Ekstraklasa. Sebastian Mila: W Śląsku robimy swoje

- Za mecz z Widzewem musimy posypać głowę popiołem i postarać się, by z Koroną było znacznie lepiej. Kolejne spotkania będą bowiem dla nas trudniejsze niż te z Legią, Lechią Gdańsk czy Lechem - mówi kapitan Śląska Sebastian Mila.

Wideo, bramki i skróty z ekstraklasy w serwisie Ekstraklasa.tv ?

Mila w sobotę uratował Śląskowi remis z łodzianami, bo w ostatniej sekundzie spotkania skutecznie egzekwował rzut karny. Dzięki temu wrocławianie po raz 14. z rzędu nie ponieśli porażki, choć po 75 minutach przegrywali u siebie w Widzewem już 0:2. W 85. minucie gola zdobył jednak Łukasz Madej, który potem wypracował jeszcze dla Śląska "jedenastkę".

Po tym remisie wrocławianie nadal są na szóstym miejscu w tabeli, a do trzeciej Legii Warszawa tracą dwa punkty. Drużyna trenera Oresta Lenczyka ma za sobą już pojedynki niemal ze wszystkimi czołowymi ekipami ekstraklasy, a teraz przed nią dwa mecze z rzędu we Wrocławiu, gdzie zmierzy się z Koroną Kielce i Wisłą Kraków.

Rozmowa z kapitanem Śląska

Michał Karbowiak: Co pan myślał przed karnym w ostatniej sekundzie meczu z Widzewem?

Sebastian Mila: Zastanawiałem się, jak uderzyć, ale muszę przyznać, że czułem się dość pewnie. Mały problem pojawił się, kiedy sędzia powiedział, że jeszcze nie mogę strzelać, bo on idzie wyrzucić z ławki trenera Czesława Michniewicza. W pierwszej chwili myślałem, że to żart. Dla mnie zaczęła się gra z czasem i większy stres, bo wcześniej marzyłem, by jak najszybciej strzelić i zakończyć mecz. Ostatecznie uderzyłem jednak tak, jak chciałem - czyli w okienko. Na treningach takie strzały ćwiczę, gdyż są najskuteczniejsze - nawet jak bramkarz wyczuje moje intencje, to szansę na obronę ma niewielką. Poza tym wiedziałem, że nie mogę uderzyć tak jak tydzień temu na Lechu, bo pewnie Maciej Mielcarz tamto spotkanie oglądał i w ten róg się rzuci (śmiech).

Z Widzewem straty odrobiliście po wielkiej pogoni, ale piłkarsko to spotkanie było chyba jednym z gorszych spotkań Śląska w tym sezonie.

- To prawda. Jesteśmy gotowi do tego, by posypać za nie głowy popiołem i poprawić się w kolejnym meczu z Koroną. W sobotę to na pewno nie był nasz dzień, popełniliśmy zbyt dużo błędów. Z drugiej strony osiągnięcie remisu to w takich okolicznościach wielka sprawa, bo przecież po 75 minutach niewielu wierzyło, że nam się uda. My jednak daliśmy radę i ten punkt na pewno wzmocni nas psychicznie.

A może to psychika była powodem tego, że Śląsk z Widzewem zagrał bardzo przeciętnie? Rywal gorszy niż Legia Warszawa, Lechia Gdańsk czy Lech Poznań, a poza tym przy zwycięstwie mogliście awansować nawet na podium...

- Wiedzieliśmy, co się dzieje na innych boiskach, ale to nie miało na nas większego wpływu. Jak jest taki dzień jak z Widzewem, to nawet jak bardzo chcesz, niewiele możesz zrobić. Przy tym jak układał się mecz koncentrowaliśmy się głównie na tym, by tego spotkania nie przegrać, a nie myśleliśmy o awansie w tabeli. W naszej szatni o wielkich celach, europejskich pucharach i wysokich pozycjach w ogóle się nie rozmawia. Cały czas stąpamy po ziemi, staramy się robić swoje. Chcemy działać tak, by zawsze mniej gadać, a więcej robić. Lepiej więc, żeby kolega na boisku podbiegł mi pomóc, niż gdyby miał tylko krzyczeć: "Uważaj!". To samo jest w kontekście awansu Śląska do europejskich pucharów. Na razie zamiast o tym mówić, po prostu róbmy swoje, zdobywajmy punkty w każdym meczu. Na koniec sezonu zobaczymy, co z tego wyjedzie.

Czasami można odnieść wrażenie, że wyniki Śląska są takie dobre, bo w każdym meczu jeden zawodnik z poziomu drużyny się wybija. Z Widzewem był to Łukasz Madej, a wcześniej pan czy Przemysław Kaźmierczak. Co będzie, jak w drużynie takiego wyjątkowego gracza zabraknie?

- Takie zjawisko to w piłce rzecz normalna. Żeby zespół mógł wygrywać, to wszyscy jego zawodnicy muszą zaprezentować się na 100 procent, a jeden czy dwóch na 120. U nas tak się dzieje, a dodatkowo niemal co mecz jest to ktoś inny. To pokazuje, jak klasową, silną i wyrównaną mamy ekipę. Trener przed każdym meczem ma spory dylemat z ustalaniem składu, nie jest tak, że z miejsca może wypisać jedenastu zawodników do gry. Podobnie rzecz układa się na boisku, gdzie dobrze prezentujemy się jako drużyna. Zespołowo atakujemy, zespołowo bronimy i to sprawia, że strzelamy dużo bramek, a mało tracimy. Znaleźliśmy pewien złoty środek i mam nadzieję, że uda nam się to utrzymać jak najdłużej.

Śląsk na razie nie przegrywa, ale pewnego pułapu w lidze przeskoczyć nie może. Nadal jesteście na szóstym miejscu, a Legia czy Jagiellonia, które ostatnio grały słabo, pozostają na podium. Dlaczego jeszcze nie udało się ich stamtąd zepchnąć?

- Bo liga jest wyrównana i każdy może wygrać z każdym. Każdy może każdemu urwać punkty, co przekłada się na sytuację w tabeli. Zobaczmy, jak groźne są Cracovia Kraków, Arka Gdynia czy Polonia Bytom, które znajdują się przecież w dole stawki. One też wygrywają i jak wszyscy jeszcze o coś walczą. Takiej sytuacji jak teraz nie pamiętam zresztą od dawna. Wiele zespołów ma jeszcze szanse na awans do pucharów; ci, którzy walczą o mistrzostwo, też nie są w żadnym meczu pewniakami do zwycięstwa. Widać więc, że grupa drużyn zrobiła duży postęp, a nasze kolejne mecze z Koroną Kielce, Polonią Warszawa czy Zagłębiem Lubin nie będą łatwiejsze od pojedynków z Lechem czy Legią. Wręcz przeciwnie, one będą jeszcze trudniejsze, co dobitnie pokazało spotkanie z Widzewem. Dlatego właśnie nie ma co dopisywać nam punktów z racji serii meczów u siebie, ani zastanawiać się, co będzie, nawet jeśli zdobędziemy ich mniej, niż oczekiwano. Z ocenami poczekajmy do końca.

Śląsk - Widzew ? 2:2. Rzut karny w ostatniej minucie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.