- Już dawno się tak nie denerwowałem, ale było warto. To była dobra reklama naszego kraju - cieszył się polski dyplomata Paweł Cieplak. - No, mieliśmy sporo farta, ale przecież kto nie ma szczęścia, ten nie wygrywa. Momentami cisnęli nas naprawdę bardzo mocno - przyznał Michał Pulkowski, pomocnik niebieskich.
Tylko niewiele ponad 5 procent terytorium Kazachstanu leży w Europie, ale właśnie ten skrawek ziemi sprawił, że Ruch przyjechał do azjatyckiej Karagandy, by zagrać w eliminacjach Ligi Europejskiej. Niebiescy wrócili na stadion Szachtiora po 47 latach przerwy. W 1963 roku chorzowski zespół wyszedł na boisko przy dźwiękach przeboju Ireny Santor. - To był dobry znak, bo gdy śpiewała nam pani Irena, to zawsze nam sprzyjało szczęście - mówił przed wyjazdem Eugeniusz Lerch, dawna gwiazda drużyny z Cichej.
Przed laty chorzowian witały też transparenty, orkiestra górnicza. Piłkarze wspominali również, że nie brakowało im kawioru i winogron. Tym razem gospodarze nie szukali starych płyt. Na wejście drużynom towarzyszyła podniosła muzyka ludowa i... gwizd fanów. Ten powtarzał się i ranił uszy za każdym razem, gdy piłkarze z Karagandy ruszali z piłką w kierunku pola karnego Ruchu. - Dawaj! Dawaj! Dawaj! - aż podnosiło fanów z miejsc.
Stadion Szachtiora to obiekt lekkoatletyczny. Boisko okala mocno zużyta tartanowa bieżnia. Za bramkami piaskownica do skoku w dal i koło do pchnięcia kulą. Wszystkie z 19 tysięcy miejsc są siedzące. Kierowca autobusu, który woził chorzowian po Karagandzie, zapewniał, że w czwartkowy wieczór na trybunach usiądzie około 15 tysięcy fanów, ale tych przyszło siedem, może osiem tysięcy. Bilety nie były drogie - trzysta tengów to około sześciu złotych.
Na trybunach byli i Polacy! Ksiądz Piotr Pytlowany z miejscowego seminarium nie zawiódł i zgodnie z zapowiedziami zorganizował grupę wspierającą. - Nazywamy się "awangarda kołchoz" - żartował. Dwóch misjonarzy, by ściskać kciuki za Ruch, przyjechało z oddalonej o 230 kilometrów Astany.
- Przekrzyczymy miejscowych - zapowiadali i wołali przeciągle: - Nieeeebiescy. Nieeebiescy.
Na stadionie było mnóstwo policji z dwóch karagandyjskich szkół dla mundurowych. Podobno mobilizowali się jak nigdy, gdyż miejscowi wystraszyli się chorzowskich kibiców, których wyczyny pooglądali sobie w internecie. - Nie będzie kibiców z Ruchu? Dlaczego? Za daleko? - dopytywał się Siergiej, rzecznik prasowy klubu.
Ruch obawiał się meczu z Szachtiorem z kilku powodów. Niebiescy nie znali realnej siły rywala, bo jedyny zapis wideo meczu Szachtiora, jakim dysponowali, pochodził sprzed kilku miesięcy. Chorzowianom nie sprzyjało dziurawe boisko, a także różnica czasu. Z tym ostatnim problemem sztab szkoleniowy poradził sobie w prosty sposób. Ruch mieszka w Karagandzie, ale żyje według czasu chorzowskiego. Czwartkowe śniadanie kończyło się tuż przed południem, a chociaż mecz rozpoczął się o 21., to nie poprzedziła go kolacja, tylko podwieczorek.
Kazachowie twierdzą, że są najbardziej gościnnym narodem świata. Powtarzają, że bliższy jest im gość niezapowiedziany niż ten, który wcześniej poinformował o wizycie. W pierwszych minutach to jednak niebiescy bili rekordy gościnności. Niezapowiedzianym gościem był Aldin Dżidić. Dwumetrowy Bośniak miał straszyć grą głową, ale że obrońcy zostawili go samego przed nosem Krzysztofa Pilarza, to miał czas, by spokojnie przyłożyć do piłki szczudłowatą nogę.
