Finał Copa America. Argentyna zależy od Messiego.

Argentyna zależy od Leo Messiego i zależeć będzie. Czy czterokrotny laureat Złotej Piłki jest w formie, czy nie, to on firmuje jej zwycięstwa i odpowiada za porażki. Czy w sobotnim finale Copa America z Chile poprowadzi swój zespół do zwycięstwa? Mecz Chile - Argentyna w sobotę o godz. 22. Relacja na żywo w Sport.pl.

- Chciałem w tamtej chwili umrzeć lub zapaść się ze wstydu pod ziemię - mówił Messi, komentując jedną z akcji pod bramką Davida Ospiny. Kolumbijski bramkarz w ćwierćfinale z Argentyną interweniował niczym Jerzy Dudek po głównej akcji Andrija Szewczenki w stambulskim finale Ligi Mistrzów. Ospina odbił piłkę po ostrym strzale i leżał na ziemi. Stojący cztery metry od bramki Messi miał przed sobą absolutną pustkę, dlatego uderzył głową lekko i byle gdzie. Tymczasem okazało się, że bramkarz pozbierał się z ziemi w mgnieniu oka. Kiedy wstawał, piłka trafiła w jego ręce jeszcze raz i poleciała nad bramką.

Przez 90 minut rywalizacji cały ogromny arsenał ofensywny Argentyny (Messi, Pastore, Di Maria, Aguero) nie wystarczył do zdobycia choćby jednego gola. Okazja zmarnowana przez gwiazdę Barcelony pozostała jednak dla meczu symboliczna, zaprzepaścił ją przecież ten największy. "Albicelestes" uratowały dobrze wykonywane rzuty karne (seria wygrana 5:4), bez tego nie zdarzyłoby się to, co dla drużyny Gerardo Martino najlepsze.

Wystarczyła porażka w tamtej serii jedenastek, by Argentyna podzieliła los Brazylii. Wszyscy zachodziliby w głowę, jak to możliwe, iż taka plejada indywidualności nie tworzy drużyny. Messi znów zostałby okrzyknięty wielkim przegranym i winowajcą przede wszystkim w ojczyźnie. Indywidualnie zdobył setki nagród i wyróżnień, dla Barcelony wywalczył 24 trofea, w kadrze wciąż czeka na pierwsze. - To niewiarygodne, jak trudno przychodzi mi zdobywanie bramek dla reprezentacji - wyznał, jakby czaiła się za tym jakaś klątwa, coś, czego sam nie może pojąć i zaakceptować.

Ronaldo pasuje wszędzie. A Messi?

Suche liczby? W 482 oficjalnych meczach Barcelony zdobył 412 bramek, a więc średnia wynosi 0,85. W 102 spotkaniach "Albicelestes" trafił do siatki 46 razy (średnia 0,45). Prawie dwa razy mniej. 27-letni piłkarz ma olbrzymią szansę pobić wszelkie rekordy reprezentacji Argentyny. Do Javiera Zanettiego brakuje 43 rozegranych spotkań, do wyniku Gabriela Batistuty 10 bramek. Wcześniej czy później je zdobędzie, ale średniej "Batigola" - 0,72 na mecz - już nie osiągnie. Ale o ile Batistuta był genialnym łowcą goli, o tyle Messi jest kimś znacznie więcej.

Skąd jednak bierze się tak znaczący spadek skuteczności Messiego, gdy opuszcza klubowe pielesze? Przecież Kun Aguero, Gonzalo Higuain, Carlos Tevez, Angel Di Maria czy Javier Pastore, czyli gracze ofensywni otaczający Messiego w reprezentacji, nie odbiegają klasą od Xaviego, Andresa Iniesty, Neymara, Luisa Suareza i Ivana Rakitica. W dodatku kolejni selekcjonerzy Argentyny stawiają sobie za cel odtworzenie barcelońskiego środowiska i podobnych schematów gry wokół czterokrotnego laureata Złotej Piłki.

Messi wychowywał się jednak w La Masii od 13. roku życia, trudno te wszystkie głęboko utrwalone automatyzmy przenieść do innej drużyny, choćby tak samo wybitnej. Być może to miał na myśli Alex Ferguson, stawiając tezę, że Cristiano Ronaldo pasowałby do każdego zespołu na świecie, natomiast co do Messiego ma poważne wątpliwości.

