piłkarskiego. Ż. w śledztwie zeznał, że Nowak nie miał żalu o zaprzepaszczoną szansę awansu Zawiszy, a pretensje kierował tylko wobec "Wariata" Strejlaua, który niepotrzebnie przyszedł na mecz.
"Fryzjer" żalił się na "Wariata" Stankowi. - To skandal, że Strejlau pojawił się na meczu. Jakie miał intencje, że tam przyjechał?
- Nie ma mowy, żeby to był przypadek. Przecież on kiedyś był trenerem Zagłębia Sosnowiec - dodawał również zbulwersowany były szef Komisji Etyki PZPN.
Eugeniusz Nowak do dziś jest członkiem zarządu PZPN. Eugeniusz Stanek rozstrzyga w Piłkarskim Sądzie Polubownym. Leszek Saks sekretarzuje Kolegium Sędziów i udziela się w Wydziale Piłkarstwa Kobiecego. Przed sądem nie staną.
Grzegorz G. długo, aż do zatrzymania jesienią 2008 roku, postrzegany był jako najlepszy polski arbiter, pewniak do wyjazdu na mundial i osoba niezwiązana z "Fryzjerem". Na niezależnego od "Fryzjera" uchodził też Jacek G., pseudonim "Wybuch", seryjny zdobywca Oscarów Canal+. Obydwaj byli w świetnych relacjach z szefem mafii. Większość sędziów, rozmawiając z "Fryzjerem", mówiła do niego "panie prezesie". Grzegorz G. był z nim na ty. Pierwszą rzeczą, którą Jacek G. zrobił po wyjściu z przesłuchania, był telefon do "Fryzjera".
W październiku 2003 roku "Fryzjer" wysłał Grzegorza G. i Wita Ż. na mecz Pogoni z Cracovią walczących o awans do ekstraklasy. Sędzia oddzwaniał do mafiosa z telefonu stacjonarnego swojej ciotki z Radomia i telefonu komórkowego męża swojej siostry. Na telefon szwagra sędziego dzwonił też Dawid P., zleceniodawca kupienia meczu, prezes Pogoni.
Rano w dniu meczu Grzegorz G. dostał telefon z propozycją korupcyjną od Cracovii. Dzwonił były arbiter Jacek P., który nie pełnił żadnej funkcji, ale w imieniu klubu składał oferty kupienia meczów.
Pogoń wygrała 3:0. Po godz. 23 zleceniodawca, czyli działacz szczecińskiego klubu, zadzwonił na telefon szwagra sędziego G.
Według prokuratorów sędziowie razem z obserwatorem wracali z meczu pociągiem i przesiadali się w Poznaniu, gdzie mieli się spotkać z "Fryzjerem". Nie wiadomo, jaką łapówkę za ustawienie tego pojedynku mieli otrzymać. Policja ustaliła, że kilkanaście dni później Wit Ż. wpłacił na konto 50 tys. zł.
Grzegorz G. ma siedem zarzutów, w tym udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Poza tym miał przyjąć propozycję 40 tys. zł łapówki od działaczy Górnika Polkowice za ustawienie meczu z Górnikiem Łęczna. Pokazał dwie czerwone kartki dla piłkarzy Łęcznej, podyktował karnego dla Polkowic, którego ci nie wykorzystali - a mecz i tak wygrała Łęczna. Równocześnie Grzegorz G. miał przyjąć 15. tys. zł łapówki od Łęcznej, a pieniądze miał mu wręczyć Ryszard Ł., masażysta zespołu.
Z aktu oskarżenia: "G. [Grzegorz] realizował bezpieczny sposób komunikowania się, dlatego był przekonany o skuteczności podejmowanych środków ostrożności w kontaktach z" Fryzjerem ". Z tego powodu długo po wybuchu afery korupcyjnej w udzielanych mediom wywiadach, a także będąc przesłuchiwany w śledztwie, twierdził, że żadnych kontaktów z" Fryzjerem "nie utrzymywał. Gdy przedstawiono mu materiał dowodowy, zmienił zdanie, przyznał się do kontaktów z" Fryzjerem ", ale zaczął je bagatelizować. Ujawnił jednak swoją zupełną zależność od Ryszarda F., a także wiarę w możliwość zrobienia kariery sędziowskiej jedynie przy jego poparciu".
W kwietniu 2006 roku po przesłuchaniu jeszcze w charakterze świadka, a nie podejrzanego, "Fryzjer" zadzwonił do Wita Ż. i poprosił do słuchawki Grzegorza G. - Słuchaj, Grzesiu, kamień w wodę, kamień w wodę.
Eugeniusz Kolator - "Kolaboracja"
Andrzej Strejlau - "Wariat"
Tomasz Mikulski - "Ksiądz"
Janusz Hańderek - "Pułkownik Żubek"
Leszek Saks - "Saksofonista", "Kontrabasista"
Eugeniusz Nowak - "Łukaszenka"
Roman Kostrzewski - "Fundin"
Wit Ż - "Żelastwo"
Jacek G. - "Wybuch"
Grzegorz G. - "Warchoł"
Henryk K. - Pieniek
Krzysztof P. - "Ślimak"
Krzysztof W. - "Wzloty i Upadki"
Maciej H. - "Maciora"
Piotr S. - "Osama"
Jerzy G. - "Kapusta jesienna z Pomorza"
Jeden z meczów Zawiszy Ryszard F. ustawiał, dzwoniąc do obserwatora PZPN w Warszawie z gabinetu zaprzyjaźnionego komendanta policji we Wronkach. Gdy w swoim stylu zmieniał karty prepaidowe, telefon się zaciął. Policjant ruszył na pomoc, ale bez efektu. Udostępnił więc w "pilnej sprawie" swój telefon stacjonarny. "Fryzjer" puścił z tego aparatu sygnał, że kontakt jest bezpieczny. Po chwili obserwator oddzwonił na biurko komendy we Wronkach i zaczął ustalać szczegóły ustawienia meczu Zawiszy.
Prokuratorzy w akcie oskarżenia: "Na ówczesnym etapie śledztwa nie zakładano, że do przestępczej działalności" Fryzjer "będzie używał telefonu komendanta policji".