- Fatalnie ułożyło się dla nas to spotkanie. Straciliśmy szybko gola, zanosiło się na następne - kręcił głową trener Waldemar Fornalik.
Działacze Ruchu przeczuwali ciężki bój szczególnie po tym, gdy zobaczyli na koszulkach "Górnika" logo hutniczego giganta Arcelor Mittal.
- Sponsorują nasz klub, ale to nie są tak duże pieniądze, jak sądzicie. Jaki macie budżet? Około trzech milionów euro? No to my mamy znacznie mniej. Ile? Tajemnica - uśmiechał się Władimir Nidergaus, dyrektor sportowy Szachtiora, który w 1997 roku grał w barwach Rotora Wołgograd w pucharowym meczu z Odrą Wodzisław. - Stare dzieje. Człowiek był jeszcze piękny i młody - żartował.
Ruch przez długi czas wyglądał na zespół, który źle dobrał taktykę. Koszmarna murawa nie sprzyjała kombinacyjnej grze po ziemi, a głównie tak drużyna pchała do przodu kolejne akcje. Grą niebieskich często rządził przypadek, i to on sprawił, że niebiescy doprowadzili do wyrównania. Łukasz Janoszka z ostrego kąta chciał raczej dograć piłkę w pole bramkowe. Stracił jednak równowagę, precyzję i pięknie wrzucił piłkę tuż pod poprzeczkę!
- Nie, nie, nie. Nie było w tym przypadku. Tak to sobie wymyśliłem. Chciałem wrzucić piłkę lekką podcinką. Pomyślałem, że jak nie wpadnie do siatki, to może akcję zamknie jeden z kolegów - mówił Janoszka.
- Chwilę wcześniej, po serii rzutów rożnych, gol dla Szachtiora wisiał w powietrzu. Na szczęście wyprowadziliśmy szybką kontrę, która odmieniła losy meczu - podkreślał Fornalik, który chwalił zespół, że podjął fizyczną walkę z drużyną, która w odróżnieniu od Ruchu jest w pełni sezonu.
Kazachscy dziennikarze uważali, że na wyniku spotkania zaważył brak w składzie Aleksandra Grigorienki. Pierwszy bramkarz i kapitan drużyny w dniu spotkania doznał urazu palców prawej ręki. Jego zastępca Sergiej Sarana w jednej akcji zapracował na żółtą kartkę i rzut karny, a Sebastiana Olszara poturbował przy tym tak mocno, że ten musiał opuścić boisko. Do końca meczu nie dotrwał też skopany Krzysztof Nykiel, który, opierając się na ramionach masażystów, ledwo dokuśtykał do ławki rezerwowych. - Dziwne, że po faulu na Krzyśku sędzia nie gwizdnął nawet wolnego. Za kilka dni przekonamy się, na ile poważne są to urazy i czy Olszar i Nykiel będą gotowi na rewanż - komentował szkoleniowiec Ruchu.
Władimir Czeburin, trener "Górników", wierzy, że jeszcze nie wszystko stracone. - Przed nami długa droga do Polski i ciężki mecz, ale na pewno podejmiemy walkę. Dziś moi chłopcy zrobili wszystko, co mogli. Walczyli do końca i z zębem. Nie rozumiem, jak to możliwe, że tyle piłek, które zazwyczaj wpadają do siatki, dziś omijało bramkę Ruchu. Nie wierzę, że przegraliśmy - kręcił głową szkoleniowiec. Niebiescy są znacznie bliżej awansu do kolejnej rundy Ligi Europejskiej, gdzie na zwycięski zespół czeka już FC Valletta z Malty. Rewanż z Szachtiorem 8 lipca w Chorzowie.
Szachtior Karaganda - Ruch Chorzów 1:2 (1:1)
Bramki: 1:0 Dżidić (8.), 1:1 Janoszka (45.), 1:2 Grzyb (48. - z karnego)
Szachtior: Sarana Ż - Dżordżević, Kislicyn, Danajew, Tarasow - Borantajew (72. Borowskij), Bogdanow Ż, Finoncienko, Vicius, Suczkow Ż (62. Skorych) - Dżidić Ż.
Ruch: Pilarz - Nykiel (70. Malinowski), Stawarczyk, Grodzicki, Jakubowski - Grzyb, Straka, Pulkowski, Janoszka (84. Świerblewski) - Sobiech, Olszar (53. Zając)
Sędziował: Gerhard Grobelnik (Austria). Widzów: 8000.