To największa sensacja tych mistrzostw - Gambia rozpoczęła eliminacje od rundy wstępnej, debiutuje w PNA, jest 150. w rankingu FIFA, miała trudną grupę z Tunezją (1:0), Mali (1:1) i Mauretanią (1:0). Nie była faworytem przeciwko Gwinei w 1/8 finału (1:0) i nie będzie nim też w ćwierćfinale z Kamerunem. Ale na pewno nikt już jej nie zlekceważy.
- Nie ma zespołu, który chciałby trafić na Gambię, bo nie ma bardziej niewygodnego rywala. Nikt na tym turnieju nie jest tak dobrze zorganizowany taktycznie i bardziej konsekwentny. Egipt, Senegal i Kamerun to faworyci, ale jedno powiem w ciemno: będą musieli się solidnie zmęczyć, żeby pokonać Gambię - przewidywał już po fazie grupowej Cherno Samba, były młodzieżowy reprezentant Anglii, który w seniorach wybrał grę właśnie dla Gambii.
Jeszcze przed turniejem Gambię zlekceważyli organizatorzy. Jeden pokój, z jedną łazienką i toaletą na sześć osób, niekiedy jedno łóżko na dwie osoby - w takich warunkach przyszło mieszkać piłkarzom Toma Saintfieta podczas turnieju. - Postaram się być dyplomatyczny - zaczął na konferencji prasowej. - To brak szacunku do moich piłkarzy - wypalił już w kolejnym zdaniu. - Jesteśmy najmniejszym krajem w Afryce kontynentalnej, nie mamy wielkich gwiazd, ale musimy być szanowani. Jesteśmy tutaj, by pisać historię, a zostaliśmy zakwaterowani dwie i pół godziny drogi od stadionu, na którym musimy być półtorej godziny przed meczem. To oznacza, że musimy wyjeżdżać z hotelu przynajmniej cztery godziny wcześniej. Podręczniki mówią, że piłkarze powinni jeść ostatni posiłek równo trzy i pół godziny przez pierwszym gwizdkiem. W naszym przypadku jest to nie do zrobienia. W ten sposób organizatorzy tworzą różnice między zespołami. Dużym zespołom dają lepsze hotele blisko stadionu i ładną infrastrukturę. Małe kraje dostają słabe hotele. To faworyzowanie - żalił się.
Saintfieta nazywają w Belgii poszukiwaczem przygód. A może właściwiej byłoby powiedzieć, że to poszukiwacz uznania. Gambia jest już 20. krajem, w którym pracuje. I pierwszym, w którym znajduje to, czego szukał.
Piłkarzem był słabym, ale pomysłowym. Miał 20 lat i zamiast biegać za piłką w amatorskich belgijskich ligach, napisał wniosek do federacji Wysp Owczych, że chciałby grać w jednym z tamtejszych klubów. Obojętnie którym. Kilka tygodni później był już piłkarzem Kl Klaksvik. Do południa zarabiał na życie łowiąc ryby, a po południu nadawał życiu sens, grając w najwyższej lidze. Plany popsuła mu kontuzja. Wtedy wrócił do Belgii, wyrobił licencję i mając 23 lata, został najmłodszym trenerem w kraju. Trenował amatorów, gdy odezwali się do niego starzy znajomi z Wysp Owczych. Zaprosił go prezes B71 Sandur i dał władzę, jakiej nie miał żaden inny trener. Sainfiet odpowiadał za drużynę seniorów, wszystkie drużyny młodzieżowe i zespół kobiet.
Nie narzekał na brak pracy, ale marzyło mu się zapełnienie paszportu kolejnymi pieczątkami. Z piłką pod pachą ruszył kolejno do Kataru, Niemiec, Holandii i Finlandii. W tym ostatnim kraju trafił nieszczęśliwie - do klubu kontrolowanego przez mafię. Szybko uciekł więc tam, gdzie piłka nie była polem do robienia brudnych interesów, ale czystą pasją.
Afrykę trapiły wojny domowe i okropne choroby. Młodzi ludzie kopali piłkę, by zapomnieć o problemach. Saintfiet czuł, że jest we właściwym miejscu. Jego więź z Afryką zacieśniła się, gdy ślubował Cheryl, dziennikarce z Zimbabwe, kochać ją do końca życia. Wkrótce objął pierwszą reprezentację - nic nie znaczącą na kontynencie Namibię. Przez dwa lata przegrał zaledwie dwa mecze, a wieść o pełnym pasji trenerze z Europy, rozniosła się po innych krajach. Przez następną dekadę Saintfiet ze zmiennym szczęściem był selekcjonerem dziewięciu krajów - Zimbabwe, Etiopii, Jemenu, Malawi, Togo, Bangladeszu, Trynidadu, Malty i - wreszcie, od lipca 2018 r. - Gambii. Dlatego, gdy mówi, że przez te wszystkie lata nie widział jeszcze tak złych warunków hotelowych, należy pamiętać, jakie ma porównanie.
