Ekstraklasa. Jak Ruch Chorzów poradzi sobie bez Andrzeja Niedzielana?

Napastnik Ruchu czeka na operację, a działacze nie tracą nadziei, że jeszcze w tym sezonie wybiegnie na boisko. Na razie jednak Ruch musi szukać dla niego zastępcy.

Kontuzja Andrzeja Niedzielana, lidera drużyny, to na Cichej temat numer jeden. Mariusz Śrutwa, były piłkarz niebieskich, powtarza, że życie bywa przewrotne i okrutne. - Zrezygnował z dobrych pieniędzy, jakie proponowała mu Polonia Warszawa, by nadal grać dla Ruchu. Zapłacił za to pechową kontuzją - mówi.

Przypomnijmy, że Niedzielan ma złamaną i przemieszczoną kość jarzmową. To efekt zderzenia z Łukaszem Hanzlem w czasie sobotniego meczu z Zagłębiem Lubin.

Dyrektor klubu Mirosław Mosór zapewnia, że piłkarz jest w dobrej dyspozycji psychicznej. - Na twarzy oczywiście widać ślady kontuzji, ale Andrzej się tym nie przejmuje. Czeka na zabieg, który chce mieć jak najszybciej za sobą. Czy wróci w tym sezonie na boisko? Bardzo byśmy chcieli! Najbardziej optymistyczny scenariusz zakłada, że stanie się do pod koniec kwietnia. Na razie jednak to tylko nasze życzenie - mówi działacz.

Na Cichej wiedzą aż za dobrze, że stracili jednego z tych piłkarzy, od których rozpoczyna się ustalanie składu. W kadrze Ruchu jest dwóch napastników, o których mówi się, że stylem gry przypominają Niedzielana. To młody Patryk Stefański i niedawno pozyskany Arkadiusz Piech. - To będzie ich czas. W najbliższych tygodniach okaże się, czy mamy wartościowych rezerwowych - dodaje Mosór.

Śrutwa w gronie zawodników, którzy mogą zająć miejsce w ataku Ruchu, wymienia też Grzegorza Goncerza. - Ma za sobą dwa dobre sezony w GKS-ie Katowice. Ma też doświadczenie, którego jeszcze brakuje chociażby Stefańskiemu - mówi i zaznacza, że nie chce słuchać wymówek o braku Niedzielana w przypadku porażek niebieskich.

- Ten zespół miał walczyć o miejsce w europejskich pucharach i strata jednego, nawet najlepszego, piłkarza nie może tego zmienić! - zauważa.

Mosór liczy na dodatkową mobilizację. - Mają zamknąć się w szatni i krzyknąć "Andrzej, chopie! To dla ciebie gramy" - podkreśla dyrektor i nie wyklucza, że po stracie Niedzielana zmieni się też taktyka drużyny. Ruch mógłby bowiem zrezygnować z gry dwoma napastnikami na rzecz silniejszej drugiej linii. - Zawsze byłem przeciwny gry jednym napastnikiem i zdania nie zmienię. Najbliższe dwie, trzy kolejki mogą być dla Ruchu trudne, ale brak Andrzeja nie może być argumentem, za którym będą się chować chorzowskie słabości - twardo zaznacza Śrutwa.

Piłkarzowi Ruchu współczuje Jan Woś. Pomocnik Odry Wodzisław nie tak dawno doznał podobnego urazu. W spotkaniu z Górnikiem Zabrze zderzył się z Michałem Pazdanem. Uderzenie było tak mocne, że kość policzkowa Wosia uległa zmiażdżeniu. - Oglądałem sytuację, w której Andrzej nabawił się kontuzji, i początkowo nie sądziłem, że skończy się to aż tak poważnymi konsekwencjami. W porównaniu z moim starciem z Pazdanem to z Chorzowa wyglądało wręcz niewinnie. Ja wpakowałem się w rywala w pełnym biegu. Widać jednak kości policzkowe nie są zbyt wytrzymałe - mówi Woś, który obawia się, że w tym sezonie Niedzielan już nie zagra.

- Nie wiem, ile będzie czekał na operację. Ja zostałem wywołany przez lekarzy dopiero po trzech tygodniach. Operacja nie należy do przyjemnych. Lekarze dostają się do kości przez buzię, którą - co zrozumiałe - trzeba otworzyć naprawdę szeroko. Podniebienie i dziąsła też to mocno odczują. Ból jednak szybko mija i potem strach zostaje tylko w głowie. Mam w tym miejscu blachę, a jednak przy starciach o górne piłki czasami wraca wspomnienie tamtej kontuzji. Andrzej nie powinien się tym martwić - bazuje przecież przede wszystkim na szybkości i technice. Ma w drużynie kolegów, którzy powinni się przepychać łokciami zamiast niego - podkreśla piłkarz Odry.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.