Po porażce z Legią w Warszawie piłkarze Ruchu byli źli na samych siebie. Powtarzają, że w meczu z ekipą z Białegostoku tych samych błędów już nie popełnią. Początek niedzielnego spotkania o godzinie 14.45.
Tomasz Brzyski, obrońca Ruchu: Niezrozumiałe. Wyglądało na to, że przestraszyliśmy się rywala. Trener powtarzał o szacunku dla Legii, ale też zachęcał do walki na całego. Tymczasem my rozpoczęliśmy mecz tak, jakbyśmy czekali, aż nam strzelą gola. No i doczekaliśmy się.
- Mecze na naszym boisku to zupełnie inna bajka. Nie przegrywamy, nie tracimy bramek. Naprawdę czujemy się na Cichej bardzo mocni. Spodziewam się, że ostro na nich ruszymy. Musimy być agresywni. Tak jak w drugiej połowie spotkania w Warszawie.
- To prawda. W każdym rogu szatni ktoś wyciera nos albo pokasłuje. Trener oszczędza piłkarzy, zwalnia nas z treningów. Łykamy różne tabletki i wierzymy, że na niedzielę wszyscy będziemy gotowi. O tym, jakie to ważne, przekonaliśmy się w Warszawie, gdzie z różnych przyczyn zabrakło przecież Andrzeja Niedzielana, Gabora Straki i Krzyśka Nykiela.
- Szczepiliśmy się przed sezonem, więc mam nadzieję, że nas to nie spotka. Mimo wszystko jakieś wirusy krążą w powietrzu i trzeba być czujnym, bo łatwo coś złapać.
- Boli. Jest szansa, że do niedzieli się poskładam. Czy jednak moja gra ma sens, skoro w tygodniu nie trenowałem?
- Groźny. Niestety dla niej, sporo traci na wyjazdach. Od ilu spotkań nie wygrali już na obcym boisku?
- No właśnie. Mimo wszystko czeka nas trudny mecz. U siebie jednak zawsze liczymy na zwycięstwo.
- Cały zespół robi wrażenie, ale ci dwaj piłkarze to rzeczywiście armaty, które potrafią rozwalić każdy mur.
- Nawet nie jest taki szybki, ale potrafi się znaleźć. Nie ma go na boisku przez 80 minut i nagle "bach": strzela dwa gole. Nie można go zlekceważyć ani odpuścić nawet na chwilę.