- Jestem obywatelem świata. Jak ktoś spojrzy na moje CV, może odnieść wrażenie, że po prostu lubię podróżować. Ale to nie do końca prawda. Każdy mój krok miał przybliżyć mnie do ostatecznego celu: zostania trenerem w belgijskiej ekstraklasie - podkreślał Saintfiet w jednym z wywiadów. Walterowi Meeuwsowi, swojemu mistrzowi, byłemu selekcjonerowi reprezentacji Belgii, w prywatnej rozmowie miał powiedzieć o jeszcze jednym celu. "Mając 50 lat, chciałbym trenować Real Madryt". Saintfiet ma na to jeszcze dwa lata. Florentino Perez, prezes Realu, prawdopodobnie jeszcze o nim nie słyszał, ale po awansie Gambii do ćwierćfinału PNA, w Belgii o Saintfietcie wreszcie zrobiło się głośno. Czy na tyle, by po turnieju znalazł tam pracę? Na pewno wystarczająco, by znaleźć uznanie kibiców.
Ale zatrudnienie Saintfieta i zapewnienie mu stabilizacji, jakiej nie miał w żadnym innym kraju, tylko częściowo wyjaśnia sukces Gambii. Kluczowa była decyzja podjęta przez federację kilka lat temu o zainwestowaniu większych pieniędzy w szkolenie młodzieży, zbudowanie kilku państwowych akademii dla najzdolniejszych chłopców i wymuszeniu na wszystkich profesjonalnych klubach stworzenia drużyn młodzieżowych. Zwycięstwo w 2009 r. w PNA do lat 17 było pierwszym sygnałem, że system działa sprawnie. Kolejnym - transfery piłkarzy do Europy. Dziś Omar Colley gra we Włoszech w Sampdorii, Musa Barrow w Bolonii, Ebrima Darboe w Romie, a Ablie Jallow występuje w Seraing w belgijskiej ekstraklasie.
Kolejnym krokiem było organizowanie sparingów z czołowymi afrykańskimi i niezłymi europejskimi zespołami, np. z Marokiem i Kosowem. Gambijczycy chcieli uczyć się od lepszych i budować pewność swoich piłkarzy. Ale być może jeszcze ważniejsza była praca skautingowa wykonywana od blisko dekady. Gambia, podobnie jak inne afrykańskie kraje, postanowiła wyszukiwać i troszczyć się o młodych piłkarzy urodzonych za granicą, by ostatecznie zgodzili się dla niej grać. Tak zwerbowani zostali urodzeni w Anglii Ibou Touray i Ebou Adams, Baboucarr Gaye z Niemiec, Noah Sonko ze Szwecji i Saidy Janko ze Szwajcarii. - Widać różnicę przede wszystkim w wyszkoleniu technicznym. Piłkarze urodzeni i wychowywani w Europie od początku mają nad sobą trenera i dostęp do wspaniałej infrastruktury. Często te różnice powstałe w dzieciństwie są nie do nadrobienia - uważa Lamin Kaba Bajo, prezes gambijskiej federacji.
- To wszystko składa się w całość: mamy dobre pokolenie, najlepszy zespół od lat, bo wielu z nas gra na co dzień w Europie. Do tego prowadzi nas selekcjoner z dużym doświadczeniem, który jest świetnym motywatorem i naprawdę wierzy w to, co mówi. Jeszcze zanim wywalczyliśmy awans na PNA, powiedział nam, że mamy olbrzymie szanse awansować i nie być chłopcami do bicia. Saintfiet wszystko przeanalizował. Powiedział: "Statystyki nie kłamią. Zdobywamy więcej punktów niż kiedyś, strzelamy więcej goli, a tracimy mniej. Nie ma w tym przypadku". Proste, ale dobrze było to usłyszeć i zobaczyć - opowiadał kapitan Omar Colley w BBC. - Debiutujemy w PNA i widzimy w tym wielką szansę. Możemy jeszcze spopularyzować piłkę nożną w naszym kraju. Możemy stać się idolami dla wszystkich dzieci i pokazać im, że można osiągać sukcesy - dodał.
Po historycznym zwycięstwie nad Gwineą w 1/8 finału w kraju zapanowała euforia. Zaczęły pojawiać się porównania do Zambii z 2012 r., która sensacyjnie wywalczyła mistrzostwo. - Możemy być drugą Zambią i zaskoczyć wielu ludzi - przewiduje Cherno Samba. - Chłopcy są głodni sukcesu i pewni siebie, a presja jest na innych zespołach. My już osiągnęliśmy gigantyczny sukces. Gramy zespołowo, indywidualności podporządkowują się zespołowi. To klucz do sukcesu. W tej sytuacji nie zadowolimy się niczym innym niż półfinałem lub finałem. Piłkarze już dali nam przedsmak tego sukcesu - twierdzi.
Spokojniejszy jest selekcjoner Saintfiet. - Jesteśmy tutaj, żeby przesuwać swoje granice, a jednocześnie budować drużynę na przyszłość. Historia nie skończy się na tym ćwierćfinale czy kolejnych rundach. Będzie Puchar Narodów Afryki w 2023 i 2025 roku. Będą mistrzostwa świata w 2026. Chcemy być na tych wszystkich turniejach, bo liczy się długofalowość i postęp. To co wydarzy się w sobotę, gdy zagramy z Kamerunem, niewiele zmieni w naszych odczuciach - powiedział na konferencji prasowej po wygranej nad Gwineą.
Początek spotkania z Kamerunem w sobotę o godz. 17.