Ruch przegrał wyjazdowy mecz z Polonia Warszawa 1:3, choć do przerwy prowadził. Niestety, w drugiej połowie w grze odnalazł się Artur Sobiech, który niemal w pojedynkę załatwił niebieskich.
Najskuteczniejszy napastnik Polonii długo nie wychodził z szatni, ponad godzinę Długo nie mógł też opuścić budynku klubowego. Najpierw jeden wywiad dla telewizji, potem następny, wypowiedzi dla prasy, przyjmowanie gratulacji. Odbył tradycyjny rytuał bohatera meczu, rozpoczęty jeszcze na boisku owacyjnym pożegnaniem przez kibiców.
Nie był to jego show, nie grał widowiskowo jak ostatnimi czasy Adrian Mierzejewski, nie dryblował jednego za drugim obrońców rywali, ale wykonał nie 100, ale 200 procent normy - strzelił dwa gole, miał asystę przy bramce Euzebiusza Smolarka. I to wszystko, trzy dni po kiksie roku w meczu z Lechem w Poznaniu, kiedy z trzech metrów nie trafił do pustej bramki przy stanie 2:0 dla Polonii.
- To zawodnik z charakterem. Chciał udowodnić, że potrafi strzelać gole i udowodnił. Był pod ostrzałem krytyki i odpowiedział tym wszystkim, którzy go krytykowali - mówi pomocnik "Czarnych Koszul" Łukasz Trałka (zaliczył asystę przy drugiej bramce Sobiecha). - Rozmawiałem z nim dziś przed południem. Będzie z niego dużo pożytku, również dla reprezentacji. Widzę, że jest odporny psychicznie. Strzelił dwa gole, nawet jednego ponad plan - oceniał jego szkoleniowiec Polonii Paweł Janas.
- Trener rozmawiał ze mną, prosił żebym zapomniał o tej zmarnowanej sytuacji z Lechem. Ta rozmowa nawet nie była potrzebna. Zapomniałem o tej okazji 30 minut po meczu w Poznaniu. Trzeba wspominać te dobre momenty i powielać je później na boisku - mówił 20-letni napastnik.
W sobotę Sobiech miał okazję do wspomnień. Grał przeciw Ruchowi Chorzów, swojemu byłemu klubowi, w którym ujawnił się jego talent (12 goli w 47 spotkaniach z czego 10 w poprzednim sezonie. Na początku sierpnia za milion euro kupiła go Polonia. Został najdroższym polskim piłkarzem ekstraklasy.
Z Ruchem doprowadził do wyrównania strzelając z metra do pustej bramki po rozegraniu przez Polonię rzutu rożnego. Znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Miał udział przy drugim golu, zagrywając piłkę do Smolarka po wyrzucie z autu Jakuba Tosika. Trzecią bramkę strzelił głową w długi róg bramki Matko Perdijica, idealnie wcześniej ustawiając się między obrońcami Ruchu.
- Dobrze znamy Sobiecha. Jak grał u nas, też ta piłka nie wiadomo w jaki sposób spadała obok niego albo na jego nogę. Sobiech pozostał tym samym Sobiechem, dlatego dziś strzelił dwa gole, został bohaterem meczu - opowiadał kapitan Ruchu Maciej Pulkowski.
Był zły na byłego kolegę z drużyny. Na sędziego, że jego zdaniem pokazywał kartki piłkarzom Ruchu, a nie Polonii. W 68. minucie minucie przy stanie 2:1, czerwoną kartkę ukarany został Rafał Grodzicki. Niesłusznie, ale chwilę wcześniej faulował Sobiecha w polu karnym. Arbiter tego nie zauważył.
Kapitan chorzowian złościł się również na kolegów z drużyny, podobnie jak trener Waldemar Fornalik, za sposób w jaki goście tracili gole. - Nie mamy się czego wstydzić, nawet w końcówce, grając w dziesiątkę tworzyliśmy sytuacje, mając między innymi poprzeczkę. Natomiast to, co robiliśmy przy stałych fragmentach gry można nazwać katastrofą. W ten sposób cały wysiłek włożony w to spotkanie, został zniweczony - oceniał drużynę w drugiej połowie Fornalik. - Nie mamy pretensji do sędziego, bo nie sędzia nam strzelił bramki. Ale to złe zachowanie przy stałych fragmentach gry, bramka stracona po rzucie rożnym, po wyrzucie z autu Jeśli chce się wywozić punkty z Warszawy, to nie wolno dopuszczać do takich sytuacji - grzmiał Pulkowski.
Polonia również straciła gola po stałym fragmencie gry, po rzucie rożnym. Wciąż ma dziurawą obronę, ale za to najlepszy - 21 goli w 13 meczach - atak w ekstraklasie. Udział Sobiecha w tym dorobku jest znaczący - strzelił sześć bramek, zaliczył cztery asysty. W klasyfikacji kanadyjskiej: gole plus asysty, nie ma w lidze lepszego piłkarza.