MVP w kryzysie

Przed rokiem FIFA przyznała Argentyńczykowi tytuł MVP mundialu w Brazylii. Kontrowersji wywołało to masę, bo Leo był akurat w kryzysie. To prawda, że w fazie grupowej rozstrzygał mecze swoimi golami, ale gdy doszło do starć kluczowych, cierpiał razem z zespołem. Symptomatyczny był fakt, że pierwszy raz od siedmiu lat dziennikarze z Argentyny przyznali tytuł Gracza Roku komu innemu. Zdobył go Angel Di Maria, mimo iż mistrzostwa w Brazylii zakończył kontuzją w ćwierćfinałowym starciu z Belgami.

"Dopóki mamy Messiego", "Z Messim wszystko jest możliwe", "Messi to nasza przewaga" - powtarzał ówczesny selekcjoner Alejandro Sabella po kolejnych spotkaniach Argentyny. Wiedział, że zamknięty w sobie, introwertyczny geniusz na krytykę jest wyjątkowo czuły. Leo pojechał na mundial do Brazylii po bardzo słabym sezonie w Barcelonie, chodziły nawet słuchy, iż szefowie katalońskiego klubu pozwolili mu się oszczędzać przed mistrzostwami.

Dyskretny udział geniusza

Sytuacja przed Copa America w Chile była zupełnie inna. W minionym sezonie Messi się odrodził, zdobył dla Barcelony 58 goli w 57 meczach i drugi raz wywalczył z klubem potrójną koronę. Tryskał energią, wigorem, znów rozstrzygał mecze w pojedynkę. Wydawało się, że osiągnął formę pozwalającą mu zdominować mistrzostwa Ameryki.

W Chile znów można jednak mówić o dość dyskretnym udziale Messiego w grze "Albicelestes". Choć ciężar medialności geniusza sprawił, że z pięciu meczów Argentyny w czterech wybrano go na gracza numer 1. Pierwsze wyróżnienie sam odrzucił, wściekły po remisie 2:2 na inaugurację z Paragwajem.

Drugie starcie z Paragwajczykami w półfinale było dotąd jedynym w Copa America, po którym drużyna Gerardo Martino zebrała owacje na stojąco. Kuriozum, bo przy wyniku 6:1 Messi nie trafił do siatki ani razu. Nie chodzi jednak o to, by rozliczać go z goli, bo asystami i precyzyjnymi zagraniami daje drużynie wystarczająco dużo. Tyle że w Barcelonie też rozgrywa, drybluje, kieruje resztą, co nie przeszkadza mu być superskutecznym.

Odpowiedzialność na Messim. Inaczej być nie może

Trener Paragwaju Ramon Diaz przewiduje, że jeśli w sobotnim finale w Santiago Argentyńczycy zagrają tak, jak z jego zespołem na stadionie Ester Roa w Concepcion, gospodarzom nie starczy atutów, by im sprostać. Chile jest więc na straconej pozycji w batalii o pierwszy triumf w Copa America? Chyba nie, skoro Argentyna i Messi z pięciu meczów turnieju wspaniale zagrali dopiero w jednym. Ich możliwości, to oczywiste, przerastają zespół Jorge Sampaoli, ale to nie jest jeszcze gwarancją zwycięstwa.

Jeśli chodzi o Messiego, wszystko będzie zależało nie tyle od jego skuteczności, co wyniku. Jeśli po 22 latach odzyska dla Argentyny tytuł mistrza Ameryki, zostanie okrzyknięty numerem 1 turnieju w Chile, nawet gdyby zmarnował trzy okazje, takie jak w ćwierćfinale z Kolumbią.

Gdyby natomiast "Albicelestes" przegrali finał, gracz Barcelony znów będzie w pierwszym rzędzie winowajców. Choćby zdobył hat tricka, dokonując na boisku kilku cudów. To jest jego drużyna, choć być może najlepszy w niej jest w Chile Javier Pastore. Ale odpowiedzialność spada na Messiego. Inaczej być nie może.

Więcej o:
Copyright © Agora SA