Trener Ruchu: Skąd się wzięło tyle jadu?

Niebiescy inaugurują sezon na Cichej prestiżową potyczką z Wisłą. W niedzielę radzimy przyjść na stadion wcześniej. Dużo wcześniej! W przeciwnym razie możecie utknąć przed bramami.

Forma niebieskich wciąż jest zagadką. Słabe spotkanie pierwszej kolejki ekstraklasy z Lechią Gdańsk (0:0) poprzedził mecz z Austrią Wiedeń w Lidze Europejskiej, po którym - jak podkreśla sztab trenerski - zespół odpoczywał mniej niż 72 godziny. - Mecz w Gdańsku nie jest odpowiedzią na pytanie: "Jak Ruch będzie grał w lidze?". Krytykuje się nas, tak jakbyśmy już kończyli sezon. Skąd tyle jadu? Sączy się on z ust nawet tych, którzy uchodzą za sympatyków klubu. To stara polska przypadłość. Potrafimy krytykować, ale już doradzić, co zrobić, żeby było lepiej, to za duże wyzwanie. Skreśla nas się już na starcie - irytuje się trener Waldemar Fornalik.

Słabością Ruchu jest, niestety, gra w ataku. W siedmiu oficjalnych meczach, które niebiescy rozegrali tego lata, zespół strzelił pięć bramek (trzy Kazachom z Karagandy). Tylko raz do siatki trafił napastnik Artur Sobiech, który jest już zawodnikiem Polonii Warszawa.

Trener zapewnia, że chce i lubi grać dwoma napastnikami, ale niebiescy rozpoczynają ostatnie mecze z wysuniętym Sebastianem Olszarem, który powtarza, że lepiej czuje się z boku boiska.

Do Olszara może dołączyć Arkadiusz Piech bądź Maciej Jankowski. Piłkarz pozyskany latem z Piaseczna w ostatnim meczu Młodej Ekstraklasy z Lechią strzelił dwa gole. - Nigdy nie oczekiwałem, że Jankowski będzie gotowy do gry z chwilą podpisania kontraktu. Jak każdy nowy potrzebował czasu, żeby poznać klub. Czy mija przystanki, które założyłem? Myślę, że tak. Używając komunikacyjnej terminologii, to właśnie postawił stopę na pierwszym stopniu odjeżdżającego w kierunku ligi tramwaju - uśmiecha się szkoleniowiec.

Zdaniem "Gazety" niebieskim brakuje też kreatywnego pomocnika, który rozrusza ofensywną grę Ruchu. - Do zamknięcia okna transferowego zostało jeszcze trochę czasu [koniec sierpnia - przyp. red.]. Chcemy wprowadzić do kadry trochę nowej jakości - zapewnia Mirosław Mosór, dyrektor sportowy klubu. - To już nie te czasy, gdy defensywni pomocnicy odpowiadali tylko za odbiór piłki. Teraz każdy zawodnik na boisku powinien kreować grę drużyny - odpowiada Fornalik.

Spotkanie z Wisłą powinno zgromadzić na trybunach ponad 10 tys. kibiców. Na stadionie obowiązuje nowy system identyfikacji fanów, który wiąże się z wyrobieniem tzw. kart kibica. - To trwa, a co za tym idzie - mogą tworzyć się kolejki. Apelujemy do naszych sympatyków, żeby nie przychodzili na mecz na ostatnią chwilę. Karty kibica można wyrabiać każdego dnia - przypomina Mosór.

Dariusz Smagorowicz, przewodniczący rady nadzorczej niebieskiej spółki, marzy o nowym, funkcjonalnym obiekcie. - Bez nowego stadionu w Chorzowie nie będzie ekstraklasy! - podkreśla i przypomina niedawną potyczkę z Austrią. - Wiedeńczycy byli zachwyceni postawą naszych fanów, którzy świetnie bawili się na trybunach. Bili im brawa na stojąco! Mecze w Lidze Europejskiej transmitowała austriacka publiczna telewizja. Ile musiałby zapłacić Chorzów, by zyskać promocję w najlepszym czasie antenowym? Myślę, że to więcej niż nasz roczny budżet [około 12 mln zł - przyp. red.].

Gdybyśmy mieli taki stadion jak Austria, to takie widowiska stałyby się naszym udziałem co dwa tygodnie, a bilety na nasze mecze kupowałoby się u koników - mówi działacz.

Wisła, podobnie jak Ruch, start w eliminacjach Ligi Europejskiej ma już za sobą. Po przegranej rywalizacji z Karabach Agdam z Azerbejdżanu pracę stracił trener Henryk Kasperczak. W Chorzowie zespół poprowadzi Tomasz Kulawik, ale to rozwiązanie tymczasowe. Krakowianie szukają nowego szkoleniowca za granicą. W kadrze niebieskich na pewno zabraknie Ariela Jakubowskiego, który z powodu urazu kolana prawdopodobnie w tej rundzie na boisko już nie wybiegnie. Początek niedzielnego meczu o godz. 19.15.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.